Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Kołysząc się z Katie Meluą

Akustyczny koncert bardzo popularnej w naszym kraju (i poza jego granicami) brytyjskiej wokalistki jednych oczarował, innych... znieczulił.

. - grafika artykułu
Katie Melua, fot. Tomasz Nowak

Słynąca z melancholijnych i chwytających za serce ballad urodzona w Gruzji Katie Melua po raz kolejny zawitała do Poznania. W kameralnym składzie (zespół z artystką włącznie liczył zaledwie trzy osoby) w białej półprzezroczystej sukience (wyglądała jak rusałka, która znudzona leśną monotonią postanowiła dla zabawy wpaść do Poznania na koncert) wykonała - grając na gitarze i śpiewając - swoje ulubione utwory i niezapomniane (bo cały czas przypominane przez komercyjne stacje radiowe) przeboje, za które pokochali ją fani na całym świecie ("Nine Milion Bicycles", "Spiders' Web", "The Flood"). Publiczność licznie przybyła do Sali Ziemi miała też okazję wysłuchać piosenek z nowej, wydanej we wrześniu ubiegłego roku szóstej już płyty pt. "Ketevan" (tytuł nawiązuje do imienia wokalistki w jej ojczystym języku), stanowiącej podsumowanie 10-letniej kariery. Obsypana platynowymi płytami (za sprzedaż ponad 11 milinów płyt uzbierała ich aż 56!) 30-letnia Melua podczas poznańskiego koncertu sięgnęła nie tylko po swoje utwory, ale również zainspirowała się twórczością innych artystów - zaprezentowała na przykład swoją wersję nieśmiertelnego "In my secret life" Leonarda Cohena oraz "Bridge Over Troubled Water" Paula Simona.

Było wiosennie, lekko, subtelnie, przyjemnie i wzruszająco - ale przez to (niestety) trochę nudno. Prawie 1,5-godzinne kołysanie w moim przypadku zadziałało skuteczniej niż herbatka z podwójną dawką melisy i zakończyło się niemożliwym do powstrzymania - a co gorsza i ukrycia - ziewaniem. Nie sposób odmówić uroczej Katie muzycznego i wokalnego talentu. Jednak pięknie i zadziwiająco perfekcyjnie wyśpiewane ballady po kilkudziesięciu minutach zaczęły się zlewać w jeden niekończący się utwór, skąpo przetykany bardziej wyrazistymi fragmentami, które jednak jakoś szczególnie nie utkwiły w mojej pamięci.

Reakcje publiczności - nie biorąc pod uwagę momentów, w których brytyjska piosenkarka serwowała swoim polskim fanom swoje najsłynniejsze hity - były raczej umiarkowanie euforyczne. Jak jednak przystało na wiernych wielbicieli znad Wisły, którzy towarzyszą swojej ulubienicy od pierwszego albumu, żegnali ją owacjami na stojąco, a Katie Melua mogła zakończyć koncert z poczuciem spełnienia. Dla mnie jednak czegoś zabrakło i zapewne koncert ten nie znajdzie się na mojej prywatnej liście najważniejszych muzycznych wydarzeń, w jakich miałam przyjemność uczestniczyć. Niemniej jednak trzymam kciuki za gruzińską piękność i mam nadzieję, że jeszcze nas (mnie) zaskoczy, na przykład podczas warszawskiego występu, który zaplanowano na 13 lipca w Sali Kongresowej. Organizatorzy zapowiadają, że tym razem ma być bardziej "elektrycznie"...

Czy ulubienica polskiej publiczności pokaże zupełnie nowe oblicze, czy też goście zgromadzeni w historycznej sali uczczą pamięć obiektu (po tym koncercie rozpocznie się trwający trzy lata generalny remont) spontanicznym flash mobem, polegającym na masowej drzemce? O tym przekonamy się już za trzy miesiące.

Karolina Gumienna

  • Katie Melua
  • Sala Ziemi
  • 3.04.2014