Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Małe życie w średniowieczu

- Często czytamy, że ci najprostsi ludzie ze średniowiecza to "ciemna, zabobonna masa", ale co to tak naprawdę znaczy? Byli mniej od nas bystrzy, mniej zdolni? - o swojej najnowszej książce Dobre czasy opowiada Paweł Zych*, pisarz i ilustrator.

. - grafika artykułu
Biała Dama z Kórnika - ilustracja Pawła Zycha, która pojawiła się m.in. w "Atlasie legend" i "Duchach polskich miast i zamków", fot. strona autora

Dlaczego Dobre czasy opowiadają o średniowieczu, a nie o czasach renesansu, np. Polsce za panowania Zygmunta Starego i Bony? Większości z nas trudno sobie wyobrazić, że można przeżyć godnie epokę pełną wojen i zaraz, nazywaną zresztą powszechnie "ciemnymi wiekami".

Dobre czasy są o średniowieczu właśnie dlatego, że mamy o nim takie, a nie inne wyobrażenia. Zacznę od tego, że do średniowiecza ciągnie bardzo wiele osób o bogatej wyobraźni, zwłaszcza fanów fantastyki. Setki światów jest tworzonych właśnie na kanwie tego, co wiemy lub sądzimy, że wiemy o średniowieczu. Dlatego ja postanowiłem wgryźć się w ten temat od strony ekonomicznej i bardzo realistycznej - ocenić, jak mogła wyglądać codzienność w tej epoce, gdy było się zwykłym człowiekiem i chciało godnie przeżyć życie. Często czytamy, że ci najprostsi ludzie ze średniowiecza to "ciemna, zabobonna masa", ale co to tak naprawdę znaczy? Byli mniej od nas bystrzy, mniej zdolni? Jak długo pracowali, czym się otaczali? Czy mogli żyć wygodnie i szczęśliwie? Mogli - i stąd ten właśnie tytuł.

To zaczynamy od szarej codzienności. Czy pracowali dłużej niż my teraz?

Nie! Godzinowy czas pracy był porównywalny. Gdy wliczymy wszystkie kościelne święta (których było więcej niż teraz) i niedziele, to daje nam to najczęściej pięciodniowy tydzień pracy. Oczywiście latem zdarzało się ludziom pracować dłużej, za to w zimie było już zupełnie na odwrót, to był czas odpoczynku i bardzo długiego świętowania Bożego Narodzenia i karnawału.

Nadal nie jestem przekonana! Gdy spojrzymy na cennik towarów w średniowieczu, to widzimy, że za grosz zarobiony po jednym dniu pracy czeladnik mógł kupić kaczkę lub koguta, ale na worek ryżu lub masło musiał już pracować 3 dni. A cukier to już w ogóle był luksus, który kosztował 40 groszy.

Tak, cukier czy cynamon to były w średniowieczu towary bardzo ekskluzywne. Z drugiej strony, gdy spojrzymy na cenę zwykłej chaty na podgrodziu miasta i porównamy ją z kosztami kupna mieszkania teraz, to też może nam opaść szczęka, ale z zazdrości. Wtedy nie było jeszcze kredytów, a na kupno chaty nie zbierało się przez cztery pokolenia - jeden pracowity człowiek mógł taką kwotę zaoszczędzić stosunkowo szybko. Inna sprawa, że ceny, które podaję w książce, dotyczą miejskich targowisk. Każdy, kto miał swoje gospodarstwo i uprawiał pole (a pamiętajmy, że rolnictwo zdecydowanie w średniowieczu przodowało), mógł wyżywić się sam. To chyba największa różnica pomiędzy naszymi epokami - w dawnych wiekach ludzie byli samowystarczalni, kupowali jedynie to, czego nie mogli lub nie potrafili zrobić sobie sami.  

Ale kredyty jednak się w późnym średniowieczu pojawiły - udzielały ich kościoły, później kupcy. Ci drudzy byli pionierami znanego nam dzisiaj oprocentowania.

Pożyczki, których udzielały klasztory, nie mogły być na procent, honorowano za to "sprawiedliwą, dodatkową opłatę za poniesione ryzyko", którą pożyczkobiorca ustalał we własnym zakresie, ale raczej się jej trzymał. Klasztory też musiały mieć z udzielania takich pożyczek swoje profity. Później, gdy kredyty się upowszechniły i stały domeną kupców i klasy średniej, to już hulaj dusza - zaczęła się regularna lichwa. Nie były tu jednak kredyty takie jak teraz, na ogromne kwoty spłacane przez 40 lat. Zwykły człowiek, który kupił od sąsiada kawałek ziemi, mógł ten kawałek spłacić w ciągu kilku lat.

