"Oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba" - tak brzmi refren bodaj najpopularniejszej piosenki spośród tych, które śpiewał. Choć faktem jest, że śpiewał niewiele, za to zapisał naprawdę wiele niezwykłych kart w historii polskiej muzyki. Trudno byłoby sobie wyobrazić tę historię bez niego.
Niedawno minęło dwa i pół roku od jego nagłej śmierci. Teraz muzyczni przyjaciele spotykają się, by przypomnieć najsłynniejsze piosenki Marka Jackowskiego - i jego wspaniałą postać. Szeroki krąg słuchaczy kojarzy go przede wszystkim z Maanamem, bo to z nim odniósł swe największe sukcesy, będąc nie tylko liderem zespołu, ale i kompozytorem prawie stu procent repertuaru. A jednak warto przypomnieć, że Maanam to bynajmniej nie był początek ani koniec jego fascynującej muzycznej drogi.
Pierwsze poważne (i to jak poważne!) kroki stawiał w końcu lat 60. w zespole Marka Grechuty. Zagrał na jego - jakże ważnych, wręcz przełomowych dla polskiej muzyki - pierwszych dwóch płytach: Marek Grechuta & Anawa i Korowód. Na tej drugiej umieścił mistycyzującą kompozycję Widzieć więcej. Niebawem, wraz z kolegą z zespołu Grechuty - Jackiem Ostaszewskim, Jackowski założył kolejną legendę - zespół Osjan ("teatr naturalnego dźwięku" - jak głosiła okładka pierwszej płyty). Po rozstaniu z Osjanem Jackowski pisywał recenzje muzyczne, m.in. do Jazz Forum, a w połowie lat 70. wspólnie z Milo Kurtisem powołał do istnienia Maanam, grający początkowo muzykę akustyczną. Najpierw dołączyła do nich Kora Jackowska, potem Kurtisa zastąpił John Porter, a wreszcie w 1979 roku zadebiutowała elektryczna grupa Maanam. Okazała się być jednym z najważniejszych zespołów (o ile nie najważniejszym) pierwszej połowy kolejnej dekady. Boskie Buenos, Karuzela marzeń, Szare miraże, Oddech szczura, Szał niebieskich ciał - to tytuły ledwie kilku piosenek z pierwszego albumu. Również kolejne, pochodzące z następnych płyt, śpiewała cała Polska. I choć w drugiej połowie lat 80. zespół właściwie nie istniał, to jego powrót po 1989 roku był pasmem kolejnych triumfów, także artystycznych - i kolejnych świetnych kompozycji Jackowskiego: skromnego, sympatycznego artysty, a zarazem twórcy niezapomnianych rockowych szlagierów.
Zdecydowanie mniejszą uwagę skupiały jego solowe i alternatywne wobec Maanamu projekty. Tymczasem już w drugiej połowie lat 80. Jackowski założył zespół Złotousty i Anioły, do którego zaprosił czekającego dopiero na swą wielką szansę Roberta Gawlińskiego, późniejszego lidera Wilków. Niestety, po Złotoustym nie pozostała żadna płyta. Powstały za to, dekadę później, dwa solowe albumy samego Jackowskiego. Płyty No. 1 i Fale Dunaju przyniosły zrelaksowaną, pełną pozytywnego nastroju muzykę, która nie siliła się na przebojowość, a w swej bezpretensjonalności oddawała pogodny stan ducha autora. Choć przecież i tu znalazł się prawdziwy hit: W życiu trzeba zawsze wolnym być. Przedostatnim etapem jego fascynującej fonograficznej kariery była płyta formacji The Goodboys, którą powołał do życia wspólnie z Januszem "Yaniną" Iwańskim.
Ostatniej płyty nie doczekał. Ukazała się pięć miesięcy po śmierci artysty. Zaśpiewali na niej, zgodnie z jego życzeniem, m.in. Anna Wyszkoni, Maciej Maleńczuk, Piotr Cugowski, Muniek Staszczyk. Oni wszyscy pojawią się na styczniowym koncercie w Arenie. A obok nich także Małgorzata Ostrowska, Krzysztof Cugowski, Yanina Iwański i Marek Raduli.
Tomasz Janas
- "Oprócz błękitnego nieba - Tribute to Marek Jackowski"
- 17.01, g. 18
- Arena
- bilety: 69-129 zł