Bohaterkę poznajemy w 1952 roku, kiedy wraz z mężem Harrym i dwuletnią córką próbuje ułożyć sobie życie po przeprowadzce z Bostonu do Paryża. Uczęszcza na próby teatralne, wcześniej pracowała jako modelka, więc wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Jednak coraz częściej miewa ataki lękowe, wychodzą też na jaw jej trudne do wytłumaczenia zachowania. W końcu trafia do szpitala psychiatrycznego na południu Francji, gdzie odkrywa w sobie pasję do sztuki. Film przedstawia drogę, jaką przeszła, by stać się pionierską artystką łączącą rzeźbę i malarstwo z performansem.
Nie zostaje wyjaśnione, czy Niki została osadzona w szpitalu psychiatrycznym za własną zgodą, czy też zastosowano w tym względzie przymus, co powinno być istotne zważywszy na to, że reżyserka sugeruje, iż późniejsza artystka na wczesnych etapach życia była ofiarą patriarchalnego systemu. Na szczęście nie to jest istotą filmu Sallette, która podchodzi do swojej bohaterki z ogromną empatią, przedstawiając jej niespokojny umysł zarówno w codzienności, jak i w twórczym zapale oraz samych aktach tworzenia. Pomaga jej w tym fantastyczna aktorka Charlotte Le Bon, która potrafi wiarygodnie przeskakiwać z dziecięcej wręcz bezradności portretowanej przez nią postaci do kobiety walczącej o twórczą i życiową niezależność. Ambiwalencję jej charakteru najprecyzyjniej oddają sceny, w których poznaje innych artystów i wkracza do świata komun artystycznych - jakże nieżyciowych, a jednocześnie uparcie dążących do założonych celów.
Sallette świetnie oddała klimat tamtych czasów - nie tylko za pomocą kostiumów i scenografii, ale i swobody rozmów o tworzeniu i sztuce. W innych elementach radzi sobie gorzej - ciągłe przeskakiwanie od scen retrospekcyjnych do aktualnych nie ułatwia śledzenia fabuły, choć w jakimś stopniu odzwierciedla niepoukładane życie Niki, która w trakcie swojej drogi musi najpierw umieścić wszystkie puzzle na właściwych miejscach, by móc poświęcić się twórczości i stać się pełnoprawną artystką.
Reżyserka stawia wyraźną tezę, że sztuka jest dla Niki de Saint Phalle narzędziem do poradzenia sobie z traumami wczesnego życia i na dalszym etapie również uzdrowienia. To założenie nadaje filmowi określony charakter i dynamikę, ale przeszkadza w niuansowaniu psychiki bohaterki i spłyca jej biografię - wszak oczyszczająca moc sztuki to motyw tyleż chwytliwy, co oklepany. Podobnie jest z tematem wewnętrznej siły i kreatywności, które ostatecznie przezwyciężają traumę i na swój sposób wygrywają z opresyjnym systemem. Sugerowana głębia postaci artystki jest sugerowana, ale do końca pozostaje nierozwinięta.
I tu dochodzimy do zasadniczego problemu. Ze wstydem przyznaję, że przed obejrzeniem filmu niewiele wiedziałem o Niki de Saint Phalle. Jest jednak dla mnie rozczarowujące, że niewiele wiem o niej również po seansie. Nie uświadczymy na ekranie żadnego z jej dzieł, obserwujemy co najwyżej same akty tworzenia od dzieła oderwane. Nie poznajemy kontekstów jej sztuki poza samym wewnętrznym cierpieniem - a o tym można przecież opowiedzieć życiem dowolnego artysty. Złożona osobowość Niki zostaje przed widzem ukryta, a sama fabuła wymaga uzupełnienia luk. Można to oczywiście uczynić samodzielnie po zapoznaniu się z filmem - wszak skłonienie do tego jest rolą filmowych biografii artystów - nie jestem jednak przekonany, czy historia opowiedziana przez Sallette angażuje wystarczająco, by do tego zachęcić.
Adam Horowski
- "Niki"
- reż. Céline Sallette
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2025