Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Czy da się pogodzić szare z zielonym?

Jan Mencwel odwiedził Poznań, aby porozmawiać o swojej słynnej książce Betonoza. Spotkanie, transmitowane online z Sali Pod Zegarem Centrum Kultury Zamek, było również okazją do podjęcia kwestii, na ile reportaż może otworzyć oczy na patologiczne zjawisko betonowania miast, które objęło praktycznie całą Polskę. I przekonać czytelników do tego, by zaczęli cenić miejską zieleń.

. - grafika artykułu
Printscreen ze spotkania online, fot. Marek S. Bochniarz

Rozmowa odbyła się jako trzecia w niezwykle udanym cyklu spotkań literackich Dzikie miasto, w którym - jak ujmuje to prowadzący Adam Robiński - zastanawia się wraz ze swoimi rozmówcami, jak połączyć szare z zielonym w naszych miastach, czyli urbanizację ze światem pozaludzkim, i czy nasze miasta mogą być przyjazne przyrodzie. Czyż mogło w takim cyklu zabraknąć zatem Jana Mencwela, autora popularnego reportażu o wielkim walcu bezlitosnej betonozy, toczącym się przez metropolia, miasta i miasteczka Polski?

Autor książki Betonoza. Jak się niszczy polskie miasta jest człowiekiem wszechstronnym, działającym na wielu polach - co zresztą widać wyraźnie w samej formie książki. Ta pozycja posiada różne aspekty: wnikliwość reporterskiego śledztwa, zdolności do poruszenia czytelnika, czy umiejętność do budowania pogłębionej refleksji dotyczących patologii betonowania polskich miast, przy jednoczesnym zatrzymaniu naszej uwagi. Mencwel to animator kultury, publicysta, komentator, działacz społeczny, aktywista miejski, człowiek Towarzystwa Krajoznawczego Krajobraz, a także współzałożyciel i przewodniczący słynnego Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, które powstało jesienią 2013 roku z niezgody na politykę stołecznego ratusza, w tym na "aroganckie i niegospodarne zarządzanie Warszawą przez Hannę Gronkiewicz-Waltz".

W formie reportażu Mencwel zmierzył się z niezrozumiałym dla siebie pędzie Polaków do wycinania drzew, pozbawiania centrów i całych obszarów miast przyrody. Wyrzucanie zieleni odbywa się w przestrzeniach uznawanych za reprezentacyjne - takich, jak rynki miast, czy główne ulice. - Zamiast tych czasem jeszcze zielonych terenów pojawiają się odremontowane czy też zrewitalizowane, chociaż nie powinno się tego słowa używać w tym kontekście, betonowe patelnie. Jeżeli występuje na nich zieleń, to tylko w śladowej ilości, bądź bardzo sterylna. Drzewo, które się ewentualnie pojawia w takich nowych realizacjach, to klon kulisty, gatunek bardzo symetryczny i nie rosnący do dużych rozmiarów, umieszczany zwykle w donicy. Spotkałem się z bardzo wieloma przykładami tego typu zmian w polskich miastach. Wszystkie zostały przeprowadzone w ostatnich kilku, może kilkunastu latach, często za pieniądze z Unii Europejskiej - relacjonował aktywista.

Epidemia betonozy atakuje Polskę

Gdy zaczął zbierać coraz więcej takich przypadków i otrzymywać od różnych osób w mediach społecznościowych podobne dokumentacje betonozy, Mencwel uznał, że te nowe rynki i ulice wyglądają jak z jakiegoś katalogu. - Zupełnie tak, jakby ktoś miał wzór i w oparciu o niego "leciał" przez kolejne miasta. A przecież nie ma takiego katalogu. To wszystko siedzi gdzieś jako wzór w głowach urzędników, architektów, prezydentów, może też i mieszkańców. Jeżeli mamy przestrzeń miejską, zwłaszcza taką ważną - to najlepiej, żeby tych drzew tam w ogóle nie było. A jeśli one są, to trzeba je wyciąć i zamiast nich położyć co najwyżej jakiś kamień czy kostkę betonową - dodał ironicznie.

Źródeł tego myślenia Mencwel dopatrzył się jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku, czyli w epoce drugiej fali PRL-owskiej modernizacji. W książce jako sugestywny przykład takich działań podaje rynek w Chorzowie, przez który przeprowadzono wówczas trasę szybkiego ruchu, umieszczając ją na estakadzie. Wymagało to rzecz jasna wyburzenia części zabytkowych kamienic i zlikwidowania całego zieleńca rynku.

- Podobny los spotkał w latach 70. niektóre place Warszawy. Potem nastał moment przełomu lat 80. i 90., gdy przestrzenie miejskie stały się strasznie zaniedbane. Brakowało pieniędzy, a była to ostatnia rzecz w kolejności potrzeb. Każdy polityk chciał wtedy budować raczej autostrady, ewentualnie mosty, bądź odremontowywać dworce - wyliczył Mencwel. Gdy po tym okresie napłynęły nowe, już większe środki finansowe, w tym wsparcie z Unii Europejskiej, to zaczęto je wydawać na betonową modernizację.

Czytelnik dostaje w oczy statystyką

Zapytany o odbiór swojej książki, Mencwel odpowiedział: - Nie spotkałem się z sytuacją, aby ktoś mi powiedział "Wycinałem drzewa, a po lekturze Betonozy już nie będę". Wydaje mi się, z drugiej strony, że dosyć łatwo jest zmienić zdanie na ten temat. Mam nadzieję, że moja książka dostarcza wystarczającej liczby argumentów i historii, które w tym pomagają. Nie jest przy tym tak, że Polacy naprawdę nienawidzą tych drzew. Wcześniej zwyczajnie nie zastanawialiśmy się nad tym zbyt mocno. Zakładaliśmy, że to, że one znikają, jest elementem rozwoju. Tak już musi być, bo: "No trudno, będę się o jakieś drzewa awanturował? Muszą przecież zbudować tutaj te miejsca parkingowe" - gorzko przyznał.

Mencwel jest również przekonany, że jeśli zaczniemy się zastanawiać nad negatywnymi efektami wycinki i nowymi widokami "zrewitalizowanych" przestrzeni reprezentacyjnych, to dojdziemy do prostego wniosku, że jednak lubimy otaczające nas w miastach drzewa. - A jeśli coś lubimy i nam uprzyjemnia życie, to może z czegoś to wynika? Może warto o to zawalczyć? - spytał. Ważne było dla niego, aby w Betonozie przedstawić naukowe argumenty za utrzymaniem i rozwojem zieleni miejskiej. A tych tak łatwo nie da się już urzędnikom odrzucić. Gdy zauważą oni również, że mieszkańcy ich miast organizują kolejne protesty przeciw wycince, to przecież uświadomią sobie, iż ci ludzie są także wyborcami, którzy zawsze mogą zmienić swoje zdanie przy urnach.

Marek S. Bochniarz

  • Spotkanie z Janem Mencwelem wokół książki Betonoza, z cyklu Dzikie miasto
  • online: Centrum Kultury Zamek
  • 18.05

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021