Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Grasz to jak w banku

Reaktywowany Hey udowodnił, że jest jednym z najważniejszych polskich zespołów rockowych, a Mrozu niezmiennie emanował charyzmą gwiazdy światowego formatu. Zalewski połączył rockandrollowe show z aktywizmem i otwarcie poparł Palestynę. Sugarbabes natomiast wywołały falę nostalgii za latami zerowymi. To tylko niektóre z wydarzeń kolejnej edycji festiwalu Santander Letnie Brzmienia, który w miniony weekend odbył się na Cytadeli. Niebo nad skrajem polany przecinały nietoperze.

Kobieta w średnim wieku na scenie. Za nią wizualizaje. Mnóstwo świateł. Wszystko niebieskie. - grafika artykułu
fot. Hubert Grygielewicz

Letnie Brzmienia wybrzmiały w Cytadeli po raz trzeci. Podczas ubiegłorocznego, poznańskiego finału trasy mogliśmy posłuchać m.in. Darii Zawiałow, Łąk Łan, Mery Spolsky czy Sanah. Podobnie jak w tym roku na scenie pojawili się też Katarzyna Nosowska (ale solo), Mrozu czy trzon projektu Babie Lato, Margaret. Hedlinerem tegorocznego festiwalu było jednak brytyjskie trio Sugarbabes. Kobiecy zespół, grający pop zblendowany z elektroniką, największe sukcesy święcił w pierwszej dekadzie XXI wieku. Wtedy to na VIVIE widzieliśmy klipy do przebojów "Round, round", "About you know" czy "Push the button". Trzeba przyznać, że kolektyw nadal wywołuje silne emocje wśród słuchaczy, przede wszystkim wśród pań - w tym trudne do ukrycia wzruszenie, gdy pomyśleć, ile to już lat minęło. Z pewnością wpływ na to, jak dobrze słuchacze bawili się podczas finału, mała rozgrzewka w wykonaniu Mroza - to świetny showman, który nagrywa pop, którego nie trzeba zaliczać do gulity pleasure. W repertuarze muzyka oprócz solowych hitów, nie zabrakło przebojów Orkiestry Męskiego Grania, czyli "Supermocy" czy "Wolnych duchów".

O ile więc wieczór sobotni moglibyśmy nazwać popowym - choć wspomniany Mrozu grał po Edycie Bartosiewicz, której podniosłości dodawała orkiestra symfoniczna, a przed Natalią Szroeder wystąpiła uduchowiona Mela Koteluk, dzień pierwszy zdominowały gitarowe riffy. Krzysztof Zalewski rozpoczął swój występ wściekłym, romansującym z hip-hopem "Z głowy nie można wyjść". W ślad za nimi kroczyły "Roboty". Kluczowym elementem wystąpienia rockmana była przedmowa, w której nawiązał do sytuacji w Gazie i zwrócił uwagę na wypływającą z Barcelony flotyllę wypełnioną pomocą humanitarną dla potrzebujących. - Możemy to wszystko oglądać, nagłaśniać opowiadać - zaapelował do zebranych. Im więcej osób będzie oglądało Global Sumund Flotilla w niedzielę, tym większa szansa, że Izrael nie odważy się wykonać jakichś strasznych ruchów. Tym większa szansa, że ci ludzie wrócą do chaty. Przypominam, w niedzielę, w rocznicę powstania "Solidarności" okażmy solidarność z Palestyńczykami [...] może w ten sposób wywrzemy na rządzących presję, żeby zajęli bardziej zdecydowane stanowisko" - dodał. Po czym zagrał "Początek", którego początek (a jakże!) ubarwiła ciekawa aranżacja elektroniczna. Partie Podsiadły w refrenie bez zarzutu odegrała publika.

