Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Nigdy nie żyłam na średniej odczuwania

-  Mogłam zostać gdzieś tam w wielkim świecie. Nic z tego. Jestem poznańską "pyrą". Kocham uporządkowany dom, a poznaniacy to moi życiowi kumple - mówi Urszula Sipińska*. Wystawę poświęconą artystce Sipińska - sza la la zabawa trwa da da będzie można oglądać przez cały sierpień w Starym Browarze.

. - grafika artykułu
Urszula Sipińska obecnie, fot. Grzegorz Dembiński/"Głos Wielkopolski"

Prowadziła Pani archiwum, zbierając wszystkie materiały o swojej działalności i dzięki temu Muzeum Piosenki w Opolu ma tak bogate zbiory na Pani temat. Skąd taka dbałość o budowanie archiwum?

Mam to po tacie, to był fantastyczny facet. Kiedy w jedną opolską noc po zaśpiewaniu Zapomniałam stałam się osobą publiczną, a radio i telewizja tygodniami krztusiły się od mojej "bursztynowej ścieżki", tata powiedział: "Zbieraj wszystkie dokumenty, które podpisujesz. Ja będę archiwizował to, co znajdę w prasie. I przez niemal ćwierć wieku, prawie do śmierci, wklejał gazetową mnie wraz z opiniami. Także tymi niepochlebnymi. Tym sposobem nauczył mnie i dystansu i pokory. Kiedy odszedł, sama prowadziłam kroniki. W zimowe wieczory ciepłe wspomnienia jak znalazł.

Proszę opowiedzieć o wystawie - czy układ tematyczny pozwolił na dobre oddanie Pani osoby - nie tylko jako piosenkarki, ale również architektki, a przy tym zdradza więcej o Pani życiu prywatnym, rodzinnym?

Myślę, że jak na taką skrótową formę wobec długiego człowieczego życia wyszło doskonale. Podziwiam talent Jarka Wasika dyrektora Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu i jego świetną ekipę. Ja bym tak nie umiała - mimo że jestem plastyczką.

Co im bliskiego znajdą na wystawie poznaniacy? W jaki sposób jest w niej obecny wątek poznański?

Cała wystawa to wątek poznański - Poznań to moje miejsce na ziemi. Tu pracuję, tu czuję się bezpieczna. Kiedy zaczynałam karierę Warszawa chciała mnie na stałe. Nie mogłabym. To dawna "kongresówa". Gogol w każdej kawiarni. Nie dla mnie. Mogłam zostać gdzieś tam w wielkim świecie. Nic z tego. Jestem poznańską "pyrą". Kocham uporządkowany dom, a poznaniacy to moi życiowi kumple. Na dodatek tu żyje się, jakby za drzwiami stał ten słynny sikający chłopak z Brukseli. I dobrze. Choć witali nas w 2004 roku tak, jakby nasi przodkowie i ich ziemie przez tysiąc lat leżały na Alasce. Ale leżą tu, gdzie leżą - w Poznaniu od zawsze roznosił się cudowny zapach wielkiej Europy. Więc jeśli ktoś chciałby mnie stąd wyrwać, niech nie próbuje. Bo tu są moje korzenie i skrzydła. I tak już zostanie.

Czy Pani działalność jako architektki jest dziś dobrze znana w Poznaniu?

Może nie szczegółowo, ale tak. Mój pierwszy projekt - salon wnętrzarski przy Ratajczaka - otrzymał nagrodę specjalną od plastyka miasta. Ucieszyłam się tak, jakbym zdobyła kilka nagród na festiwalach światowych. No i wielu chyba słyszało, że zaprojektowałam wnętrze Uniwersytetu Adama Mickiewicza, Collegium Polonicum w Słubicach, polską część Europejskiego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. Zaprojektowałam też Światowe Centrum Prasowe przy Targach Poznańskich, salon samochodowy Forda... i tak można by mnożyć. Ale mam takie niejasne przeczucie, że gdybym nawet zaprojektowała tu Góry Świętokrzyskie, to i tak w masowej wyobraźni pozostanę kobitką śpiewającą piosenki. I co z tego? Nic, fajnie.

Czy po napisaniu drugiej książki Gdybym była aniołem. Historie prawdziwe, dziwne, śmieszne miała Pani w planach napisanie czegoś jeszcze?

Mam to w szufladzie, ponad 300 stron. Pisałam trzy lata. Rzecz oparta na faktach, spisana przez tatę, który zostawił mi w testamencie tylko konspekt. Rzecz dzieje się w latach przedwojennych w Warszawie na Pradze, potem akcja przenosi się do Ameryki i Anglii. To opowieść sensacyjna. Ale utknęłam. Po trzech miesiącach stwierdziłam, że wszystko nie tak, a już na dobre to utknęłam po wyborach 2015. A teraz? Nawet nie chce mi się myśleć o pisaniu.

Wspomniała Pani, że często wyłącza telefon komórkowy, bo czasem próbują się dodzwonić do Pani fani. Czy nadal otrzymuje Pani "analogowe" listy, czy wielbiciele raczej szukają z Panią bardziej bezpośredniego kontaktu?

Szukają wszelkiego kontaktu. Często. Aż się dziwię. Nie śpiewam od 30 lat. Odpowiadam na każdy taki sygnał. Zawsze miałam szacunek dla mojej publiczności. Była najwartościowszą częścią mojej śpiewaczej wędrówki. Dziękuję Wam za to kochani.

Jak przeżywa Pani doświadczenie izolacji i pandemii? Czy wpłynęło ono na Pani życie?

Jak przeżywam? Bardzo prosto - nie ryzykuję. Rzadko wychodzę z domu, ręce myję częściej niż chirurg i... coś tam poukładam w szafie, coś ugotuję, wciąż zapisuję myśli, bo wciąż myślę. Arystoteles miał rację: "Najwspanialszą pracą, jaką może wykonać człowiek jest myślenie." Tak, czy owak i wcześniej i teraz nigdy nie żyłam na średniej odczuwania. I dobrze mi tak.

Rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Urszula Sipińska - w powszechnej świadomości odbiorców polskiej piosenki to przede wszystkim wokalistka i kompozytorka. Jej postać jednoznacznie kojarzona jest z muzyką, jednak to niepełny obraz tej kreatywnej osobowości. Po zamknięciu estradowego rozdziału swego życia z sukcesem wróciła do uprawiania wyuczonego, równie twórczego, zawodu i doskonale się w nim odnalazła. Sipińska bowiem to także nagradzana pani architekt, projektantka oraz autorka książek, wywiadów i felietonów prasowych.

  • wystawa Sipińska - sza la la zabawa trwa da da
  • 1-30.08, g. 12-20
  • 2.08, g. 16-17 i 29.08, g. 12-13, oprowadzanie po wystawie, liczba miejsc ograniczona, zapisy: fundacjamadeinart@gmail.com
  • Stary Browar, Słowodnia +1
  • wstęp wolny
  • premiera wystawy odbyła się 29.06.2018 r. w Muzeum Piosenki Polskiej w Opolu

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020