opublikowano:
"Akompaniator" w Teatrze Muzycznym [recenzja]
![. - grafika artykułu](/mim/kultura/pictures/obrazek,pic1,1200,76486,103190,show2.jpg&_sst=1719443779687)
Rzecz zaczyna się dosyć komicznie - przy dźwiękach "Vissi d'arte", czyli rozdzierającej arii Toski dumającej nad swym losem, tytułowy Akompaniator przygotowuje swoje codzienne stanowisko pracy: otwiera fortepian, poprawia stołek, z czeluści wytartej reklamówki wyciąga termos z herbatą. Cała sceneria utrzymana jest w tonacji sepii, jakby stanowiła ożywioną fotografię sprzed trzydziestu lat - magicznego odcinka czasu, którym za chwilę bohaterowie będą obrzucać się wzajemnie jak trucizną. Na pierwszy rzut oka i ucha rozdźwięk między Puccinim a obrazem aż boli. Niebawem jednak okaże się, że miłość i rozpacz, o jakich śpiewa Tosca, wcale tak daleko nie odbiegają od pozornie powszedniego dnia pracy, który za chwilę ma się rozpocząć w sali prób.