Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Zrób sobie państwo

- Mam obywatelstwo Kabuto, składałem też wniosek o obywatelstwo Liberlandu, ale jako że było to w okresie wielkiej popularności tego tycipaństwa i w dniach, w których do rządu spływały tysiące takich próśb, wniosek zawisł w próżni. Z kolei moja rodzina posiada paszporty seborskie, które im kupiłem w sklepiku z pamiątkami - mówi Maciej Grzenkowicz*, autor książki Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone.

. - grafika artykułu
Christiania, fot. Maciej Grzenkowicz

Czy dużo jest mikropaństw?

W mojej książce można dowiedzieć się o kilkunastu, a osiem z nich opisuję szczegółowo, każdemu z nich poświęcając osobny rozdział. Jest ich jednak znacznie więcej - według niektórych ustaleń nawet i kilka tysięcy. Te dane są jednak bardzo względne. Mikronacje są tworzone oddolnie, przez co bardzo często nie stają się przedmiotem rozmów i newsów, więc nie trafiają do publicznego dyskursu. Pozostają tylko w świadomości ich twórców, którzy stwierdzają na przykład, że chcą stworzyć mikronację na terenie swojego ogrodu - nie mając ku temu jednak żadnych przesłanek prawnych. Często też chcą założyć swoją mikronację tylko w internecie, co daje im może i tytuł "króla", lecz nie wiąże się z tym żadna siła sprawcza. Napisałem o - jak je nazywam - tycipaństwach, które są bardziej rozwiniętymi projektami, posiadają już pewną sprawczość i funkcjonują w lokalnej kulturze.

Ze zjawiskiem mikronacji spotkałem się, oglądając na Netflixie Wyspę Róży o republice na platformie na Adriatyku, która istniała przez kilka miesięcy 1968 roku - nim włoski rząd zrobił z nią "porządek".

Miałem dwie podobne sytuacje. Moja książka powstawała przez dwa lata, a w tym czasie historia opisanych przeze mnie mikronacji naturalnie się rozwijała. W 2019 roku przeprowadziłem wywiad z Jeremiahem Heatonem - twórcą Królestwa Północnego Sudanu, który jeszcze wtedy miał dość rozwinięte plany wobec swojej mikronacji. Jednak już rok później królestwo zaczęło znikać, na jego stronie pojawiła się informacja, że nie przyjmują kolejnych wniosków o obywatelstwo, zawieszono też aktywność na Facebooku. Nie udało mi się zresztą już skontaktować z Jeremiahem. Choć w trakcie powstawania książki ta mikronacja się rozmyła, uznałem, że warto mimo wszystko o niej napisać, aby pokazać tę charakterystyczną efemeryczność.

Do jednej z mikronacji nie zdążyłem z kolei dojechać. To Strefa Autonomiczna Capitol Hill, która powstała w Seattle jako oddolna inicjatywa mieszkańców w trakcie protestów po śmierci George'a Floyda. Wydzielili oni dzielnicę miasta i ogłosili ją strefą autonomiczną - a jej charakter był bardzo lewicowy, komunalistyczny i antyglobalistyczny. Pandemia koronawirusa i zamknięcie USA dla Europejczyków uniemożliwiły mi podróż tuż po powstaniu strefy, a po zaledwie miesiącu została rozwiązana.

Czy pandemia ograniczyła Panu również i inne plany związane z tą książką?

Chciałem pojechać do Izraela, aby odwiedzić mikronację zwaną Achziwlandem. Już wcześniej uczyłem się hebrajskiego, a wtedy wziąłem dodatkowe, prywatne lekcje, by móc jeszcze lepiej mówić w tym języku. Pandemia spowodowała jednak, że Izrael zamknął granice i nie pojechałem.

W przypadku innych planów - udało mi się je całkiem dobrze zrealizować. Większość tycipaństw znajduje się w Europie. Z osobami spoza kontynentu robiłem wywiady przez Zoom, a rozdziały im poświęcone specjalnie na tym nie straciły. Jeśli na przykład chodzi o Imperium Romanowów, czyli próbę stworzenia na nowo carskiej Rosji, to choć jej autor Anton Bakow żyje w Jekaterynburgu - wcale nie znajdziemy tam tej mikronacji. Była ona już planowana na Kiribati, w Gambii czy innych państwach, ale się to nie ziściło, a obecnie Bakow ma już nowy projekt.