W moim odczuciu najjaśniejszym punktem całego festiwalu - mimo tego, że ciemności już dawno skryły park - okazał się koncert ożywionego specjalnie na 5 koncertów na trasie Letnich Brzmień zespołu Katarzyny Nosowskiej. - Strasznie się cieszymy, ponieważ jest to ostatni koncert, Bóg raczy wiedzieć, co wydarzy się w najbliższych miesiącach latach i tak dalej - mówiła artystka. - Jesteśmy strasznie wdzięczni za taką możliwość, bo wiecie, to dla nas coś takiego, jakbyśmy byli pod ziemią, pod nagrobkiem, i nagle ktoś powiedział hello, wstajemy - podziękowała po otwierającym koncert "Szumie". Kolejne utwory poprzedzały krótkie anegdoty Nosowskiej lub refleksje dotyczące życia. Mogliśmy usłyszeć nowy, bardzo dobry singiel "Bezruch", a także wszystkie najważniejsze kawałki formacji, z "Sic!", "Mimo wszystko" oraz "Muką" na czele.

Zespół grał dobrze ponad godzinę - jestem pewien, że każdy z fanów mógł być ukontentowany, ponieważ Nosowska i jej kompani byli bezbłędni. A skoro już jesteśmy przy kompanach - miłym akcentem było niespodziewane pojawienie się na scenie Krzysztofa Zalewskiego, który pakował się już do wyjazdu do domu, ale ze względu na piękną wspólną przeszłość Hey jeszcze raz, choć na chwilę, zechciał zostać członkiem bandu. Koniecznie trzeba też zwrócić uwagę na świetną oprawę wizualną koncertu - intensywne barwy z czerwienią na czele, które jeszcze bardziej podkreślały temperament i ekspresję wokalną Nosowskiej.

To właśnie były, w moim odczuciu, najważniejsze występy festiwalu. Oprócz wymienionych na scenie głównej wystąpili też m.in. Ania Dąbrowska, Jucho czy Babie Lato w składzie Margaret, Sara James i Zalia. Na scenie Next Fest z kolei pojawili się m.in. Maja Golec, Dawid Grzelak, Ranko Ukulele czy Marek Niedzielski. Kto z nich namiesza najbardziej w nadchodzących miesiącach? Wydaje mi się, że z artystów, których widzieliśmy na mikroskopijnej scenie Nex Fest w roku 2024, najlepiej swoją karierą pokierowała Zuta.

A teraz o tym wszystkim co działo się na festiwalu Santander Letnie Brzmienia poza scenami. W oczy rzuca się fakt, iż Santander ma wysokie oprocentowanie - o ile na konkurencyjnym Męskim Graniu monopol na alkohol miał Żywiec, o tyle na graniu Santanderowskim miejsc z alkoholami słabszymi i mocniejszym, jak gin, whiskey czy wódka, było łącznie około 10. Nie przełożyło się to jednak na awantury. Nad spokojem czekała zresztą ochrona przygotowana jak spotkanie kibolami. Przy namiocie Red Bulla, w czerwonych kamizelkach, siedziały byczki (agencja Fosa?) gotowe interweniować w każdej chwili. To nie przesada - to była ekipa interwencyjna czujna, jak gdyby tego wieczora na scenie nie występował Hey, lecz wcielony hejt. Tego roku nie dostrzegłem jednak żadnych szarpanin z kobietami, mężczyznami zresztą też nie. 

Co do poczucia zagrożenia - podczas całego festiwalu prześladowały mnie wielkie plakaty na których (obok kwiatków) wielkimi literami zamieszczono niepokojącą konstatację, że zdjęcie lub zniszczenie opaski oznacza rezygnację z udziału w wydarzeniu. Wcale nie oznacza. Po co wzbudzać w ludziach, którzy słono zapłacili za karnety i chcą się dobrze bawić, taki niepokój? Zwłaszcza że w regulaminie Good Taste Production stoi, że w przypadku zgubienia czy uszkodzenia wystarczy niezwłocznie powiadomić ochronę. I organizatorzy wymieniają. Na poziomie komunikatu coś tu wyraźnie leży, to wspaniały przykład ekspresji władzy symbolicznej.

