Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

"Carmen" z krzesłami w tle

Muzyki można słuchać z zamkniętymi oczami. Podczas premierowego spektaklu "Carmen" często wolałam nie patrzeć na scenę, na której było szaro, nudno i często dziwacznie, tylko smakować zachwycające frazy opery Bizeta w całkiem niezłym wykonaniu artystów poznańskiego Teatru Wielkiego.

Fot. Katarzyna Zalewska / materiały Teatru Wielkiego - grafika artykułu
Fot. Katarzyna Zalewska / materiały Teatru Wielkiego

Najsłynniejsze dzieło Georgesa Bizeta to hit repertuarowy i kasowy każdej sceny operowej. W Poznaniu "Carmen" wystawiana była niemal od zawsze. Poprzednia, mocno kontrowersyjna realizacja z 2000 roku, w reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego i pod batutą Krzysztofa Słowińskiego, miała swoją głośną prezentację plenerową w Starym Browarze, transmitowaną przez Telewizję Polską. Następnie przez wiele lat cieszyła się nieustającym powodzeniem pod Pegazem.

Uniwersalna kokietka

Fabuła opery, osnuta na wątkach opowiadania Prospera Mérimée, opowiada o ponętnej Cygance z Sevilli, która kokietuje i rozkochuje w sobie wszystkich otaczających ją mężczyzn. Jednym z ich jest Don José, dla tej miłości dopuszczający się zbrodni, porzucający służbę wojskową i przystający do grupy przemytników. Kiedy niewierna kochanka kieruje swoje uczucia ku atrakcyjnemu torreadorowi Escamillowi, Don José przebija ją nożem.

Wielka, ale też zaślepiona miłość mężczyzny do kobiety, jej lekkomyślność, zdrada, manipulowanie uczuciami, nienawiść i zemsta - wszystkie te stany emocjonalne mają wymiar uniwersalny. Również dzisiaj historia Carmen może być dla widzów poruszająca, psychologicznie wiarygodna i niekoniecznie musi się dziać w dziewiętnastowiecznej Hiszpanii.

Tupot i monstrualne palety

Najnowsza poznańska propozycja zdominowana została przez Denisa Kriefa, który decydował o obrazie teatralnym "Carmen", łącznie ze scenografią i reżyserią świateł. Jak wynika z zamieszczonego w programie życiorysu, ten urodzony w Tunezji artysta o korzeniach francusko-włoskich to bardzo doświadczony reżyser operowy, mający na swoim koncie liczne sukcesy i współpracujący z czołowymi scenami muzycznymi Europy, takimi jak m.in. paryska Opéra Bastille, wenecki Teatro La Fenice, Arena di Verona, tokijski Nowy Teatr Narodowy.

Sam o sobie powiedział, że jest "muzykiem i kocha muzykę operową", jednakże wiele jego konceptów w poznańskiej "Carmen" realizowanych było na przekór warstwie brzmieniowej, wbrew jej ładunkowi emocji i naturalnemu pulsowi. Już od pierwszej sceny, zatupanej przez tłum maszerujących w te i wewte tancerzy, chórzystów, statystów, muzyka Bizeta z trudem przebijała się na pierwszy plan. Następnie zagłuszana była przez nieustannie przesuwane monstrualne palety, tworzące a to kamienice, a to więzienie, a to widownię corridy. Ruch sceniczny wzmagały też niemal kompulsywnie przynoszone na scenę lub z niej wynoszone liczne krzesła, a także "ruchome" stoły, na których - co jest ostatnio modne wśród reżyserów - soliści prezentowali co ważniejsze arie, duety a nawet tercety (!). Ożywianie obrazu scenicznego przez niefortunnie obmyśloną choreografię Paula Juliusa - tego samego, który był pomysłodawcą niezbyt interesującego "Święta wiosny" Strawińskiego w Poznaniu w kwietniu 2013 - również nie przysłużyły się spektaklowi. Nie chodzi o to, że pozbawiono "Carmen" hiszpańskości i gorącego klimatu Półwyspu Iberyjskiego. Ale dlaczego balet, w knajpie lub podczas corridy, porusza się w konwencji klasycznych pas?

