Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Kultura studencka jak yeti?

Istnieje czy nie? A może jest, ale od dawna nikt jej nie widział? W środę, 26 listopada, twórcy kultury, jej krytycy i sami odbiorcy spotkali się w CK Zamek, by poszukać odpowiedzi na pytanie: czy w dzisiejszych czasach istnieje jeszcze kultura studencka?

. - grafika artykułu
Fot. Facebook Fundacji Kultury Akademickiej

Gośćmi debaty byli wykładowca akademicki i krytyk literacki prof. Piotr Śliwiński, dyrektor Teatru Ósmego Dnia Ewa Wójciak, rzecznik Juwenaliów Wojciech Dymaczewski i wokalista zespołu Muchy Michał Wiraszko. - Kultura studencka dotyczy nie tylko studentów - prowokacyjnie rozpoczął rozmowę Mateusz Dworek z Fundacji Kultury Akademickiej, pomysłodawcy i organizatora debaty.

Czym właściwie jest kultura studencka?

Ewa Wójciak: W Teatrze Ósmego Dnia regularnie odbywają się festiwale teatrów studenckich - ku mojemu zdziwieniu inicjowane przez nich samych. To prawie bezbudżetowe imprezy, ludzie po prostu przyjeżdżają i grają. Problem w tym, że tak duże miasta jak Poznań pochłaniają energię młodych ludzi w inny sposób.

Piotr Śliwiński: Pesymistycznie powiedziałbym, że prawdziwa kultura studencka jest już raczej wspomnieniem. Bardzo zapadła mi w pamięć sytuacja z połowy lat 90-tych, kiedy to przyszły do mnie dwie radykalne brunetki w skórzanych kurtkach oznajmiając, że zakładają pismo literackie, a ja im w tym pomogę. Był to bodaj ostatni akt tak szczęśliwego terroru jaki pamiętam. Okazuje się, że w systemie oczekiwań, które mieszczą się w sylwetce studenta, niekoniecznie jest miejsce na uczestniczenie czy współtworzenie kultury. Zdaje mi się, że ludzi, którzy chcą to robić jest tylu co dawniej, tyle że studentów jest coraz więcej, zatem ci, którzy chcą tę kulturę tworzyć zaliczają się do "represjonowanej mniejszości".

Wojciech Dymaczewski: Dla mnie kultura studencka zawsze była czymś pomiędzy kulturą niską i wysoką. Właśnie tak staramy się budować Juwenalia. To zdecydowanie muzyczne święto, więc przed dużymi gwiazdami dajemy możliwość wystąpienia jako support młodych zespołów.

Michał Wiraszko: Podstawowe pytanie to takie, czy kultura studencka to ta wytwarzana przez studentów, czy ta wspierana przez same uczelnie. Powinniśmy najpierw postawić sobie definicję. Bo jeżeli to pierwsze, to biorąc pod uwagę liczbę obecnie studiujących, takiej kultury powinno być więcej.

P. Ś.: I tu pojawia się inne, osobne pytanie: czy współcześni studenci czują się odrębną, wyjątkową grupą? Był taki czas na polonistyce, gdy każdy pierwszy rok zakładał swój teatr albo i dwa teatry, jeśli nie mogli się dogadać. Jeszcze w latach 70-tych panował etos studenta, osoby aktywnej społecznie i politycznie. W 1989 r. ludzi z ukończonymi studiami było w Polsce jakieś 7%. To niezmiernie istotne, bo przez to można było czuć się wybranym, co wiązało się z pewnym poczuciem odpowiedzialności. Obecnie wolność, która dość szybko przekształciła się w konformizm sprawia, że istnieje poczucie, iż nie ma przeciw czemu się buntować. Mamy do czynienia ze starymi umocnieniami z Ortegi y Gasseta. Moje ostatnie doświadczenia z czymś odmiennym to feminizm, pokolenie JPII, krytyka polityczna i wciąż rezonujące gender. Wszystko to natomiast i tak wiąże się z akademizmem.

Coraz trudniej o krytykę i bunt. Gdzie podziała się kultura sprzeciwu i mówienia "nie"?

