Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

ETHNO PORT. Finał i do tańca, i do zadumy

Odkrywcza, spontaniczna Renata Rosa czy kulturowy miks Trebuniów-Tutków i Twinkle Brothers, medytacyjne granie Hosseina Alizadeha czy brzmieniowe eksperymenty Pekko Kappiego? Nie podejmuję się określić, który z niedzielnych występów był najbardziej pasjonujący...

. - grafika artykułu
Renata Rosa. Fot. Tomasz Nowak

To był piękny, przepiękny dzień. Można by się tu silić na wyświechtane "hitchcockowskie" metafory o tym, że rozpoczęło się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rosło, ale nie ma chyba takiej potrzeby. W niedzielę na Ethno Porcie emocje nie słabły ani na moment, a wysłuchaliśmy czterech, bardzo różniących się między sobą, koncertów, z których każdy godny był najwyższych zachwytów.

Na początek w Sali Wielkiej CK Zamek zagrali Peko Kappi & KHHL. Pekko Kappi nie jest nową postacią na scenie muzyki świata. Do Poznania przywiózł swój nowy projekt, łączący akustyczną tradycję z transowym, elektrycznym graniem. Podstawą brzmienia jego zespołu jest jouhikko - starofińska lira smyczkowa. Kappi podłączył ją do prądu i osiągnął niezwykłe efekty. To coś dużo, dużo więcej, niż elektryczna gitara z przetwornikami. Składu dopełnili dwaj muzycy, grający na gitarze i gitarze basowej. A repertuar? To oczywiście tradycyjne fińskie pieśni, zazwyczaj o nieszczęśliwej miłości - jak podkreślał artysta. Co zdumiewające, patronami tej twórczości mogliby być równocześnie: z jednej strony gwiazdy fińskiego folku sprzed lat jak zespół Pohjantahti,  z drugiej strony - legendy amerykańskiego bluesa w rodzaju Johna Lee Hookera, z trzeciej wreszcie - giganci bluesa afrykańskiego, na przykład Ali Farka Toure. A całość ta była szalenie spójna, motoryczna, szalenie podobała się publiczności.

Znacznie większa grupa słuchaczy znalazła się dwie godziny później pod sceną plenerową przed Zamkiem. Na scenie spotkały się zaś dwie legendy: jeden z najwybitniejszych polskich folkowych zespołów Trebunie-Tutki oraz słynny jamajski Twinkle Brothers, z charyzmatycznym Normanem Grantem na czele. Pierwsze wspólne nagrania tych dwóch zespołów, sprzed dwóch dekad, były prawdziwą rewelacją. Ich muzyka do dziś się nie starzeje i porywa tłumy. Cała łąka przed Zamkiem kołysała się w rytm jamajskich tematów i nut podhalańskich. Co prawda, dla niektórych słuchaczy jest to wciąż zaskakujące połączenie, ale przyznać trzeba, że zaplecione w siebie reggae i muzyka góralska brzmią już momentami jak nierozerwalna jedność. W repertuarze koncertu dominowały nagrania z ostatniej wspólnej płyty "Songs of Glory / Pieśni chwały", nagranej już przed sześcioma laty. Były jednak też utwory pochodzące z niezapomnianego albumu "Higher Heights", owego pierwszego wspólnego krążka sprzed dwóch dekad.

O sukcesie tej propozycji w znacznej mierze decydują też wielkie sceniczne osobowości: wspomnianego Normana Granta i Krzysztofa Trebuni-Tutki, prowadzącego  swój rodzinny zespół. Ten ostatni nie tylko śpiewał, ale też prowadził konferansjerkę, błyskotliwie reagując na anglojęzyczne zapowiedzi Granta. Pod sceną wspólnie bawili się fani reggae, sympatycy muzyki świata, ale też sporo przechodniów.

I kiedy wydawało się, że po tak "rozkręconych" emocjach, musi przyjść chwila wytchnienia, mniejszych wrażeń, muzyki mniej angażującej, wówczas na scenie Sali Wielkiej pojawiła się brazylijska artystka Renata Rosa. Okazała się ona dla mnie jednym z największych objawień festiwalu. Zafascynowana tradycjami północno-wschodnich regionów swego kraju, tworzy muzykę ujmująco spontaniczną, melodyjną i energetyczną. Dysponując wspaniałym, mocnym głosem, proponuje zarówno porywające wokalizy, jak też wokalne zabawy, błyskawicznie wciągając w nie publiczność, szczelnie wypełniającą salę. Muzyka Rosy i jej trzech partnerów jest formalnie dość prosta i surowa - nie ma tu  swoistego "rozpasania", nadmiaru dźwięków, jaki możemy kojarzyć z najpopularniejszymi wersjami brazylijskiej samby. Tu emocje aż kipią i energia bucha z samych artystów, nie muszą więc wzmacniać środków wyrazu. Liderce towarzyszyła gitara akustyczna, gitara basowa oraz szeroki zestaw perkusyjny. Instrumentaliści również śpiewali, dodając tej muzyce, w chórkach, dodatkowych barw. Sama Rosa grała także na rabece - zbliżonym do skrzypiec instrumencie smyczkowym o średniowiecznych korzeniach. Całość była ujmująco radosna, spontaniczna i na najwyższym muzycznym poziomie, a przy tym różnorodna w nastojach od melancholijnych ballad (w klimacie portugalskiego saudade) po dynamiczne zabawy śpiewem oparte na samym rytmie i głosie wokalistki.

Trudno wyobrazić sobie lepsze zakończenie tego dni - i całego festiwalu - niż występ duetu: Hossain Alizadeh / Pejman Hadadi. Co prawda przejście od rozwibrowanego klimatu Renaty Rosy do medytacyjnego nastroju muzyki perskich artystów wydawało się karkołomne, a jednak publiczność potrafiła się błyskawicznie "przestawić".

Nie lubię nadużywać wielkich słów, ale o obu artystach trudno mówić inaczej niż "mistrzowie". Nie tylko dlatego, że każdy z nich ma zapisanych wiele pięknych kart w historii muzyki, ale może przede wszystkim ze względu na to, co zaprezentowali na Zamkowym Dziedzińcu w niedzielną noc. To była muzyka duchowej, intelektualnej podróży, pełnego subtelności wyrafinowanego dialogu, który nie był jednak w żadnej mierze hermetyczny, wręcz przeciwnie - świadczyły o tym owacje na stojąco tłumnie zgromadzonej publiczności. Alizadeh, grający na lutni długoszyjkowej setar znajduje w Hadadim (który gra na bębnie tombak) doskonałego, wymarzonego wręcz partnera - czujnego, wrażliwego, reagującego na najmniejsze niuanse w grze lidera. Ta improwizowana muzyka płynęła ze sceny niewiele ponad godzinę. Wystarczyło jednak, by absolutnie zachwycić publiczność.

Tomasz Janas

  • Ethno Port
  • CK Zamek
  • 15.06 - Pekko Kappi & K.H.H.L., Trebunie-Tutki & Twinkle Brothers, Renata Rosa, Hossain Alizadeh & Pejman Hadadi