Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Dżem jak wino

Blues to muzyka, której historia wiedzie przez trudną i wyboistą drogę. Wyrosła z Delty Missisipi, na gruncie amerykańskiego południa, zakorzeniona w afroamerykańskich tradycjach. W Polsce, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, w kraju naznaczonym socjalistycznym betonem, niedoborem wszystkiego i wszechobecną szarością, była jednym z najważniejszych głosów wolności. Jednym z zespołów, który najlepiej uchwycił jego esencję, był Dżem, który teraz - w ramach 45-lecia - przypomni o sobie koncertem w B17.

. - grafika artykułu
Dżem, fot. materiały prasowe

Niewątpliwie Dżem to kapela, która mimo burzliwej historii, pozostała wierna bluesowemu etosowi. W jej muzyce słychać wpływy Lynyrd Skynyrd, The Allman Brothers Band, Cream czy nawet wczesnego Rolling Stones. Ale przede wszystkim, to opowieść o ludziach, którzy mieli w sobie coś z wędrownych bardów - trochę poetów, trochę rozbitków, a trochę outsiderów. Historia tego zespołu zaczyna się w Tychach w 1973 roku, kiedy bracia Adam i Beno Otrębowie oraz Paweł Berger zaczęli eksperymentować z bluesem i rockiem. Brakowało im jednak kogoś, kto nadałby ich twórczości głos. Wtedy pojawił się Ryszard Riedel - chłopak z gitarą, długimi włosami i niepokojem w oczach.

Rysiek od razu przyciągał uwagę. Nie był klasycznie wyszkolonym wokalistą, ale miał to, co mają tylko nieliczni - prawdziwą charyzmę i głos, który trafiał wprost do serca. Był człowiekiem bluesa w pełnym tego słowa znaczeniu - urodzonym outsiderem, który czuł świat intensywniej niż inni. Pierwsze lata zespołu to pasmo prób, małych koncertów i walki o uwagę. W Polsce lat siedemdziesiątych blues-rock nie był popularnym gatunkiem - dominował rock progresywny, punk dopiero raczkował, a scena muzyczna kręciła się wokół państwowych wytwórni. Ale Dżem miał coś, co wyróżniało ich na tle innych - autentyczność.

Wszystko zmieniło się na początku lat osiemdziesiątych, kiedy Dżem trafił na festiwal w Jarocinie. Ich pierwszy wielki przebój "Whisky" nie był jeszcze piosenką w pełni autorską, bo powstał jako spontaniczna improwizacja na bazie klasycznych bluesowych schematów, ale szybko stał się czymś więcej - hymnem dla młodych ludzi, którzy pragnęli uciec od szarości codzienności. Debiutancki album zespołu, czyli "Cegła" (1985) był właściwie definicją blues-rocka. Było w nim brzmienie charakterystyczne dla rocka z południowej części USA, ale gitary oparte zostały na bluesowych skalach, nie brakowało długich solówek oraz surowego, analogowego brzmienia. Wyróżnikiem była też ta charakterystyczna, polska nuta melancholii, której nie miały zespoły zza oceanu.

By to zrozumieć, wystarczy posłuchać otwierającej piosenki "Czerwony jak cegła", będącej hołdem dla klasycznego bluesa, ale z riffem, który mógłby wyjść spod ręki Keitha Richardsa. Ciężki, transowy groove, charakterystyczna praca sekcji rytmicznej, a do tego tekst, który - jak to u Riedla - opowiada o miłości i rozczarowaniu. Z kolei "Jesiony", jedna z najbardziej przejmujących ballad Dżemu, pokazała ich drugą stronę - delikatność, liryczność i emocjonalne podejście do kompozycji. To utwór, który wręcz mógłby znaleźć się na płycie Boba Dylana - oczywiście gdyby ten urodził się na Śląsku.

Ryszard Riedel był postacią tragiczną - kimś, kto urodził się, by śpiewać bluesa, ale też kimś, kto nie potrafił uciec przed własnymi demonami. Uzależnienie od heroiny niszczyło go przez całe późniejsze lata. Na koncertach potrafił być genialny, ale coraz częściej pojawiały się sytuacje, gdy ledwo trzymał się na nogach. Zespół próbował mu pomóc, ale on nie chciał słuchać. A utwory takie jak "Sen o Victorii" czy "List do M." to w gruncie rzeczy jego listy pożegnalne. Rysiek wiedział, że się stacza, ale jednocześnie nie potrafił inaczej. W 1994 roku zespół podjął trudną decyzję i rozstał się z nim. Rok później wokalista zmarł w wieku 38 lat. Wraz z Dżemem nagrał łącznie siedem płyt, z których warto wyróżnić choćby "Zemstę nietoperzy" (1987), "Detox" (1991) czy "Autsajdera" (1993).

Śmierć Ryszarda Riedla była momentem, w którym wielu fanów uznało, że Dżem się skończył. I rzeczywiście, żaden wokalista nie mógł go zastąpić. Ale zespół postanowił grać dalej. Jacek Dewódzki, później Maciej Balcar, a teraz, od początku 2024 roku, syn Ryszarda, Sebastian Riedel, przejmowali kolejno rolę wokalistów, nadając Dżemowi nie lepszy, ale po prostu inny charakter. Pokazały to płyty takie jak "Pod wiatr" (1997), "Być albo mieć" (2000) czy ostatnia jak dotąd "Muza" (2010). Dżem to stuprocentowo polski blues - nie kopia amerykańskiego grania, lecz jego lokalna, szczera interpretacja. I to właśnie sprawia, że po tylu latach wciąż pozostaje jednym z najważniejszych zespołów w historii polskiej muzyki. Za kilka dni będziemy mogli sobie o tym przypomnieć.

Sebastian Gabryel

  • Dżem
  • 24.02
  • B17
  • bilety: 135 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025