Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Piękny, wiosenny kwiat

Najpewniej znajdą się tacy, którzy w tytule niniejszego tekstu z uwagi na panującą porę roku, dopatrzą się ironii. Nic bardziej mylnego! Coś takiego nawet nie przyszło mi do głowy. A na pewno nie tym razem... To naprawdę będzie tekst o kwiecie i to wyjątkowym, bo robiącym wrażenie piorunujące. Będzie to również gratka dla wszystkich serc lokalnych patriotów złaknionych dawki zachwytu nad ich miastem.

Czarno-biały kadr filmowy. Kobieta opiera się o wieko fortepianu. - grafika artykułu
Elżbieta Barszczewska jako Stefcia Rudecka w scenie z filmu "Trędowata", 1936, fot. ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"«Życie jest piękne, a kobiety są jak kwiaty» - powiedział kiedyś poeta. Zdanie to przypomniało mi się, gdy korzystając z obecności p. Elżbiety Barszczewskiej na na premierze filmu «Dziewczęta z Nowolipek» udałem się do niej po wywiad dla naszych czytelników. P. Barszczewska którą dotychczas widziałem tylko na ekranie, sprawiła na mnie wrażenie pięknego wiosennego kwiatu. Wrażenie to się potęguje i potwierdza po przeprowadzonej z nią rozmowie"* - tymi słowami swoją relację z aktorką rozpoczyna tajemniczy "Z".

Wywiad - rzecz, którą czytelnicy lubią nad wyraz, bo daje im niezwykłą okazję do poznania uwielbianej przez nich osoby, z którą z dużym prawdopodobieństwem nie będą mieli nigdy okazji porozmawiać twarzą w twarz - opatrzył tytułem Poznań jest najmilszym miastem w Polsce ("Nowy Kurier", nr 262/1937). Podkreślenie już na samym początku, że rozmówczyni dziennikarza ma o stolicy Wielkopolski zdanie bardziej niż pozytywne, musiało dobrze wpłynąć na odbiorców cytowanego tekstu. Kto nie chciałby słuchać bądź czytać na swój temat opinii tak pochlebnych, że aż po czubki palców można oblać się niewinnym rumieńcem? Takich okazów spotkać niepodobna! Wróćmy jednak do meritum, a więc do rozmowy z niezwykłą damą.

Reporter zaznaczył, jak trudno mu było przedrzeć się przez rzesze wielbicieli aktorki, by móc z nią zamienić choć parę słów. Nie narzekał jednak. Utwierdziło go to raczej w przekonaniu, że podjął się słusznego wyzwania, pragnąć przeprowadzić wywiad z tak rozchwytywaną gwiazdą srebrnego ekranu i teatralnej sceny. Wszelkie niedogodności zrekompensowała mu sama pani Barszczewska, która autografy rozdzielała chętnie, "z tym miłym uśmiechem na twarzy, jakim podbiła sobie z ekranu serca tłumów". Mimo tak doświadczanej popularności pozostała przy tym osobą nieśmiałą i pełną uroku, która nie obawia się przyznać, że "odczuwa tremę przed wywiadami prasowymi, większą niż przed premierą nowego filmu". Ceni się, kiedy osoba sławna, mająca już na koncie niemałe sukcesy, wciąż ma w sobie tę pokorę, która powoduje, że zamiast buńczucznego okazywania swojej wielkości, z dozą nieśmiałości podchodzi do sprawowania powinności właściwych gwieździe jej formatu. W efekcie wyznania aktorki, dziennikarz zapewnił ją, że "z tą termą nadzwyczaj jej do twarzy", a potem przeszedł wreszcie do części najważniejszej, czyli pytań.

Pierwsze z nich nie dotyczyło jednak kariery Barszczewskiej. A gdzieżby tam! Reporter zdecydował się zapytać najpierw o to, jak aktorce podoba się Poznań i jak została w mieście przyjęta. "Poznań należy do najpiękniejszych i najmilszych miast w Polsce. Jest taki jasny i pomimo jesieni słoneczny. Tak dużo w nim zieleni i parków, że człowiek tu raźniej się czuje, może oddychać czystym powietrzem pełną piersią. Jestem w Poznaniu właśnie po raz pierwszy, a pierwsze wrażenie jest najprawdziwsze i najsilniejsze. Mojej wizyty z czasów PWK nie można liczyć, bo wtedy Poznań miał inny, obcy charakter, a ja byłam jeszcze niepoważną pensjonarką. Publiczność poznańska jest bardzo sympatyczna" - padła odpowiedź, która ukontentować musiała zarówno dziennikarza, jak i czytelników-poznaniaków. Dopiero po uzyskaniu odpowiedzi na to związane z miastem pytanie, dziennikarz zajął się sprawami artystycznymi. Rzec by można było - kluczowymi.

Zapytał bowiem o staż pracy i zadowolenie zawodowe. Jak czytelnicy mogli się dowiedzieć, Barszczewska była "zupełnie zadowolona ze swej pracy filmowej". A debiutowała "zaledwie przed rokiem w filmie «Pan Twardowski»", potem grała w Trędowatej i Znachorze (tak, to szczególnie elektryzująca informacja, jak sądzę), choć najwięcej satysfakcji - co przyznała - dała jej rola Bronki w Dziewczętach z Nowolipek. Plany na przyszłość rysowały się iście interesująco i pracowicie. Aktorka zagrać miała w filmie historycznym pt. Kościuszko pod Racławicami oraz w Granicy - ekranizacji powieści Zofii Nałkowskiej. "Obok pracy filmowej wiele uwagi zamierzam poświęcić scenie, na której przecież zadebiutowałam. Pragnę próbować swoich sił w dziedzinie komedii i w najbliższym czasie przedstawię się publiczności w tym rodzaju sztuki scenicznej" - dodała jednak, podkreślając znaczenie teatru w jej życiu zawodowym.

Miłą rozmowę przerwali uczniowie, którzy zjawili się po autografy. Dziennikarzowi nie pozostało już nic innego, jak wywiad zakończyć z uprzejmą prośbą o podpis na zdjęciu szanownej, nieśmiałej aktorki - specjalnie dla czytelników dziennika.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023