Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Muzyka lepsza niż botoks

Z tą panią lepiej nie zadzierać. Diabelski temperament, energia wulkanu, sceniczne ADHD i język ostrzejszy niż brzytwa. Skin znowu narozrabiała, tym razem w Poznaniu.

Skunk Anansie. Fot. materiały prasowe - grafika artykułu
Skunk Anansie. Fot. materiały prasowe

Sprawdzam datę jej urodzin i nie wierzę własnym oczom. Liczę: 40 plus... 7. Mówię sobie: niemożliwe. I liczę po raz kolejny. O ile internet nie kłamie, Deborah Anne Dyer skończy w tym roku 47 lat. Nieobliczalna wokalistka zespołu Skunk Anansie na ostatnim z występów w ramach polskiej trasy koncertowej, rzuciła na kolana wszystkich, którzy pojawili się w Auli UAM. Jeśli ktoś oczekiwał, że królowa rocka wreszcie wyhamuje, przeżył spory szok, widząc, jak Brytyjka skacze, tańczy, parodiuje brytyjską królową, zamaszyście gestykuluje, niczym rozwścieczona włoska kochanka, a przy tym klnie jak szewc.

Afro ballady

Zapowiadało się klimatycznie i tak też się zrobiło, zanim członkowie zespołu Skunk Anansie pojawili się na scenie. Wszystko za sprawą urzekającego wokalu niejakiej Karimy Francis. Pochodząca z Blackpool (w czasie II wojny światowej schronienie znalazła tam nasza poetka Pawlikowska-Jasnorzewska) młoda artystka wyłącznie za sprawą swojego głosu i dźwięków gitary, podróżując samotnie po Europie (kolejny przystanek: Berlin), rozmiękcza serca rosnącego wciąż grona słuchaczy. W Polsce jest właściwie nieznana. Trasa ze Skunk Anansie to jej pierwsze muzyczne doświadczenia z naszym krajem. Poznańska publiczność bez żadnych oporów dała się oczarować jej świetnie skomponowanym balladom, takim jak pochodzące z płyty "The remedy" (nazwanej przez BBC "najbardziej osobistym albumem 2012 roku") "Wherever I go", "Arrest you" czy "Days like these". Jej utwory posiadają tak ogromny ładunek emocjonalny, że autorka sama się przy nich wzrusza.

Trzeba przyznać, że ta niepozorna dziewczyna, o bardzo nietypowej, jak na osobowość sceniczną, prezencji - patrząc na jej nieokiełznane afro odnosi się wrażenie, że ma w nosie to, jak wygląda, bo jedyne, co się dla niej liczy, to muzyka - naprawdę potrafi komponować. Myślę, że oryginalna barwa głosu i niespotykana wrażliwość przy odrobinie szczęścia mogą ją zaprowadzić bardzo daleko.

Rock na obcasach (z ćwiekami)

Skunk Anansie ma nad Wisłą wierną rzeszę fanów, którzy do ostatniego miejsca wypełnili sale podczas wszystkich występów w Polsce. Tym razem miało być spokojniej i w pewnych momentach rzeczywiście można było odnieść wrażenie, że Skin już wyrosła z kodeksu rockowych zachowań. Jak przystało na koncert akustyczny, na scenie zrobiło się domowo i kameralnie za sprawą wzorzystych dywanów (takich, jakie znamy z pokojów gościnnych naszych dziadków), przygaszonego światła i zwisających znad sufitu pojedynczych surowych żarówek. W centrum stanęło nawet krzesło, na którym z założenia wokalistka powinna przesiedzieć koncert. Ono nawet się przydało... na jakieś pięć minut. Deborah Anne Dyer, jak za dawnych lat, nie potrafiła usiedzieć w jednym miejscu. I chwała jej za to.

Na scenie pojawiła się w równie wysmakowanym, co zadziornym, stroju od babci brytyjskiego punka Vivienne Westwood. Krótka skórzana kurtka o pudełkowym kształcie, z przerysowaną linią ramion, przezroczysta czarna bluzka i opalizujące drapowane alladynki podkreślały jej smukła sylwetkę. Do tego budzące respekt niebotyczne czarne szpilki nabijane ćwiekami, a na głowie... nic! Ani jednego włoska! Polscy fryzjerzy powinni poczuć się wyróżnieni, że to właśnie im Skin powierzyła ścięcie włosów. Już sama fryzura (a właściwie jaj brak) i zadziorny strój krzyczały ze sceny, że wróciła dawna Skin. Tylko że tym razem w wersji lux.

Występ na dwa bisy

Na koncercie nie zabrakło wzruszających momentów, w których charyzmatyczna wokalistka pokazała zupełnie inną stronę swojej natury. "Charity", "You do something to me" (pierwszy w historii zespołu cover utworu Paula Wellera) czy rozpoczynające koncert "Brazen (Weep)" pokazały, że Dyer serce me równie potężne, co głos. Łagodniejsze aranżacje, za które jest odpowiedzialny gitarzysta Martin Kent (Ace), były jednak konsekwentnie przełamywane bardziej żywiołowymi, pomimo akustycznej konwencji, wykonaniami. Przywodziły na myśl pamiętne popisy Skunk Anansie na największych festiwalach świata, które stały się znakiem rozpoznawczym zespołu.

Brytyjska kapela, a zwłaszcza jej liderka, zapewniły widzom tyle wrażeń, że ani przez chwilę nie można było się nudzić. Był walc zatańczony przez parę fanów do "You'll follow me down". To piosenka, którą poznańska widownia mogła usłyszeć jako pierwsza na świecie w zupełnie nowej, akustycznej wersji, ponieważ utwór nie pojawił się na promowanej podczas tej trasy płycie "An Acoustic: Live In London". Było szaleństwo przy każdym szybszym kawałku i istna euforia na najbardziej znanych utworach. Prawie dwugodzinny występ minął tak szybko, że nienasycona publiczność, nie wierząc zegarkom, wyciągnęła zespół na scenę jeszcze dwa razy. Koncert w Auli UAM można podsumować w jednym zdaniu - niektóre utwory nigdy się nie zestarzeją, a muzyka potrafi odmładzać skuteczniej niż botoks.

Karolina Gumienna

  • Skunk Anansie - koncert
  • Aula UAM
  • 8.03