Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Historia pewnego uprowadzenia

Porwanie z klasztoru, ucieczka karetą, miły dla ucha brzęk monet, czująca nagły przypływ powołania służąca i "rozsiekany" podżegacz... Dramat jak z filmu płaszcza i szpady rozegrał się we wrześniu 1623 r. w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Klasztor Benedyktynek mieścił się w budynku należącym wcześniej do rodziny Górków. Obecnie znajduje się tutaj Muzeum Archeologiczne, fot. M. Malinowski

Tegoż miesiąca z klasztoru Benedyktynek uprowadzona została Zofia Grodzicka, do czego przekonać miał matkę panny, Annę, przyszły zięć. Pod opiekę sióstr oddał Zofię stryj Jakub Grodzicki, gdy owdowiała Anna postanowiła powtórnie wyjść za mąż. Można przypuszczać, że ani drugie małżeństwo matki, ani pierwsze córki nie bardzo się stryjowi podobały - zapewne chodziło o sprawy spadkowe.

Ręczne karanie, posty, dyscypliny

Nie znamy dziennej daty porwania młodej panny. "Pani Grodzicka namówiła córkę przez pannę służebną, aby poszła do kościoła z drugiemi świeckimi, co gdy ona uczyniła, zaraz ją panna wyprowadziła i wzięto ją na karetę i ujechano prędko, że nie możono tak rychło o tym dać znać (...)" - odnotowała kronikarka benedyktynek. Posypały się kary. Na mistrzynię panien świeckich "panna ksieni (...) wielkie i długie pokuty za to naznaczeła: ręczne karanie, dysycypliny u stołu 3 w tydzień do półrocza, posty, mówienie psalmów, odłączenie od komunijej częste". Annę Grodzicką ksieni pozwała o krzywdę uczynioną klasztorowi i Kościołowi, przezornie prosząc o wstawiennictwo w swojej sprawie wojewodę Adama Sędziwoja Czarnkowskiego, "a także inszych ichmościów, co oni ochotnie uczynili".

Wstąpiła i wystąpiła

W maju 1624 r. zawarto ugodę, zgodnie z którą matka musiała "zwrócić" córkę do klasztoru, acz przezornie ksieni od razu oddała ją z powrotem stryjowi! Poza tym pani Grodzicka dać miała "5set zł do naszego kościoła" i "dwie lecie mieszkać u św. Klary w klasztorze", jak skrupulatnie odnotowały siostry. Na koniec zaś pannie służebnej, która pomogła w ucieczce, ucięta miała zostać ręka. Ale czas mijał i matkę "wyproszono z tak długiego więzienia", a panna służebna sprytnie wdziała habit, by uniknąć kary, "jednak skoro się to uspokoiło, wyszła z zakonu".

O miłosierdziu Bożym

Benedyktynki nie bardzo chyba płakały nad tym, że matka i służąca wyszły ze sprawy obronną ręką, bo zapisana w ugodzie kwota 500 zł została zapewne uiszczona (inaczej w kronice na pewno byłaby o tym wzmianka). Jednak co sprawiedliwość boska, to sprawiedliwość. Zofia poślubiła w końcu Jana Więckowskiego, który namówił Annę Grodzicką do porwania. " (...) ale jako się tego Pan Bóg mści, kiedy kto od służby jego odwodzi kogo, a zwłaszcza które on sam pociąga do niej jako i tę pannę bardzo pociągał (nie bardzo, skoro nie wstąpiła do klasztoru z powołania, a oddał ją tam stryj!), tak też pokazał pomstę nad tem (Janem Więckowskim)". Przecząc miłosierdziu Bożemu, siostry nie bez satysfakcji odnotowały, że "go po ożenku prędko haniebnie rozsiekano" (!).

Daina Kolbuszewska