Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

ZAPISKI Z LAMUSA. Bujając gości

Niejednokrotnie na łamach "Zapisków z lamusa" udowodnione zostało, że nie wszystko, nie każdemu i nie zawsze się udaje oraz że nawet najlepszym przy okazji wydarzeń wagi wręcz państwowej może się powinąć noga. Dziś przedstawiam na to dowód kolejny!

Czarno-białe zdjęcie, widok z góry na modernistyczne pawilony i drogi. - grafika artykułu
Widok z lotu ptaka na pawilony Powszechnej Wystawy Krajowej, fot. Marian Fuks, 1929, ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego

"Na arenie PWK dzieją się czasem osobliwe rzeczy. Wogóle to wszystko co dotąd tam było, było osobliwe, poczynając od <<Wesela na Kurpiach>> a kończąc na <<Janie III>>. Pech chciał, że na ub. niedzielę, afisze koloru taniego płótna siennikowego zapowiadały na arenie WPK wielki festyn humorystyczny, połączony z tradycyjnemi dożynkami staropolskiemi, w czasie których miały przygrywać aż cztery orkiestry"* - czytamy na łamach "Nowego Kuriera" (nr 209/1929) w anonimowym artykule pt. Nabrał "Halkę" - Pewukę - wojsko i publiczność. Jest to - trzeba przyznać - początek intrygujący, zapowiadający, że już za chwilę niczym kawa na ławę wyłożone zostaną wszelkie zarzuty wobec niektórych organizatorów rozrywek PWK-owych, którzy rozgłaszali wszem i wobec informacje o wydarzeniach w zamyśle spektakularnych, jednak czasem w realizacji prezentujących zgoła inny poziom. Czytajmy jednak dalej!

"Wtajemniczeni w tę imprezę wiedzieli, że urządza ją Towarzystwo śpiewu <<Halka>> z Jeżyc a organizatorem jest p. kapelmistrz Sternalski, uwieczniony drukiem na afiszu. Zgodnie z zapowiedzią już o 3-ciej zgromadziła się dość liczna publiczność, wśród której dominowały dwie wycieczki szkolne żeńskie jedna z Gdańska a druga ze Lwowa" - brzmi dokładny opis, którego nie powstydziłby się nawet świadek zdarzenia o podłożu kryminalnym. Jak dowiedzieć się można z dalszej części tekstu, oczekująca występu widownia prezentowała "cierpliwość polskich owieczek". Że tej cierpliwości potrzeba było wiele mówi choćby fakt, że czas oczekiwania wynosił niepoprawnie dużo, po półtora godziny, w trakcie której bileter aż czternastokrotnie informował, że "coś" się odbędzie. Koniec końców i świętego by przecież taki stan rzeczy rozsierdził. Nerwowość publiczności dała o sobie wreszcie znać. By nieco ją na powrót uspokoić, "kazał <<ktoś>> zagrać kilku mandolinistom marsze tryumfalne (mandoliny na arenie!!)", z kątów natomiast powychodziły jakieś "źle ucharakteryzowane" postacie. Trudno oczekiwać, by taka mieszanka przypadkowości i amatorszczyzny przekonała widzów, by wznieśli się na wyżyny i powrócili do swojej cierpliwej, pełnej wyrozumiałości postawy. "Publiczność zziębnięta i zła, straciwszy półtory godziny czasu, który mogła z pożytkiem przeznaczyć na zwiedzanie wystawy rozeszła się z areny, nie szczędząc srogich wymyślań i uwag w stronę dyrekcji PWK, organizatorów <<humorystycznego festynu>>, porządków w Poznaniu, skandalu naciągania, <<bujania gości>> itd. itp. etc.". Nie ma co się dziwić - człowiek wystrychnięty na dudka, mówiąc kolokwialnie, który tym dudkiem nawet przez chwilę nie chciał być, ma pretensje uzasadnione do tych, którzy go w tej bardzo niewdzięcznej roli obsadzają.

Nie był to jednak koniec. Jak dalej referuje tajemniczy donosiciel: "Epilog tej całej zagadkowej sprawy pod firmą humorystycznego festynu rozegrał się częściowo w kancelarji, częściowo w garderobach <<małoletnich artystów>>, którzy w przewidywaniu niewdzięcznych laurów pospraszali już swoich wujciów, ciocie, kuzynów i resztki familii, a tymczasem spotkał ich niespodziewany zawód ze strony niejakiego pana Edmunda Horowskiego". Dżentelmen ten miał najpierw zachęcić do współpracy "Halkę", a później uzyskać od dyrekcji PWK pozwolenie na dzierżawę areny. Mianując się "dyrektorem", nie nabył jednocześnie dyrektorskiego drygu, jakiego spodziewalibyśmy w przypadku tak poważnej funkcji, co ostatecznie przesądziło o fiasku wspomnianego występu.

Przesłanie tej historii jest o tyle smutne, że jak nierzadko bywa w tego rodzaju sytuacjach, na froncie walki o spokój i harmonię między publicznością a organizatorem stanęła nieszczęśnica, zajmująca tylko w teorii mniej odpowiedzialne stanowisko, w praktyce jednak kluczowe. "Groźną sytuację" uratowała kasjerka, która reagując na stanowczą postawę zgromadzonych gości, oddała im pieniądze za bilet wstępu.

Justyna Żarczyńska

* We wszystkich cytowanych fragmentach zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023