"Ja też chcę coś z tego mieć. A nie, że tylko wy będziecie potem miesiącami wspominać jak było wspaniale. Że lepiej niż na Soyce..." - żartem prowokowała publiczność do wspólnej zabawy i zbiorowego śpiewania Ewa Bem podczas piątkowego koncertu. Publiczność w lot łapała dowcipy artystki reagując na nie owacyjnie, no i nie trzeba było nikogo specjalnie zachęcać do włączania się w zbiorowe, chóralne śpiewy. Ewa Bem zaś, choć można było mieć wrażenie jej pewnej głosowej niedyspozycji, wspaniale prowadziła swych sympatyków przez pogranicza jazzu i ambitnej piosenki. A koncert, podczas którego wokalistce towarzyszyła śmietanka polskich muzyków jazzowych, był elementem towarzyszącym odbywającemu się w ten weekend konkursowi Blue Note Jazz Competition.
Spełnione marzenie
Ewa Bem to artystka, której przedstawiać specjalnie nie trzeba. Znakomita interpretatorka jazzowych standardów, doskonale się czuje również wykonując mądre piosenki. Przed laty nagrywała z niezapomnianymi zespołami Bemibek oraz Bemibem, ale też od bardzo dawna pracuje na swoje własne nazwisko. I to właśnie dla niej przybyła do Blue Note'u tak ogromna ilość fanów, którzy niemal do ostatniego miejsca wypełnili klub.
Kokietując swych słuchaczy, Bem wielokrotnie podkreślała, że od lat, a nawet od dekad marzyła o tym, by zaśpiewać w Blue Note. Zwłaszcza, że nasze miasto jest ponoć dla niej szalenie ważne: miała tu i ma bliską rodzinę. W końcu - jak stwierdziła - stał się upragniony cud i zaproszono ją do poznańskiego klubu.
Tryskała dobrym humorem, zarażała optymizmem i zachwycała publiczność sceniczną charyzmą. Muzyka zaś kołysała się między akustycznym jazzem, klimatami latynoskimi i odrobiną ballady, ale powracały też echa tradycji światowej i polskiej piosenki.
Panowie czterej
Warto spojrzeć na listę współpracowników wokalistki w ten wieczór - artystów, którzy zresztą grywają z nią przecież od lat. Przy fortepianie Andrzej Jagodziński, jeden z krajowych mistrzów, magów jazzowego fortepianu. Artysta o niebywałym dorobku, choć do dziś pamięta mu się chyba przede wszystkim wspaniałe jazzowe opracowania kompozycji Chopina sprzed dwóch dekad (jeszcze zanim wpadł na ten pomysł np. Leszek Możdżer). W jego trio byli wówczas ci sami muzycy, którzy towarzyszą mu do dziś: kontrabasista Adam Cegielski i perkusista Czesław "Mały" Bartkowski - kolejny artysta, który grał "ze wszystkimi" i to dla owych "wszystkich" honor, że mają w dorobku wspólne nagrania z Bartkowskim. Przed laty był autorem niezapomnianej, pięknej płyty "Drums Dream" wydanej w klasycznej serii Polish Jazz.
Składu zespołu dopełniał w piątek trębacz Robert Majewski. Oczywiście, syn Henryka - legendy krajowego jazzu, ale od lat i dekad już tworzący własne interesujące nagrania.
Od Piaf do Olbrychskiego
Wieczór zaczął się od starej piosenki "Trudniej wierną być w sobotę", którą Ewa Bem nagrała przed laty na - wznawianej właśnie - pięknej płycie w duecie z Markiem Blizińskim. Potem były standardy amerykańskie, ale i europejskie, jak słynne "La Vie en Rose" pamiętane choćby z wykonania Edith Piaf czy, zaśpiewane na bis, beatlesowskie "A Hard Day's Night" w jazzującej wersji (zresztą Bem ma przecież w dyskografii całą, bardzo ciekawą, płytę z kompozycjami Beatlesów). Były i polskie klasyczne piosenki, niektóre może zaskakujące. Usłyszeliśmy na przykład "Kaziu, zakochaj się" z Kabaretu Starszych Panów, ale też "Walc szczęście" z tekstem Jonasza Kofty śpiewany niegdyś przez Łucję Prus, czy "Wyrzeźbiłam twoją twarz w powietrzu" z tekstem Agnieszki Osieckiej. To ta piosenka, którą pół wieku temu w filmie "Małżeństwo z rozsądku" Barei śpiewał... Daniel Olbrychski. Było wreszcie gromko odśpiewane przez całą salę "Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał" Skaldów z tekstem Wojciecha Młynarskiego.
Znakomicie pracował zespół towarzyszący, ale to przecież nie dziwi. Ton nadawał Jagodziński, a wokalistkę wytrawnie wspierał Majewski, już to współtworząc z nią linie melodyczne, już to oferując stylowe solówki.
W repertuarze stosunkowo niewiele było piosenek z klasycznego repertuaru samej artystki, bo bodaj jedynie "Podaruj mi trochę słońca" z czasów Bemibem i "Por Favor" z ostatniej solowej płyty. Dopiero na sam koniec piosenkarka przedstawiła - ku wielkiej uciesze publiczności - wiązankę swoich hitów, takich jak "Sprzedaj mnie wiatrowi" (grupy Bemibek), "Żyj kolorowo", "Wyszłam za mąż, zaraz wracam" czy "Miłość jest jak niedziela".
Wszystko
Podczas całego wieczoru panowała w klubie znakomita atmosfera, której nie psuły drobne wykonawcze niedoskonałości. O dobry nastrój dbała przede wszystkim bohaterka wieczoru. Kokietowała, komentując wykonaną dopiero co piosenkę: "Dałam z sobie wszystko, a facet, który najbardziej mi się podoba, nawet nie zaklaskał". Na koniec klaskali już jednak wszyscy, a koncert zakończyła owacja na stojąco. Szczerze mówiąc: owacja nieco przesadzona, tym niemniej był to naprawdę miły wieczór przy świetnej muzyce.
Tomasz Janas
- Ewa Bem
- Blue Note
- 6.11