Pandemia sprawiła jednak, że odkryłem Seborgę - mikronację, która okazała się kluczowa dla tej książki. Wcześniej oczywiście o niej słyszałem, ale nie sądziłem, że może to być tak bardzo interesujący temat. To samozwańcze księstwo w Ligurii niedaleko granicy francusko-włoskiej, mające ku swemu istnieniu podstawy historyczne. Lokalni mieszkańcy faktycznie żyją tam mitem, czy rzeczywistością, państwowości Seborgi. Posiadają bardzo rozwiniętą tożsamość.

Wśród wymienionych przez Pana w książce mikronacji wyróżnia się Liberland - twór na tle innych najbardziej serio, a przy tym dość pragmatyczny. Czy reszta to raczej przejaw nadmiernego idealizmu i fantazji?

Każda z mikronacji realizuje swój program w trochę inny sposób, posiada też inne cele. Liberland jest rozwinięty w dosyć dużym stopniu, ponieważ ma własną flotę statków - co jest już czymś stosunkowo dużym i pozwala myśleć o rzeczywistej niepodległości. Liberland został zresztą uznany przez Somaliland.

Inne mikronacje są jednak dalekie od tego, aby uznano je za niepodległe mikropaństwa. Specjalnie im też na tym nie zależy. Pojawia się zresztą pytanie, czym jest państwo i państwowość dla ludzi korzystających z formy mikronacji. Dla niektórych może oznaczać dążenie do niepodległości - jak w przypadku Liberlandu czy Seborgi. Dla innych funkcjonuje to jednak raczej jako manifest albo gra ze społeczeństwem. Lars Vilks stworzył Ladonię, żeby się zabawić i zażartować z ludzi szczerze wierzących w ideę państwa. Christiania pragmatycznie całkiem dobrze sobie radzi w kontekście jej autonomii, a jej mieszkańcy mogą żyć na własnych warunkach, ale trudno się spodziewać, aby została w przyszłości uznana za niepodległe terytorium.

Jakie kompetencje są potrzebne do tego, aby zajmować się tematyką mikronacji i poruszać w ich sferze?

Znajomość języków obcych jest dosyć istotna. W większości przypadków wystarczy jednak znajomość angielskiego, bo mikronacje łączą ludzi o tych samych ideach z różnych obszarów kulturowych i językowych, więc charakteryzuje je działanie międzynarodowe. Gdy chciałem porozmawiać z ludźmi z Seborgi, to udało mi się nauczyć włoskiego w trakcie lockdownu, bo i tak nie było wtedy za bardzo co robić! Przydają się też zdolności logistyczne.

Ważna jest wrażliwość antropologiczna - otwartość na perspektywę drugiego człowieka. Nie można zamykać się w ograniczających definicjach państwowości - choćby twierdzeniu, że w danym miejscu nie ma państwa, bo brakuje straży granicznej i nikt nie sprawdza nam paszportu.

W książce pisze Pan o zaangażowaniu się w mikronacje, podejmowaniu prób zapisania się do nich. Ile takich obywatelstw udało się Panu zebrać?

Mam obywatelstwo Kabuto, składałem też wniosek o obywatelstwo Liberlandu, ale jako że było to w okresie wielkiej popularności tego tycipaństwa i w dniach, w których do rządu spływały tysiące takich próśb, wniosek zawisł w próżni. Z kolei moja rodzina posiada paszporty seborskie, które im kupiłem w sklepiku z pamiątkami.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Maciej Grzenkowicz - ur. 1996, dziennikarz, reporter. Redaktor Radia Nowy Świat i członek redakcji niezależnego magazynu "Zupełnie Inny Świat". Publikował w "Gazecie Wyborczej" i "Ha!-Arcie". Pasjonat języków obcych, badań socjologiczno-antropologicznych i podróżowania po świecie. Domorosły raper i aktywista.

  • Maciej Grzenkowicz, Tycipaństwa. Księżniczki, bitcoiny i kraje wymyślone
  • Wydawnictwo Poznańskie

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021