Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

A więc wojna...

Tłumne wycieczki do Sierakowa, Puszczykowa i Boszkowa, remonty najważniejszych miejskich arterii, powódź i luxtorpeda na torach, a także powszechna mobilizacja, sypanie rowów przeciwlotniczych i świadomość nieuchronnego. Sierpień 1939 roku w Poznaniu.

. - grafika artykułu
Stary Rynek w Poznaniu, 1939 r., fot. ze zbiorów Polona

Latem 1939 roku wojenne zagrożenie ze strony nazistowskich Niemiec, które zawisło nad Polską, stało się de facto trwałym i niezbywalnym elementem codzienności. Krajowe dzienniki za sprawą swych najtęższych piór codziennie pochylały się wszak nad sytuacją międzynarodową i niezwiastującą Europie niczego dobrego "zachłannością niemiecką bez granic". Faktem jest, że jednoznaczna polityka Berlina, m.in. zajęcie Austrii, Kłajpedy, jawne pogwałcenie układu monachijskiego poprzez utworzenie Protektoratu Czech i Moraw, podporządkowanie Słowacji, a także kolejne prowokacje wobec Polski jednoznacznie wskazywały, że to właśnie ona będzie jego kolejną ofiarą. Letnia kanikuła ma jednak swoje istotne i nieodłączne prawa, o które zwykła się rokrocznie upominać. Toteż poznaniacy, niejako wbrew wojennym pohukiwaniom Berlina, starali się korzystać z wakacyjnego wypoczynku, nawet jeśli niekiedy odbiegał on nieco od schematu, do którego przez lata przywykli.

Niezwykle popularnym kierunkiem letnich wojaży zasobnych mieszkańców Grodu Przemysła były nieliczne i przepełnione do granic możliwości - jak pisała prasa - kurorty wąskiego polskiego Wybrzeża. Dość powiedzieć, że ci, którzy planowali podróż do Gdyni pociągiem, byli zmuszeni nabywać bilety kolejowe nawet z dziesięciodniowym wyprzedzeniem. Szeroko rozumiana polityka powodowała zarazem, że polska publiczność z ostentacją pomijała leżący już na terenie Wolnego Miasta Gdańska i zazwyczaj niezwykle oblegany Sopot, gdzie z satysfakcją notowano "rekordową liczbę wolnych pokoi". Z kolei ci z poznaniaków, którzy wyżej cenili sobie bardziej aktywny wypoczynek, wybierali mniej tłoczną od Zakopanego i modną ostatnimi czasy Krynicę, która w ciągu zaledwie kilku lat "stała się elegancka" - jak pisała Jadwiga Garczyńska - choć "kazała sobie drogo płacić za zaszczyt wpuszczenia kogoś na swoje podwoje". Tanie dorożki i malownicze wyprawy do Tylicza, Grybowa, Starego i Nowego Sącza ograniczały owe niedogodności w wąskim zakresie. Tylko najzamożniejsi mogli sobie pozwolić na wypoczynek w letnisku zwanym "polskim Meranem", jak nazywano Zaleszczyki, które już za kilka tygodni miały odegrać inną ważną, bynajmniej nie rekreacyjną, rolę w dziejach II RP.

Tym z poznaniaków, którzy z merkantylnych powodów zdecydowali się na "lato w mieście", pozostawały niedrogie jednodniowe wycieczki organizowane przez Orbis, które za cel obierały sobie m.in. Sieraków, Boszkowo czy też Kobylniki. Mniejszych bądź większych atrakcji nie brakowało jednak i w samym Poznaniu. Miłośnicy muzyki klasycznej mogli skorzystać z cyklicznych wieczornych koncertów Orkiestry Symfonicznej Miasta Poznania, organizowanych w parku Wilsona, kinomani pójść do kina Słońce na szlagiery: Zeznanie szpiega, Niebezpieczna kobieta czy też W porcie czeka dziewczyna, a także spotkać się z gwiazdorami tej klasy, co przybyli na początku sierpnia 1939 roku ze Lwowa legendarni Szczepko (Kazimierz Wajda) i Tońko (Henryk Vogelfänger), którzy kręcili swój kolejny film na placu Wolności, doprowadzając tym samym do sporych i stłumionych ostatecznie przez policję ulicznych rozruchów wywołanych przez napierający na ekipę filmową tłum. Emocje kibiców piłkarskich rozpalały ostatnie wyniki... Legii Poznań walczącej w finale o awans do najwyższej, centralnej klasy rozgrywkowej, natomiast pasjonaci "postępu technologicznego" okupowali poznański dworzec główny, z którego w sierpniu 1939 roku rozpoczęła swe regularne kursy do Warszawy luxtorpeda. Upalne lato niosło wreszcie z sobą pewne niedogodności związane z jednej strony z tradycyjnymi remontami dróg (vide "linia średnicowa na odcinku Wielkie Garbary - Mostowa"), z drugiej zaś wynikające z zagrożenia powodziowego ze strony Warty, która zalawszy Tamę Berdychowską, 11 sierpnia 1939 roku osiągnęła na wodowskazie przy moście Chwaliszewskim poziom około trzech metrów.

Zdawać by się mogło, że w natłoku owych błahych codziennych spraw i obowiązków kwestia wojennego zagrożenia ze strony Niemiec, od pewnego czasu jakoś już przecież "oswojona", schodziła na dalszy plan. Tak jednak nie było. Poznaniacy zdawali sobie bowiem sprawę ze strategicznego położenia swego miasta, które w wypadku konfliktu było szczególnie narażone na dojmujące skutki wrogiej agresji. Dodajmy, że nie mogli oni wówczas znać opracowanego wiosną 1939 roku przez Sztab Główny Wojska Polskiego planu o kryptonimie "Zachód" ("Z"), który nie zakładał obrony Poznania i Wielkopolski, a jedynie kilkudniową osłonę mobilizacji powszechnej. Właściwa linia frontu miała się wszak oprzeć na linii: Bydgoszcz - Żnin - Gopło - Warta. Tak czy inaczej, wraz z podpisaniem "niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji" z 23 sierpnia 1939 roku widmo wojny, które zawisło nad Polską, stało się tak realne jak nigdy wcześniej. Jeszcze tego samego dnia ogłoszono na obszarze DOK VII w Poznaniu mobilizację alarmową, która 29 sierpnia 1939 roku nabrała mocy mobilizacji powszechnej. Począwszy od nocy z 24 na 25 sierpnia, obowiązywało w mieście zaciemnienie, trzy dni później wezwano natomiast jego mieszkańców do kopania rowów przeciwlotniczych i rozpoczęto ewakuację na wschód kluczowych urzędów wraz z urzędnikami, archiwów i zapasów żywności. W poznańskich kościołach rozpoczęły się nabożeństwa o pokój...

1 września 1939 roku o świcie nazistowskie Niemcy uderzyły na Polskę. Tego dnia poznaniaków obudził komunikat Polskiego Radia: "A więc wojna! Z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy. Całe nasze życie publiczne i prywatne przestawiamy na specjalne tory, weszliśmy w okres wojny. Cały wysiłek narodu musi iść w jednym kierunku. Wszyscy jesteśmy żołnierzami. Musimy myśleć tylko o jednym - walka aż do zwycięstwa!".

Piotr Grzelczak

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019