Zanim na scenie pojawili się członkowie formacji Editors, zagrał zespół o nieco przewrotnej nazwie Balthazar. Nikt nie spodziewał się po nich rockowo-folkowej muzyki, określenie wskazywałoby raczej na skłonność to cięższych brzmień. Na dodatek okazało się, że są bezczelnie zdolni. Jeden z wokalistów swoim głębokim głosem oczarował publiczność swobodą, z jaką śpiewał. Zaś jego sceniczna koleżanka dodawała do jego partii delikatności. Myślę, że brzmiałaby genialnie z Damienem Ricem. Support okazał się więc nie tylko rozgrzewką, ale też świetnym minikoncertem. Kto wie, może niedługo Balthazar będą gwiazdami. W końcu Editors na początku kariery też występowali jako support.
Koncert Brytyjczyków rozpoczął się bez opóźnień, co ostatnio jest raczej rzadkością. Na szczęście są jeszcze artyści, którzy szanują czas swoich fanów i nie każą im czekać na siebie zbyt długo. Gdy skład pojawił się na scenie, atmosfera stała się gorąca. Dało się wyczuć podekscytowanie publiczności i zarazem pełne napięcia oczekiwanie - zagrają cały materiał z nowej płyty, czy może zrobią wszystkim prezent i zaprezentują również starsze kawałki. Na szczęście muzycy wybrali drugą opcję i większość utworów, które zagrali, pochodzi z dwóch pierwszych płyt. Choć w składzie zespołu zaszły pewne zmiany, można było odczuć, że jego członkowie rozumieją się bez słów i grają razem tak, jakby robili to przez całe życie. Nie przerywali utworów pogadanką z publicznością, co akurat uważam za atut. Robili swoje - świetnie się bawili i zarazili energią wszystkich zebranych w hali Targów Poznańskich. Publiczność tańczyła bez opamiętania, śpiewała razem z wokalistą Thomasem Smithem i klaskała w rytm ukochanych piosenek.