Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Początek wolności

"Kurka wodna, co my z tym teraz zrobimy?" - zastanawiali się 5 czerwca 1989 roku nad ranem działacze Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". Ich zwycięstwo w Poznaniu nie podlegało dyskusji. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza przegrała z kretesem, co otworzyło drogę do wolnej Polski.

. - grafika artykułu
Punkt informacyjny zwolenników Komitetu Obywatelskiego "Solidarność" przed Obwodową Komisją Wyborczą w II LO przy ul. Matejki w czasie wyborów parlamentarnych w dniu 4 czerwca 1989 r. (fot. J. Kołodziejski/cyryl.poznan.pl)

Dwuetapowe wybory z czerwca 1989 roku były wynikiem ustaleń Okrągłego Stołu. Zgodnie z zawartą tam umową polityczną kandydaci Solidarności rywalizowali z tzw. listą krajową (kandydatami PZPR, ZSL i SD) o 35 proc. miejsc w Sejmie i 100 foteli senatorskich.

"Wiedzieliśmy, że to zgniły kompromis. Że ze strony władzy to manipulacja. Ale godziliśmy się na to z dwóch powodów: nie mieliśmy innej alternatywy, a poza tym nie wiedzieliśmy, jak się zachowa społeczeństwo. Coraz trudniej było namówić ludzi do jakiejkolwiek aktywności" - wspominał Jerzy Krężlewski, w 1989 roku zaangażowany w prace Komitetu Obywatelskiego "S" w Poznaniu.

Na skraju katastrofy

Polacy byli pasywni, bo wybory odbywały się w kraju na skraju bankructwa. Szalała inflacja, sklepowe półki świeciły pustkami. Po wszystko stało się w kolejkach. Plan kierownictwa PZPR był prosty: wygrać wybory, utrzymać władzę, dzieląc się odpowiedzialnością za stan kraju z dotychczasową opozycją. Nikt po stronie partyjnej się nie spodziewał, jak szybko wszystkie te założenia wezmą w łeb.

Poznański Komitet Obywatelski "Solidarność" zebrał się 16 kwietnia 1989 roku w klasztorze oo. Dominikanów, który w latach stanu wojennego i następnych stanowił ośrodek wsparcia materialnego i duchowego środowisk opozycyjnych. Na przewodniczącego komitetu wybrano prof. Janusza Ziółkowskiego, późniejszego szefa Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy. Szefem sztabu wyborczego Komitetu Obywatelskiego w Poznaniu został Maciej Musiał, wówczas pracownik naukowy w Instytucie Technologii Drewna w Poznaniu. Panował nastrój optymizmu i nadziei. Sztab wyborczy Komitetu Obywatelskiego ulokował się w połowie kwietnia 1989 roku w dwóch dużych pokojach Zamku pod numerem 115-117. Obok, w gmachu Komitetu Wojewódzkiego przy ul. Kościuszki, urzędowała PZPR. "Nasze pomieszczenia mogły być podsłuchiwane. Dlatego rzeczy poufne: fundusze, działania w terenie, prowadzenie różnych akcji, omawialiśmy na spacerze wokół Zamku" - opowiadał Jan Krężlewski. Lokal został na wszelki wypadek sprawdzony elektronicznie. Zdaniem Andrzeja Porawskiego, wówczas działacza sztabu, znaleziono w nim w sumie około 30 urządzeń podsłuchowych, działała tylko część z nich (m.in. pluskwy w telefonach).

"Wydarzył się też drobny incydent. Ktoś jeszcze przed wyborami usiłował włamać się do lokalu. Ale akurat przypadkiem tej nocy zanocował tam Andrzej Porawski i spłoszył włamywacza" - wspominał Maciej Musiał.

Z Garym Cooperem i Wałęsą

Kampania wyborcza była z dzisiejszej perspektywy prosta, wręcz siermiężna. Kandydaci zbierali doświadczenia "w boju". "S" poszła na wybory ze słynnym plakatem Gary'ego Coopera z filmu W samo południe. I ze zdjęciami swoich kandydatów ściskających prawicę Lecha Wałęsy. Kandydaci Komitetów Obywatelskich oparli się na reaktywowanych organizacjach "S" w zakładach pracy i spontanicznie powstających komitetach mieszkańców Poznania. Mogli też liczyć na wsparcie autorytetów z poznańskich uczelni. Fabryka samochodów rolniczych użyczyła im tarpana. Choć samochód się psuł, to jednak się przydał, dowożąc kandydatów na spotkania z wyborcami. Zwolennicy Solidarności nie żałowali też własnych samochodów czy deficytowego wówczas paliwa. Wojciech Miller, późniejszy rektor Akademii Sztuk Pięknych, własnoręcznie namalował na Zamku wielkie tablice z nazwiskami kandydatów "S". Z zamku zwisał też wielki żagiel w kształcie litery V jego autorstwa - symbol zwycięstwa. Dzień głosowania przebiegł bez większych incydentów. "Rezultat wyborów nas zaskoczył. Tak bardzo, że nie potrafiliśmy się cieszyć. Pamiętam, jak Maciej Musiał odczytał wynik wyborów. Kurka wodna, co my teraz z tym zrobimy?! - myślałem wtedy. "Oni tak tego nie zostawią. Na pewno zaraz coś zrobią!" - opowiadał Krężlewski. Tamtej nocy spał w śpiworze na korytarzu Zamku, bo bał się prowokacji.

5 czerwca rano nad wejściem do ówczesnego Kina Pałacowego (nad głównym wejściem do Zamku przyp. red.) zawisły plakaty z wyliczonymi przez działaczy KO procentowymi wynikami wyborów. Każdy jadący rano tramwajem lub samochodem do pracy od razu widział szacunkowe rezultaty.

Głosowali za zmianą

Tylko nieliczni kandydaci PZPR przeczuwali, co się święci. Wśród nich był Andrzej Aumiller, kandydat na posła, wówczas kierownik 22-hektarowego zakładu szklarniowego w Kombinacie Państwowych Gospodarstw Rolnych Poznań Naramowice. "Na spotkaniach wyborczych nawet ci, którzy się ze mną zgadzali, zaznaczali, że i tak zagłosują na Solidarność - żeby była zmiana. No i zmiana nastąpiła" - wspominał.

Wyniki pierwszej tury wyborów z 4 czerwca były dla kierownictwa partii i PRL ciężkim szokiem. W całym kraju Solidarność zdobyła pełną pulę 35 proc. w Sejmie i 99 mandatów senatorskich. Posłami z ówczesnego województwa poznańskiego zostali: Paweł Łączkowski, Ireneusz Pięta, Michał Wojtczak, Hanna Suchocka i Leonard Szymański (wszyscy z Solidarności) oraz Dominik Ludwiczak (ZSL).

Do Senatu weszli również kandydaci "S": profesorowie Janusz Ziółkowski i Ryszard Ganowicz. Dopiero w dogrywce - w drugiej turze - posłami zostali kandydaci PZPR: m.in. Wiesława Ziółkowska, Marek Pol i Andrzej Aumiller, a także kandydat SD Tadeusz Dziuba (otrzymał poparcie "S"). - To był najlepszy Sejm III RP: wtedy rzeczywiście lewica współpracowała z prawicą dla dobra Polski - uważa Aumiller.

Piotr Bojarski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019