Inaczej rzecz się miała z ludźmi niezwykłymi, na przykład królami. Średniowiecze to przecież czas gigantycznych pożyczek na rzecz wojny, i o tym też napisałem w jednym z rozdziałów Dobrych czasów. Łatwo nam sobie wyobrazić, że król to najbogatszy człowiek w kraju, który regularnie kąpie się w złocie, a okazuje się, zwłaszcza gdy poczytamy o monarchii angielskiej w XIII wieku, że królowie byli nieustannie zadłużeni. W którymś momencie Anglia zwyczajnie zbankrutowała, bo pożyczki zaciągnięte na poczet wojny były trzykrotnie wyższe niż roczny dochód królestwa! Królowie próbowali sobie z tym radzić jak mogli, np. nakładając coraz to wyższe podatki, a na tym cierpieli niestety ich poddani.

Kto miał spośród nich gorzej - kobiety czy mężczyźni?

Kobiety miały mocno ograniczone możliwości samodzielnego zarabiania. Wszystkie zawody w średniowieczu działały na zasadach cechu, czyli skonsolidowanej grupy rzemieślników posiadających własny warsztat - ktoś, kto chciał być w cechu, musiał często przejść przez bardzo długą ścieżkę bojową. Najpierw pomocnik czeladnika u mistrza, potem czeladnik, często trzeba było podróżować do innych miast i zdobywać doświadczenie u różnych mistrzów cechu. Z zasady cech nie dopuszczał do swojego grona nikogo przypadkowego, wstęp wzbroniony miały także kobiety. Oczywiście każda taka grupa dysponowała swoimi funduszami i niemal zawsze wspomagała np. wdowy po zmarłych członkach cechu, ale były także przepisy regulujące, po jakim czasie taka wdowa musiała ponownie wyjść za mąż, by komuś konkretnemu (i oczywiście nieprzypadkowemu!) ten warsztat przekazać.

Niektóre zawody całkowicie wymarły lub zmieniły się nie do poznania?

Chyba największą transformację przeszedł zawód farbiarza. Bardzo ważny fakt o średniowieczu jest taki, że to była epoka kolorów! Gdy robiono badania próbek ubrań pochodzących z późnego średniowiecza, to niemal każde nosiło ślady barwienia. Z kolei wszystko to, co było barwione, było barwione w naturalny sposób. Niebieski uzyskiwano z urzetu, a czerwony z czerwca - ten drugi był zresztą bardzo ekskluzywnym barwnikiem, który eksportowano z Polski w gigantycznych ilościach (szlak handlowy na Zachód biegł przez Poznań). Co się zmieniło? Najpierw odkryto Amerykę. Na rynek europejski wprowadzono dużo tańsze zamienniki znanych wcześniej barwników i tak koszenila wyparła czerwca, indygo zastąpiło urzet. Potem przyszedł wiek XIX i wszystko stanęło na głowie. Pojawiły się fabryki, chemiczne barwniki do tkanin, produkcja masowa i to wykosiło zawód farbiarza doszczętnie.

Za to prawie wcale nie zmieniło się... robienie cegieł. Zajrzałem ostatnio do zupełnie współczesnego poradnika Jak robić cegły przeznaczonego dla krajów trzeciego świata. Co ciekawe, wszystkie zawarte tam porady i proporcje właściwie w stu procentach pokrywają się z informacjami, które zaczerpnąłem z książki o średniowiecznym wyrobie cegieł w państwie krzyżackim w Prusach. Niby 600 lat różnicy, ale jednak zalecenia te same. Czyli ktoś w średniowieczu tak to wszystko zoptymalizował, że - pomijając oczywiście mechanizację i nowoczesne udogodnienia - nie ma nic do poprawki w samym procesie produkcyjnym!  

Dla kogo są Dobre czasy? Prowadzi Pan tę opowieść o średniowiecznej ekonomii przejrzyście, ale też z wielką fantazją.

Początkowo myślałem o dzieciach jako tej pierwszej grupie odbiorczej, potem jednak wymyśliłem sobie, że chciałbym, by z Dobrych czasów czerpali także dorośli. Mówiąc wprost - to książka dla kogoś, kto interesuje się średniowieczem i chciałby zrozumieć różne procesy od podstaw. Jeśli ktoś zajmuje się historią naukowo, to może mi oczywiście zarzucić uproszczenia i to będzie prawda, ale jest to z mojej strony celowe. Adresuję Dobre czasy do każdego, kogo ciekawi, jaki żywot mogli wieść w średniowieczu jego praprzodkowie - bo przecież większość z nas wywodzi się właśnie od tych rezolutnych, łebskich ludzi.

Rozmawiała Izabela Zagdan

*Paweł Zych - poznaniak z wyboru, autor i ilustrator książek z serii "Legendarz", m.in. Bestiariusz słowiański, Duchy polskich miast i zamków, Święci i biesy, Magiczne zawody (wszystkie we współpracy z Witoldem Vargasem) oraz Atlas legend. W listopadzie własnym sumptem wydał album Dobre czasy, pierwszą część nowego cyklu historycznego.

  • Paweł Zych, Dobre czasy
  • wyd. Dobre Czasy

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022