Wykaz postępów, czyli jak uczyć się wytrwale

Można prowadzić nauczanie w świecie wirtualnym, wykorzystywać nowoczesne technologie do przekazywania wiedzy, ale świadectwo ukończenia każdego etapu nauki uczeń dostawał kiedyś i dostaje dzisiaj w postaci bardziej lub mniej formalnego druku. I niezależnie od systemu nauczania i jego organizacji, niezależnie od typu szkoły od początku XX wieku w ocenie ucznia najważniejsze było zachowanie i to ono rozpoczynało spis ocen.
Do wybuchu II wojny światowej, najpierw w szkole niemieckiej w zaborze pruskim, a potem po odzyskaniu niepodległości w szkołach polskich, ocena z "zachowania się" czy też "sprawowania" była dodatkowo determinowana osobno ujmowanymi czynnikami, takimi jak pilność, uwaga i punktualność, a w szkole niemieckiej dodatkowo porządek. Wydaje się, że ówczesnym nauczycielom nie wystarczała zwyczajowa skala ocen do podsumowania zalet i wad swoich uczniów. Prócz ocen bardzo dobrych, dobrych, dostatecznych, czasami miernych i niedostatecznych na świadectwach z tego okresu znajdziemy też określenia niekonwencjonalne, a niekiedy nawet zabawne, np. "zadowalające", "niejednostajne". Nauczyciele Liceum im. Królowej Jadwigi prowadzonego przez Lucynę Sokolnicką starali się dopingować swoje uczennice, określając ich mniej lub bardziej wzmożone wysiłki słowem: wytrwałe. Prawdopodobnie dziedzictwem po pruskim "ordnungu" na polskich świadectwach z lat międzywojennych została ocena z porządku.
Na drukach szkolnych świadectw w dwudziestoleciu międzywojennym (nazywanych niekiedy wykazem postępów) wypisano tyle języków, jakby ówcześni edukatorzy chcieli wychować pokolenia poliglotów - prócz języka ojczystego języki: łaciński, grecki, francuski, angielski, niemiecki, a nawet hebrajski. Poznańskie szkoły prowadziły naukę języków obcych w różnym zakresie. Państwowe Gimnazjum i Liceum Żeńskie im. Generałowej Zamoyskiej było w tym względzie wyjątkowo wymagające, ponieważ uczennice uczono łaciny, ale także francuskiego, niemieckiego i angielskiego.
Inne szkoły były pod tym względem mniej wymagające, ale za to, jak np. Liceum im. Królowej Jadwigi, przekazywały uczennicom bardziej praktyczne umiejętności, ucząc je robótek ręcznych i oceniając je na równi z innymi przedmiotami. W zaborze pruskim nie silono się specjalnie na wszechstronne kształcenie polskich uczniów, uczono ich języka niemieckiego w mowie i piśmie oraz rachunków, próbując wychować na dobrych obywateli państwa pruskiego.
Międzywojenne świadectwa dojrzałości zawierają piękną formułę podsumowującą lata nauki i przydającą uczniom powagi, a także podkreślającą wolność wyboru dalszej drogi. Na dokumencie z 1929 roku znajdziemy bowiem zapis: "Państwowa Komisja Egzaminacyjna uznała Kahlównę Marję za dojrzałą do studjów wyższych i wydała jej niniejsze świadectwo".
W imponującym zbiorze kilkuset świadectw, zeszytów i innych dokumentów szkolnych z 1. połowy XX wieku, zgromadzonym przez niestrudzonego archiwistę Tadeusza Bonieckiego i udostępnionym Cyrylowi, jest bardzo wiele wątków do prześledzenia i zbadania. Prywatna kolekcja powstała, jak się wydaje, przede wszystkim z powodów osobistych - duża jej część to świadectwa i zeszyty matki właściciela Karoli i jej dwóch sióstr Marii i Janiny Kahlówien, prawnuczek Maksymiliana Jackowskiego.
Zeszłoroczne świadectwo ucznia Gimnazjum im. Marii Magdaleny w zasadzie niczym nie różni się od dokumentów ukończenia kolejnego etapu edukacji przez jego poprzedników kształcących się w Poznaniu w 1. połowie XX wieku - to ozdobny druk, gdzie na pierwszym miejscu arkusza ocen znajduje się zachowanie i religia, a dalej spis pozostałych przedmiotów kształcenia uwarunkowany profilem szkoły lub klasy. Tylko nauczyciele mają jakby mniej fantazji w ocenianiu swoich wychowanków, zapewne ograniczeni ściśle określoną skalą.
Danuta Książkiewicz-Bartkowiak
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022