Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Jazz z piekła rodem

Black metal i jazz to nietypowe połączenie. Już za kilka dni będzie można je usłyszeć w wykonaniu norweskiego zespołu Shining, który udowodni, że diabeł nie chodzi na żadne kompromisy...

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Skandynawia nie od dziś słynie z bezkompromisowego metalu. Diabelskim szlakiem, wytyczonym przez Varga Vikernesa z Burzum i Euronymousa z Mayhem, dwóch największych, a zarazem najtragiczniejszych postaci w całej mrocznej historii muzyki black metalowej, do dziś podążają kolejne "watahy" i "hordy", dla których nie ma dróg na skróty. Nie oznacza to jednak, że norweska czy szwedzka scena kisi się we własnym sosie. Co rusz pojawiają się na niej muzycy, którzy nie tylko przywiązują wagę do pogańskich tradycji bądź aprobują filozofię satanistyczną, dawniej wykładaną przez Crowleya i LaVeya, ale z wilczym apetytem eksperymentują na grząskim polu ciężkich, apokaliptycznych brzmień.

Trudno tego nie zauważyć w przypadku zespołów Shining. Zespołów, ponieważ tak się składa, że Północna Europa może pochwalić się dwoma grupami o tej nazwie. Pierwsza, ze szwedzkiego Halmstad, to już od wielu lat najbardziej jaskrawy przykład przekuwania black metalu w brzmienia jak najbardziej samobójcze. Zdaje się to potwierdzać niejedna wypowiedź kierującego nią Niklasa Kvarfortha, który między jednym samookaleczeniem a drugim, z chorą dumą opowiada o przypadkach odebrania sobie życia przez kilku fanów, będących pod rzekomym wpływem jego suicydalnej twórczości.

Czy w tym przypadku mamy do czynienia tylko z prostą, acz bardzo brutalną "rąbanką", do której zdążyła nas przyzwyczaić część przedstawicieli czarnego gatunku? Niekoniecznie, skoro na każdej z płyt wyraźnie pobrzmiewają wpływy nie tylko wagnerowskie, ale i bezpośrednio kierujące słuchacza w rewiry jazzu. Co jednak dla szwedzkiego Shining jest wyłącznie oryginalnym ozdobnikiem, dla jego norweskich kolegów z Oslo jest fundamentalną podstawą. Formy, brzmienia, stylu, nad którym od końca lat dziewięćdziesiątych biedzą się muzyczni krytycy, nie mogący znaleźć odpowiedniej szufladki dla załogi Jørgena Munkeby'ego.

Jazz black metal, czarny rock progresywny, industrial free jazz, awangardowy black metal jazz... Tak wyrafinowane plakietki pojawiły się już przy okazji oceny debiutanckiego albumu "Where the ragged people go" i późniejszego "Sweet Shanghai Devil", diabolicznego peanu na cześć wielkich jazzmanów Johna Coltrane'a i Ornette Colemana. Dyskusje na temat właściwego sklasyfikowania stylu ucięli wreszcie sami muzycy, którzy w 2010 roku nową płytę postanowili opatrzyć znaczącym tytułem "Blackjazz". Materiał ten z miejsca został okrzyknięty arcydziełem nordyckiego rocka, który w wydaniu Norwegów zyskał na wyjątkowo niejednoznacznym charakterze.

Utwory Shining wprowadzają w wielką konsternację nie tylko ortodoksyjnych miłośników black metalu, ale przede wszystkim słuchaczy nowoczesnego jazzu, dla których stanowią twardy orzech do zgryzienia. Nie tylko z racji tak zdumiewającego połączenia gatunków, ale przede wszystkim z uwagi na oczywisty fakt, z jak wielką gracją krzyżują je, zadowalając otwarte głowy zasłuchujące się zarówno w łomocie potworów z Darkthrone, jak i hard bopowych odjazdach Sonny'ego Rollinsa, którym, jak się okazuje, wcale nie jest do siebie tak daleko.

Sebastian Gabryel

  • Shining
  • Pod Minogą (ul. Nowowiejskiego 8)
  • 12.09, g. 18.30
  • bilety: 45 zł (w przedsprzedaży), 55 zł (w dniu koncertu)