Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

LEKTURKA. Pêle-mêle

Podobno była "małym diablątkiem", nie spała w nocy. I żadna z opiekunek nie wytrzymała z nią długo. Usypiała tylko ze swoim ojcem Wincentym, a kiedy trochę podrosła, kazała wszystkim czytać sobie bajki. Niby nic szczególnego, w wielu domach tak właśnie jest. Jednak w tym jednym - między podpoznańskim Kórnikiem i Bninem urodziła się Ona - Wisława Szymborska, późniejsza poetka i laureatka literackiej Nagrody Nobla. Książką Szalik... Michał Rusinek uczcił w minionym roku jej setne urodziny.

. - grafika artykułu
rys. Marta Buczkowska

Ile stron liczy życie Wisławy Szymborskiej? Blisko sto. Podzieliło je między siebie, pomiędzy słowo i obraz, literackie rodzeństwo Rusinków: Michał (wieloletni sekretarz noblistki, obecnie prezes fundacji jej imienia) oraz Joanna (zilustrowała kilka książek brata, m.in. Limeryki i inne wariacje czy Kefir w Kairze, jest też autorką projektu okładki do Wystarczy, ostatniego tomiku Szymborskiej). Na szczęście czytelnik nie musiał brać udziału w tej wydawałoby się nierównej walce. No i w końcu, czy "po równo" zawsze jest fair?

Jak rozłożyć ciężar tekstu w stosunku do obrazu, kiedy mowa o opowieści o Wisławie Szymborskiej, która otrzymała literacką Nagrodę Nobla za "poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości"? Literatce, która jednocześnie straciła głowę dla wyklejanek/kolaży, poszerzając tym samym swój artystyczny portret? Wykonywane przez nią w tej technice pocztówki, które przez lata wysyłała przyjaciołom, były pełnoprawnymi dziełami sztuki. Jej osobowość całkowicie uzasadniała ich swobodę i lekkość. Pozwalały jej, podobnie jak wiersze, popatrzeć na siebie z dystansu.

Zamiłowanie Szymborskiej do wycinanek (choć pomysł może i oryginalny nie jest, ale za to bardzo trafny) przeniosła do swoich prac Joanna Rusinek, z równą dbałością o każdy szczegół. Wplotła w opowieść o małej i dorosłej poetce, w opowieść o poszukiwaniu własnej drogi, kolaże, na które składają się np. odręcznie napisane przez małą Wisławę wiersze, rysunki oraz wycinki ze zdjęć, na których jest chociażby kilkuletnia Szymborska, jej siostra Nawoja i mama, do której mówiła "Mulko". Obok wykorzystanych w kolażach archiwaliów - niektóre fotografie stanowiły wyłącznie inspiracje do powstania oryginalnych szkiców- są też np. wspomniane już pocztówki. Można choćby powzdychać nad nietypową Marilyn Monroe albo "phi"-ającą Kleopatrą. Szalik... to jednak nie tylko kolaże, a kilka stylów. Rysowniczka nie infantylizuje obrazów, które tworzy, podobnie jak brat - języka. Naszkicowaną ołówkiem mamę Szymborskiej, która robi na drutach tytułowy szalik, zestawia z kolorową ilustracją poetki (na dodatek do góry nogami) w dniu otrzymania Nobla. 

No i w końcu - czy wiedzieliście wcześniej, że sama Szymborska zilustrowała przynajmniej dwie książki? Jedną był Mruczek w butach Adama Włodka, który potem został jej mężem. Drugą prawdopodobnie słownik polsko-angielski. Nie od razu i nie sama też tak do końca zdecydowała, co będzie robić w życiu. Kiedy szła z wierszem do redakcji pewnej krakowskiej gazety, powiedziała sobie, że jeśli go wydrukują, to zostanie poetką, a jeśli nie - ilustratorką książek dla najmłodszych. Wcześniej (będąc dzieckiem) myślała o pisaniu powieści, ale przede wszystkim jednak o zostaniu gwiazdą filmową! Niesamowite (choć w sumie trudne to nie było) jest jednak to, że koleżanka Szymborskiej przepowiedziała jej przyszłość. Poważnie. Dowód? Jest. W kronice szkolnej. 55 lat po wpisie Wisława została noblistką!

Chyba nie ma w Polsce i na świecie większego "wisławologa" od Michała Rusinka. Jednak pisząc Szalik..., zaprzyjaźniony z Szymborską literat nie zapomniał nawet na chwilę, dla kogo to robi. Nie mądrzył się. Można zaryzykować stwierdzenie, że zniżył się do poziomu albo raczej kucnął obok dziecięcego czytelnika i spojrzał na świat z jego perspektywy. Umiejętnie, w śmieszne anegdoty (nie wszystkie powszechnie znane) i wspomnienia: o zabawie w zielonego trupa, czarnym zeszycie, w którym Szymborska prowadziła z koleżankami tzw. pêle-mêle, czy kolacjach z fantami, wplótł ważne z punktu widzenia biograficznego fakty, tło czasów, w jakich przyszło żyć poetce. Wyjaśnił, dlaczego mówiono do niej "Ichna", zdradził, że nie lubiła matematyki, i opowiedział o tym, jak sprzedawała ojcu swoje wiersze i rysunki - czasem udało jej się nawet dwa razy ten sam. Dowiedzieliśmy się też, że lubiła słodycze, miała niewielkie problemy z ortografią i... bała się kałuży! Okazało się, że była jak każdy z nas.

Na ulicy Kazimierza

mieszkają ciotki B

Każdej uroda jest świeża

i wdzięk nie byle jaki.

[...]

Muszę choć ze 2 wyswatać,

by potem z wujkami latać

po cukierniach i kawiarniach.

Dziwna słodkość mnie ogarnia.

Szalik...  to prawdziwa i inspirująca opowieść, która dostarcza wiedzy na temat nie tyle twórczości, co życia tej (nie)zwykłej poetki. Podczas lektury słychać śmiech Szymborskiej. Poetka przyzwala w niej każdemu czytelnikowi (nie tylko małemu, bo mówiła o tym również podczas wykładu noblowskiego) na życie po swojemu. Na ciekawość, która jest niezwykle ważna zarówno w literaturze, jak i w nauce. I apeluje, by wybierać sobie pracę, która będzie naszą pasją. By nie poddawać się, jeśli nie wszystko uda nam się od razu. Szalik... to lektura obowiązkowa! I na szczęście młodych czytelników - nie z gatunku tych, które trzeba po prostu odfajkować.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Michał Rusinek, Szalik. O Wisławie Szymborskiej dla dzieci
  • ilustracje: Joanna Rusinek
  • wyd. Zygzaki

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2024