Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Głębia i spokój

W piątkowy wieczór Aula przy ulicy Wieniawskiego jaśniała od brylantowego blasku. Rozpoczęto 76. sezon działalności Filharmonii Poznańskiej i zrobiono to w sposób godny tak zacnego jubileuszu.

. - grafika artykułu
fot. Antoni Hoffmann / Filharmonia Poznańska

Zanim uniwersytecką aulę wypełniły dźwięki muzyki, po oficjalnym powitaniu przez Dyrektorów - Wojciecha Nentwiga i Łukasza Borowicza, na scenie pojawił się również prezydent Miasta Poznania, Jacek Jaśkowiak. Poinformował zgromadzoną publiczność o zamianie, jaka dokona się z początkiem przyszłego roku kalendarzowego, na skutek której Filharmonia Poznańska stanie się instytucją miejską. Nie zabrakło również mocnych deklaracji związanych z planowaną budową jej nowej siedziby.

Przytaczając tytuł sławetnych felietonów Jerzego Waldorffa - muzyka łagodzi obyczaje. Cieszę się, że repertuar inauguracji kolejnego sezonu działalności poznańskich filharmoników został pomyślany właśnie w ten sposób - trudno zaprzeczyć, że miał w sobie ogromny potencjał łagodzący, tak bardzo nam wszystkim potrzebny. Jak wspomniał w zapowiedzi Łukasz Borowicz, prowadzący tego wieczoru orkiestrę jej dyrygent-szef i dyrektor artystyczny, rozpoczynający wieczór II koncert fortepianowy B-dur, op. 83 Johannesa Brahmsa jest jednym z najpiękniej skomponowanych koncertów nie tylko w historii romantyzmu. Jego głębia, wypływający z niego spokój - wyraźnie słyszalny zwłaszcza w części trzeciej, Andante - più adagio i zaklęta w nim mądrość życiowa kompozytora czynią ten utwór w istocie wyjątkowym.

Przy fortepianie zasiadł Louis Lortie, francusko-kanadyjski pianista, będący także współzałożycielem oraz dyrektorem artystycznym LacMus International Festival nad jeziorem Como we Włoszech oraz Master in Residence w Queen Elisabeth Music Chapel w Brukseli. Według "The Times" jego gra jest "połączeniem całkowitej spontaniczności przemyślanej dojrzałości, którą mają tylko wielcy pianiści". Na potwierdzenie tej opinii nie trzeba było długo czekać. Swoboda, którą Lortie wręcz emanował, pewnego rodzaju feeling (zdaję sobie sprawę, że w kontekście pianistów klasycznych, użycie tego zwrotu jest dość niecodziennym wyborem, jednak wstawiam go tu celowo!) i lekkość, z którą pokonywał kolejne części, była ożywcza. Jedną z cech charakteryzujących to dzieło, jest jego symfonizacja, którą zaobserwować można zarówno na poziomie budowy (koncerty fortepianowe składają się zazwyczaj z trzech części, tu zaś mamy cztery), jak i poprowadzeniu partii instrumentu solowego, w której próżno szukać fragmentów opartych na wirtuozowskich popisach.

Pierwszą część koncertu odebrałam jako subtelne, niemalże niebiańskie wprowadzenie. Przepięknie (!) brzmiące dęte, fortepian, a po nich rozlewająca się fala smyczków, brzmiących bardzo spójnie, jednolicie i barwnie. Dialog, który instrument solowy prowadził z orkiestrą nie tylko pokazywał jej świetne przygotowanie - za co ukłony należą się Łukaszowi Borowiczowi, który niemalże za każdym razem jest w stanie wprowadzić orkiestrę na nowy poziom i nasycić ją coraz to nowszymi odcieniami głębokiego, świadomego brzmienia - ale i kunszt pianisty, którego entuzjazm zdawał się być wręcz zaraźliwy i sięgał nawet krańców balkonu, z którego miałam przyjemność go podziwiać. Poza krótkimi momentami, kiedy przez kilka taktów zdawał się wymykać narzuconemu przez dyrygenta tempu, technicznej stronie jego wykonania również nie można nic zarzucić.

Dalsze części koncertu - druga, taneczna, Allegro appasionato, upłynęła pod znakiem romantycznego, symfonicznego malarstwa muzycznego wykorzystującego pełnię możliwości instrumentarium. Nie zdziwiłabym się, gdyby po jej zakończeniu, wbrew panującym zasadom, zerwała się burza oklasków - byłaby w pełni zasłużona! We wspomnianym już Andante - più adagio na wyróżnienie zasługuje wiolonczela, przepięknie korespondująca z obojem, czułe pianissimo orkiestry i aura powolnych rozmyślań, której akompaniowały ujęte w lewej ręce fortepianu pasaże, zwiastujące jakby naturalną kolej rzeczy, której nikt nie jest w stanie się wymknąć...

Po przerwie scena została oddana jednemu z bardziej utalentowanych i jednocześnie niedocenionych polsko-niemieckich twórców XIX wieku, Franzowi Xaveremu Scharwence. Ten urodzony w Szamotułach pianista i kompozytor od dłuższego już czasu stanowi obiekt żywego zainteresowania poznańskich filharmoników. Inaugurację postanowiono uświetnić wykonaniem jego Symfonii c-moll, przywracając jej należytą uwagę i blask. Zdaniem Borowicza, kompozycja ta utożsamia doskonałość swojego czasu. Zdaniem moim - była niezwykle malownicza i wymagająca wykonawczo. Ozdobniki w partii smyczków zdawały się oddawać hołd epoce baroku, a ciekawie poprowadzona dramaturgia trzymała w napięciu, nie pozwalając stracić czujności. Cieszę się, że tak szerokie grono ma możliwość zapoznać się z twórczością Scharwenki i sama z chęcią wybiorę się na kolejne z nim spotkanie.

Cieszę się również, że orkiestra Filharmonii Poznańskiej rozwija się w sposób inspirujący do wnikliwych analiz granych przez nią dzieł i szczegółowego rozpatrywania niuansów jej wykonań. Jeszcze kilka lat temu można było mieć przeczucie graniczące z pewnością, że koncert w Filharmonii dołączy do grona jednego z wielu, które z czasem ulegną zapomnieniu. Teraz nie ulega wątpliwości, że stan ten ulega zmianie i oby każdy kolejne wydarzenie utwierdzało nas w tym przekonaniu.

Dobra wiadomość dla tych z Państwa, którym nie udało się pojawić w Filharmonii - koncert był nagrywany, a jego retransmisję będziecie mogli Państwo usłyszeć 14 października w internetowej rozgłośni radiowej Deutschlandfunk Kulture. Jeśli w trakcie usłyszą Państwo dźwięk dzwoniącego na widowni telefonu, proszę nie regulować odbiorników. Dzwonił Brahms!

Marta Szostak

  • Koncert inaugurujący 76. sezon Filharmonii Poznańskiej
  • Orkiestra Filharmonii Poznańskiej & Louis Lortie
  • dyr. Łukasz Borowcz
  • 30.09

@ Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022