Poznański zamek, zbudowany dla ostatniego cesarza Niemiec i króla Prus Wilhelma II Hohenzollerna, był jedną z ostatnich rezydencji monarszych w Europie. Podobno cesarz osobiście ingerował w projekt, dostosowując go do reprezentacyjnej funkcji, jaką miał pełnić. Być może to on wybrał miejsce, w którym zamek miał stanąć, ponieważ był w Poznaniu w 1904 roku, kiedy rozpoczęto pierwsze prace przy niwelacji terenu. Przybył także z rodziną na oficjalne otwarcie gmachu w 1910 roku, ale stałym bywalcem swojej poznańskiej rezydencji nie był.
W czasie II wojny światowej zaledwie trzydziestoletni, wzniesiony gigantycznym kosztem zamek miał zostać rezydencją kanclerza Rzeszy Adolfa Hitlera. Nazistowski architekt Franz Böhmer przebudował gmach na siedzibę führera. W elewacji południowej wykuto paradne wejście, a do wieży zegarowej podwieszono balkon, z którego wódz miał przyjmować defilady. Przede wszystkim jednak kompleksowo przebudowano wnętrza. Nad dachami zamku nadal górowały liczne wieże i wieżyczki, symbolizując (jak chcieli najpierw pruscy zaborcy, a potem hitlerowscy okupanci) "niepodzielną i trwałą władzę nad polskim narodem". Hitler nigdy osobiście swej poznańskiej rezydencji nie zobaczył, sam zresztą podjął decyzję o przerwaniu przebudowy po klęskach, jakie Niemcy ponieśli na froncie wschodnim.
W ostatnich miesiącach wojny zamek został poważnie uszkodzony w czasie walk o miasto. Najbardziej ucierpiała zachodnia elewacja i wieża zegarowa trafiona wielokrotnie pociskami różnych kalibrów. Po wojnie perspektywy dla zamku były marne. Złożyło się na to kilka przyczyn - wciąż jeszcze drzemiąca w Polakach nienawiść do pruskiego zaborcy, trauma po okupacyjnej nocy i narzucany architekturze socrealizm. Jeden z projektów zakładał, że zamek przestanie istnieć, a pojawiające się głosy postulujące jego rozbiórkę były całkiem donośne.
Ostatecznie postanowiono jednak gmach ocalić, ale przebudować na wzór wielu socrealistycznych budynków "narodowych w formie i socjalistycznych w treści". Ostatecznie zamek pozostał na miejscu, a najbardziej widoczną zmianą, jaka się w czasie jego odbudowy dokonała, była likwidacja lub znaczne obniżenie górujących nad gmachem wież. To samo stało się zresztą z narożną wieżą budynku pruskiego Ziemstwa Kredytowego przy skrzyżowaniu al. Niepodległości i ul. Święty Marcin, którą obniżono o połowę. "Ścięcie" wież tylko na krótko zadowoliło poznaniaków. Po latach, kiedy dorosły już pokolenia, dla których wojna jest tylko odległą historią, żądzę odwetu na pruskim zaborcy i niemieckim okupancie zastąpiły powracające stale pomysły i dyskusje o potrzebie odbudowy zamkowych wież i przywróceniu przysadzistej bryle należnych proporcji.
Ciekawą przygodą jest prześledzenie architektonicznej historii zamku na podstawie pocztówek ze zbiorów niestrudzonego kolekcjonera Tadeusza Bonieckiego, z którym Cyryl współpracuje od wielu lat, systematycznie digitalizując i publikując jego ogromną kolekcję, jedną z największych w Poznaniu i o Poznaniu. Pocztówki z zamkiem cesarskim, a jest ich ponad 60, pokazują najwcześniejszy wizerunek rezydencji z każdej możliwej perspektywy - fasadę, która na początku wcale fasadą nie była, elewacje wschodnią, zachodnią, kiedyś z reprezentacyjnym wjazdem dla cesarskiej karocy, i południową, ogrodową, z dawnym wejściem głównym.
Inne prezentują gmach z perspektywy głównego placu Dzielnicy Cesarskiej (dzisiaj pl. Mickiewicza), dawnego Domu Ewangelickiego (dzisiaj budynek Akademii Muzycznej) albo podcieni pruskiej Akademii Królewskiej (dzisiaj Aula Uniwersytecka). Z jakiejkolwiek strony na ówczesny zamek spojrzeć, jawi się on jako potężna budowla z kilkoma wieżami zwieńczonymi stożkowymi lub ostrosłupowymi hełmami i wykuszami ze schodkowymi szczytami. Architekt gmachu Franz Schwechten wiedział, co robi - czapeczki wież i wieżyczek nie tylko dominowały nad krajobrazem miasta, ale także nadawały lekkości najmłodszemu europejskiemu zamkowi. Dzisiaj ten efekt widać już tylko na starych pocztówkach.
Danuta Książkiewicz-Bartkowiak
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025