W. D.: Kultura studencka w tradycyjnym tego słowa znaczeniu uległa rozmyciu, bo studia stały się ogólnodostępne i są teraz swego rodzaju wymogiem. Jedni chcą tworzyć kulturę łatwą i dostępną, inni angażują się w bardziej ambitne projekty, takie jak Radio Afera czy poznańskie teatry studenckie.

E. W.:  Studenci powinni odgrzebać w sobie odruch niezgody. Kiedy słucham radia, z którego dowiaduję się, że bezrobocie maleje, pensje rosną i wszystko jest super, dziwię się, że młodzi ludzie nie sprzeciwiają się temu mitowi. Przecież pracują na śmieciowych umowach, a żeby kupić mieszkanie zasięgają kredyty, czyli podpisują pakt z diabłem. Można to zaśpiewać, pokazać w teatrze, napisać o tym wiersz. To dziwne, że póki co podobne rzeczy powstają w niszach, a w dużych miastach znikają na rzecz imprez rozumianych bardziej komercyjnie.

M. W.: Jeśli chodzi o bunt, przerabiałem to dość boleśnie podczas przygotowania imprezy w Jarocinie w 2008 i 2009 roku. Uznano wtedy, że... za mało w niej buntu. Zapytałem wtedy: Czy nie widzicie, że w czasach kiedy Jarocin powstawał wróg był bardziej widoczny? Dzisiaj bunt to bardziej refleksja, a żeby do niej dotrzeć trzeba wielkiej wrażliwości i zastanowienia. To dlatego jest bardziej niszowy.

E.W.: A ja się buntuję przeciwko takim uproszczeniom! Zapewniam Was, że w tamtych czasach konformizm również był powszechny, a my wcale nie mieliśmy jasno zdefiniowanego wroga, świat nie był aż tak czarno-biały.

W. D.: Może bunt mojego pokolenia polega nie na krytyce, a na otwieraniu się na to, co nowe? Kto tak naprawdę ma prawo decydować o tym, co jest dobrą, a co złą kulturą? Może dla kogoś muzyka disco-polo będzie niosła taki ładunek emocjonalny, że się w niej odnajdzie? Nam też nie jest łatwo. Rodzice mówią: idźcie na studia, tam z kolei słyszymy: po studiach nie znajdziecie pracy. Co mamy z tym zrobić?

P. Ś.: Wy -młodzi, sami musicie wiedzieć co dla Was najlepsze. Mieć własne przekonania, komplikować język, nie dać się wodzić uproszczonym retorykom, bo to ogromnie niebezpieczne. Organizować się i kontestować, ale niekoniecznie robić to w sfetyszyzowany sposób. Poczucie własnej tożsamości to najważniejsze, co młodzi ludzie mogą zachować. A kultura jest po to, żeby nie dać się robić w konia. Nie zachowywać się, jakby to ktoś planował za mnie moje życie, ale kreować je samemu.

Jak miasto może pomóc w rozwoju kultury?

W. D.: Biorąc pod uwagę poziom dofinansowania kultury studenckiej w Poznaniu w porównaniu np. z Warszawą, nic dziwnego, że powstaje u nas jedna masowa impreza. Nawet Bydgoszcz ma na organizację juwenaliów większy budżet niż my.

E. W.: Powiedzmy sobie szczerze - to, czy miasto przeznacza odpowiednią ilość środków na kulturę kreuje jej poziom. Lublin doszedł do finału na stolicę kultury, bo postawił właśnie na to. Uważam, że w Poznaniu tkwi ogromny potencjał. Szkoda, że przez niewłaściwe decyzje zupełnie niewykorzystywany.

P. Ś.: Zwróćmy jeszcze uwagę na to, że bez studentów to miasto jest puste. Pamiętam szczyt klimatyczny ONZ w Poznaniu, kiedy wszyscy studenci dostali wolne i centrum zdawało się być wymarłe. Pomyślałem sobie wtedy, że to przerażające. Miasto było puste, ciężkie i szare. Właśnie dlatego musimy zrobić wszystko, żeby nigdy nie zabrakło w nim młodych ludzi.

not. Anna Solak

  • Debata "Kultura studencka" Fundacji Kultury Akademickiej
  • 26.11
  • Scena Nowa, CK Zamek