Zacznijmy od banalnej obserwacji, że pamięć historyczna bywa chimeryczna, a niekiedy wprost niesprawiedliwa. Skuteczność, z jaką przechowuje oraz przekazuje w sztafecie pokoleń wydarzenia i nazwiska ważne dla rozmaitych społeczności i środowisk, jest bowiem uzależniona od szeregu wzajemnie warunkujących się czynników: od polityki historycznej po energię naturalnych depozytariuszy pamięci. Rzecz ulegnie dodatkowemu zapętleniu, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w systemach niedemokratycznych państwa częstokroć pragną zachować monopol w interesującym nas zakresie, kształtując pamięć historyczną na własną modłę. Wszystko to sprawia, że na poziomie lokalnym i regionalnym, mimo upływu 35 lat od przełomu 1989 roku, proces przywracania pamięci o postaciach ważnych dla poszczególnych zbiorowości i wspólnot wciąż trwa. W Poznaniu wśród dziesiątek nazwisk, które w wolnej Polsce doczekały się miejsca w przestrzeni miasta, znalazło się m.in. miano wybitnego fotografa Romana Stefana Ulatowskiego (1881-1959). Swoisty paradoks sprawił zarazem, że bliźniaczej onomastycznej pamiątki w mieście nad Wartą wciąż nie posiada jego młodszy brat Kazimierz. Równie zasłużony i niesłusznie dziś zapomniany.
Korzenie obu braci tkwią na Pałukach. To właśnie tutaj, w starożytnym Łeknie, w rodzinie murarza i cieśli Józefa oraz Stefanii z Samolińskich 2 marca 1884 roku przyszedł na świat Kazimierz Józef Ulatowski. Zły los sprawił, że rychło stracił ojca, przez co wychowawcą chłopca oraz dwójki jego braci był ojczym, organista w miejscowym kościele. Młody Kazimierz musiał być zdolny i jakoś się wyróżniać, gdyż krótko po zakończeniu edukacji na szczeblu szkoły powszechnej widzimy go już w Poznaniu. Wraz z bratem Romanem trafił tutaj pod opiekę wuja Bolesława Samolińskiego. Wydaje się, że to właśnie wujowski mecenat pozwolił Kazimierzowi na wstąpienie w mury prestiżowego Gimnazjum św. Marii Magdaleny, gdzie w 1903 roku z powodzeniem złożył egzamin dojrzałości. Jego pierwszy poznański okres wypełniała jednakowoż nie tylko nauka. Wolny czas dzielił na dwie pasje: konspirację oraz publicystykę. Tę pierwszą uprawiał m.in. w tajnym Towarzystwie Tomasza Zana, któremu w ostatniej klasie nawet przewodniczył. Tę drugą starał się realizować pod pseudonimem, publikując jako Kazimierz Rdzawicz na łamach poznańskiej prasy. W latach 1900-1903 regularnie pisywał artykuły z zakresu kultury, sztuki, literatury i teatru, które ukazywały się m.in. w "Gońcu Wielkopolskim" i "Kurierze Poznańskim".
Po maturze w "Marynce" przyszedł czas na wybór kierunku studiów, który chyba w jakiś sposób musiał być zdeterminowany profesją przedwcześnie zmarłego ojca. Kazimierz Ulatowski wybrał bowiem prestiżowy Wydział Architektury na politechnice w Berlinie-Charlottenburgu, gdzie studiował w latach 1903-1906. Dodajmy, że w stolicy Niemiec także konspirował w najlepsze. Założył tam m.in. Kółko Literackie gromadzące polskich studentów, prowadził lekcje języka polskiego dla dzieci i młodzieży z Polonii berlińskiej, wygłaszał politycznie zaangażowane referaty i odczyty, wreszcie aktywnie udzielał się w strukturach tajnej organizacji "Zet". W konsekwencji berlińska policja, permanentnie inwigilująca środowisko polskich studentów, zmusiła go do wyjazdu. Z tej przyczyny studia kontynuował w Stuttgarcie, gdzie pod kierunkiem Theodora Fischera 15 maja 1908 roku uzyskał dyplom inżyniera architekta. Kolejne dwa lata Ulatowski spędził w Krakowie, terminując u znanego architekta Franciszka Mączyńskiego, by w lipcu 1910 roku podjąć wreszcie decyzję o powrocie do Poznania. W mieście nad Wartą nie tylko szybko otworzył własną pracownię, ale rzucił się również w wir pracy społecznej, sukcesywnie budując swoją pozycję wśród polskich mieszkańców. Pełnił m.in. funkcję wiceprezesa Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, wygłaszał prelekcje w Towarzystwie Odczytów Ludowych im. A. Mickiewicza, regularnie pisywał do "Kuriera Poznańskiego" i, co w jego przypadku oczywiste, konspirował, tym razem w tajnym Towarzystwie Obywatelskim.
Koniec I wojny światowej, którą przyszło mu spędzić w pruskich kamaszach, rozpoczął jeden z najbardziej aktywnych okresów w życiu naszego bohatera. Tuż po wybuchu powstania wielkopolskiego objął obowiązki decernenta Wydziału Spraw Technicznych Naczelnej Rady Ludowej, doprowadzając w szybkim tempie do spolszczenia państwowych i miejskich urzędów technicznych w Poznaniu. Z kolei po utworzeniu Ministerstwa byłej Dzielnicy Pruskiej Ulatowski pełnił w jego strukturach funkcję naczelnika Wydziału Szkolnictwa Zawodowego oraz szefa Departamentu Kultury i Sztuki. I to właśnie on przyczynił się do założenia szkół artystycznych na terenie Wielkopolski, Pomorza i Śląska, w tym gronie należałoby wymienić zwłaszcza poznańską Państwową Szkołę Sztuk Zdobniczych, będącą protoplastką dzisiejszego Uniwersytetu Artystycznego im. M. Abakanowicz, oraz Państwową Akademię i Szkołę Muzyczną w Poznaniu. Ów drugi poznański okres w życiu Kazimierza Ulatowskiego niespodziewanie dobiegł końca w 1920 roku, gdy podjął on decyzję o objęciu posady dyrektora Szkoły Przemysłu Artystycznego w Bydgoszczy. Dla porządku dodajmy, że w 1925 roku miasto nad Brdą zamienił na Toruń, gdzie z sukcesami pracował w magistracie jako naczelny architekt. Co ciekawe, to właśnie Toruń może się dziś poszczycić największą liczbą realizacji jego projektów budowlanych.
W czerwcu 1939 roku Ulatowski wrócił do Poznania. Pozostawiając na boku trudne wojenne doświadczenia, wypada zauważyć, że po 1945 roku bynajmniej nie próżnował. Zaangażował się m.in. w dzieło odbudowy miasta ze zniszczeń wojennych, działał w Towarzystwie Miłośników Miasta Poznania, prezesował poznańskiemu oddziałowi SARP, pisał podręczniki do historii architektury, a także wykładał na Wydziale Architektury Szkoły Inżynierskiej w Poznaniu. Co istotne, w 1950 roku starał się za wszelką cenę ochronić ów wydział przed zainicjowaną w Warszawie odgórną likwidacją. 12 stycznia 1975 roku jego długie i pracowite życie dobiegło końca. Kazimierz Ulatowski spoczywa na Cmentarzu Jeżyckim przy ul. Nowina.
Piotr Grzelczak
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025