Letnie Brzmienia oferują jednak poza muzyką i alkoholem dużo innych angażujących atrakcji. Pośrodku pola festiwalowego, w stylowych srebrnych kamperach przywodzących na myśli laboratoria metamfetaminy z Kentucky (z Kentucky był Jim Beam), znajdowała się strefa DIY. A tam każdy uczestników mógł ozdobić swój t-shirt wymalowanym sprejem wzorem, nanieść na torbę grafikę w sitodruku, wypleść kwietny wianek, czy też wziąć udział w dadaistycznych warsztatach prowadzonych przez Wycinki w Termosie. Dodatkowo na festiwalowiczów czekały panele dyskusyjne czy silent disco. Było mnóstwo ścianek do robienia zdjęć (nawet scena z prawdziwymi, działająymi instrumentami), a nawet huśtawki, które cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Mogłoby jednak być nieco więcej leżaków - o te toczyła się nieustanna walka. Tak czy inaczej w kategorii rozrywek dodatkowych Letnie Brzmienia wypadają bardzo dobrze - naprawdę jest czym się zająć między koncertami.

Jako dziennikarza bardzo rozczarował mnie natomiast brak jakiejkolwiek przestrzeni wydzielonej dla mediów, co jest standardem na tego typu wydarzeniach, choćby na Męskim Graniu. Czy nie można było zorganizować małego namiotu, w którym można by zostawić torbę, wymienić baterie, w aparacie czy dyktafonie, sporządzić notatkę, wysłać tekst? A przy namiocie postawić pracowniczego toi-toia? Taka magia dzieje się gdzie indziej. A tu serce pękało, gdy w sobotę człowiek patrzył na wydzieloną vipowską przestrzeń dla patrona medialnego, RMF MAXX, z wykeksponowanym bufetem i barem. Ludzi ten splendor przyciągnął, lgnęli doń jak ćmy do światła, ale byli odprawiani z kwitkiem.

Bardzo ważny punkt - kontrowersyjnym zagadnieniem jest wpływ tego rodzaju festiwali na naturę. A przecież Cytadela to obszar chroniony Natura 2000. Po zachodzie słońca jakieś 100 m od sceny latały nietoperze. Być może nie były powtórnie skazane na słuchanie Taco Hemingwaya czy Bedoesa 2015 Projekt Specjalny, lecz na Edytę Bartosiewicz w odsłonie symfonicznej, ale niemożliwe, żeby tak silne bodźce dźwiękowe pozostały bez wpływu na tak wyczulone stworzenia. Kwestią wartą przeanalizowania jest też wpływ na trawę i glebę. Błoto to nieodłączny element letnich festiwali, jednak festiwalowicze regularnie moczyli stopy w jeziorku Jeziorko Słodko-Gorzkie (po ang. Bitter Sweet Lake). Moja opinia jest jednoznaczna - należy znaleźć alternatywne miejsce dla tego rodzaju festiwali w naszym mieście, choćby ze względu na dzikie zwierzęta, wyjątkowo aktywne latem. Podczas wakacji w chronionej (podkreślam) Cytadeli, w odstępach kilku tygodni odbyły się dwa duże i jeden gargantuiczny festiwal! Warto uwzględnić fakt, że identyfikacji graficznej festiwalu jest mnóstwo roślinności, a organizatorzy budują świadomość brandu w nawiązaniu do łączności z naturą.

Santander Letnie Brzmienia to z pewnością wydarzenie na wysokim poziomie artystycznym - line up był dobry, zróżnicowany stylistycznie, nagłośnienie nie zawiodło (obyły się bez problemów, jakie w tamtym roku miała np. Kasia Sochacka, walcząca z piekielnym piskiem), muzyce towarzyszyła spektakularna oprawa wizualna. Jednak im bardziej wydarzenie spektakularne, tym większe emocje wzbudza kwestia jego umiejscowienia.

Jacek Adamiec

  • Santander Letnie Brzmienia 
  • 29-30.08
  • Cytadela

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025