Carmen tańczy twista

Na przekór treści opery główne osoby dramatu są mało wyraziste, snując się po scenie niemrawo. Don José chodzi jak automat pozbawiony jakichkolwiek emocji, nie przekonuje ani o swojej fascynacji kochanką, ani o zazdrości i chęci krwawej zemsty. Mająca emanować seksapilem, uwodzicielska Carmen od czasu do czasu porusza biodrami, jakby tańczyła twista, a nie habanerę lub seguidillę. Torreador Escamillo, dla którego Cyganka zostawia swojego żołnierza, to pozbawiona charyzmy postać, szary "wycofany" człowieczek, na dodatek w scenie erotycznej przyodziany (o zgrozo!) w sfatygowany podkoszulek. Reżyser i scenograf (w jednej osobie) nie mógł się zdecydować, czy ma być symbolicznie, czy realistycznie. Z jednej strony widzimy np. wspomniane wyżej wielofunkcyjne palety-podesty, okropną animowaną ciężarówkę przemytników czy plastikowe szklanki zamiast kastanietów, z drugiej stoją na scenie "prawdziwe" biurka wojskowych funkcjonariuszy albo łóżko - "jak żywe" - z purpurową atłasową narzutą.

Na całe szczęście wszystkie te niezręczności, niekonsekwencje, nieprzemyślane koncepty poznańskiej realizacji stały się drugorzędne wobec urody muzyki Bizeta, której nieprzemijające piękno, intensywność emocjonalna, tragizm i mroczność nadal potrafią wzruszyć także współczesnego słuchacza. Można zamknąć oczy i słuchać, słuchać, słuchać.

Pełna temperamentu muzyka i ładny śpiew

"Carmen" wystawiono pod muzycznym kierownictwem Bassema Akiki, który zastąpił pierwotnie zapowiadanego dyrygenta holenderskiego Keesa Bakelsa. Akiki, z pochodzenia Libańczyk, jest od kilku lat związany z Polską. Tutaj studiował w uczelniach muzycznych w Krakowie, a następnie we Wrocławiu, gdzie współpracuje z tamtejszą operą. Jego odczytanie muzyki Bizeta - utrzymane w żywych tempach, pełne temperamentu i dobrej energii, może tylko z nieco przesadzoną dynamiką instrumentów blaszanych - było przekonujące i zaciekawiające. Drobne zachwiania rytmiczne pomiędzy orkiestrą i chórem nie wpłynęły na wysoką ocenę świetnego emisyjnie, znakomicie przygotowanego przez Mariusza Otto chóru.

Spośród solistów na najwyższe uznanie zasłużyła - w moim przekonaniu - Roma Jakubowska-Handke, kreująca Micaelę, skromną dziewczynę zakochaną w Don José. Jej liryczne, pełne słodyczy arie, śpiewane krystalicznym jasnym głosem, były najjaśniejszymi momentami przedstawienia. Nawiasem mówiąc to właśnie Micaeli, a nie głównej bohaterce, Bizet powierzył najpiękniejsze muzycznie fragmenty swego dzieła. Carmen w realizacji wokalnej Heleny Zubanowich mogła się podobać, chociaż zabrakło w jej głosie oczekiwanej zmysłowości, głębi, wyrafinowania i przewrotności. Sang-Jun Lee jako Don José dysponuje wprawdzie dobrze wyszkolonym, chwilami nawet nasyconym ekspresją tenorem, jednak papierowość postaci zdominowała jego walory głosowe. Niestety tak ważny dla rozwoju akcji (także muzycznej) Escamillo, którego rolę powierzono Mariuszowi Godlewskiemu, wypadł bardzo nieciekawie, zarówno jako bohater romansu, jak też mający wabić swoim głosem baryton. Warto wymienić jeszcze Małgorzatę Olejniczak-Worobiej (Frasquita) i Magdalenę Wilczyńską-Goś (Mercedes), wzbogacające scenę urodą, roztańczeniem i ładnym śpiewem.

Na koniec dwa pytania do dyrekcji Teatru Wielkiego:

- dlaczego na każdej premierze występuje Rafał Korpik, który od pewnego czasu ma wyraźne kłopoty z emisją i intonacją?

- czy nachalna klaka jest obecnie obowiązkowym punktem programu przedstawień premierowych?

Teresa Dorożała-Brodniewicz

  • "Carmen" G. Bizeta
  • Teatr Wielki im. S. Moniuszki w Poznaniu
  • premiera: 24.05