Czujesz się introwertyczką?
Z zapędem ekstrawertycznym. Tak naprawdę wszystko zależy od środowiska, w którym się znajduję. Staram się dążyć do równowagi, chociaż nie zawsze mi to wychodzi.
Zadałem to pytanie, bo Twoja muzyka jest dla mnie pełna spokoju, skupienia i artystycznej uważności. To cechy, które na co dzień mogą czasem sprawiać kłopot, ale w muzyce okazują się pomocne?
To nie do końca tak, że jestem spokojna jak moja muzyka. Właściwie to w niej znajduję jakieś ukojenie. Bo w życiu to, jak na łazarskim rejonie, nie jest kolorowo (śmiech). No, przynajmniej nie zawsze... Ale skupienie z pewnością pomaga skrystalizować myśli i emocje, które chcemy wyrazić - a to jest w sztuce niezbędne.
Billy Joel lubi mówić, że "muzyka jest lekarstwem dla duszy". Że może nie tylko nas oczyścić, wzruszyć, uspokoić czy skłonić do myślenia, ale czasem również pomóc nam zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy. Ty już to zrozumiałaś?
Tak, to prawda, muzyka bardzo oczyszcza - jak sztuka w ogóle. Dla mnie każdy ukończony projekt to takie małe katharsis. Wgląd w siebie i autoterapia. Ale czy zrozumiałam, kim naprawdę jestem? Raczej pogodziłam się z tym, że nigdy do końca się tego nie dowiem, bo przecież jako ludzie ciągle się zmieniamy. I chyba w tym sęk, że poznanie siebie to droga, a nie cel sam w sobie. Cały czas dojrzewamy, a muzyka - i sztuka w ogóle - dają wgląd w nasz obecny stan ducha.
Jeżeli miałbym określić, w jakim punkcie na muzycznej mapie znajduje się Twoja twórczość od strony stylistycznej, powiedziałbym, że to szeroko pojęta alternatywa, ale przede wszystkim artystyczny pop i rock. Czy to właśnie ten kierunek, w którym zamierzasz podążać?
Pewnie tak, choć myślę, że nie mam na celu jakiegoś konkretnego gatunku. Po prostu bardzo lubię muzycznie eksperymentować z ludźmi. Myślę jednak, że będę oscylować w lekkim, alternatywnym art popie czy dream popie. Swoją drogą tyle tych alternatywnych nazw teraz powstaje, że aż trudno się w nich połapać...
Skoro już o art popie mowa - moim zdaniem w ostatnich latach wielu polskich przedstawicieli tego gatunku udowodniło, że muzyka popularna może być naprawdę daleka od banału, unosić się z głową w chmurach, kipieć pomysłami, a jednocześnie być chwytliwa już od pierwszych taktów. Na czym najbardziej Ci zależy, kiedy stajesz przed mikrofonem?
Oj tak, dziś mamy bardzo wielu niebanalnych twórców. Patrząc lokalnie, od razu na myśl przychodzi mi choćby Rat Kru. Z drugiej strony wydaje mi się, że w dobie społeczno-kulturowego "frei seinu" już coraz trudniej czymś zaskoczyć. By zwrócić na siebie uwagę, trzeba nawet bardziej szokować. Kiedy śpiewam, najbardziej zależy mi na dobrej energii - jakkolwiek banalnie to brzmi. Po prostu to taka moja radość z bycia razem, czy to na próbie, czy podczas występu. Ale ważne jest też to, że być może ktoś będzie mógł odnieść się - swoje ja - do danego utworu.
Mimo że część piosenek powstała w języku polskim, Twoją twórczość można spokojnie określić mianem "zachodniej" - i to dosłownie, bo przecież brzmienie choćby takiego All I Want to taka kameralna americana. Kogo najczęściej znajdziemy teraz w Twoich słuchawkach? I które płyty na Twojej półce nigdy nie pokryją się kurzem?
"Kameralna americana" (śmiech). To bardzo trafne określenie i całkowicie się z nim zgadzam! Na mojej playliście dominuje Fleetwood Mac, Red Hot Chilli Peppers, Morcheeba, Alt-J, FKJ, a ostatnio również Depeche Mode i Radiohead. Poza tym bardzo lubię stare hity. Generalnie jestem otwarta na wszystko. No, może jedynie muzyka latino i disco polo to dla mnie czerwona flaga (śmiech).
Na scenie i w studiu towarzyszy Ci zespół. Jak to jest grać z samymi chłopakami? Co najbardziej w nich cenisz - razem i z osobna?
Gra się z nimi świetnie, a że akurat w zespole są sami chłopcy, to czysty zbieg okoliczności. Najbardziej cenię ich za to, że są po prostu fajnymi ludźmi i mimo że każdy z nas jest trochę z innej bajki, udało nam się stworzyć coś całkiem spójnego. Jerry to bardzo utalentowany rockandrollowiec - gitarzysta i wokalista, działa solo, ale i w zespole The End, często współpracuje z Hanią Rani. Bardzo polecam jego twórczość! Z kolei z Wojtasem, klawiszowcem, znamy się od lat. To rodowity poznaniak z duszą jazzmana, to on zwerbował Jerry'ego i Leszka do projektu My Name is Poznań. Max - bardzo zdolny perkusista, przez kilka lat współpracował z Grą Sów. No i Leszek - świetny basista i człowiek "do rany przyłóż", to taki nasz zespołowy wujek (śmiech), dzielnie dbał o naszą formę. Środowe próby z chłopakami były jak balsam dla duszy, szczególnie w środku tygodnia, gdy spadało życiowe morale. Jestem im niezmiernie wdzięczna za każdy spędzony wspólnie czas!
Wspomniałaś o zeszłorocznej składance My Name is Poznań - bez lukru, muszę przyznać, że Twój utwór na niej był jednym z moich ulubionych. Teraz na Spotify pojawiły się kolejne utwory Scavenger i Captain The Hook, no i znów zrobiłaś mi nimi dzień. Zastanawiam się jednak, dlaczego wciąż nie mamy od Ciebie niczego więcej. Do licha, kiedy ten album?
Ale mi miło! Na początku muszę podkreślić, że nic z tego, o czym mówisz, by nie powstało, gdyby nie właśnie chłopacy. Album będzie, ale wszystko w swoim czasie, po prostu niektóre rzeczy muszą dojrzeć. Poza tym, wiesz, ja dopiero się uczę, pierwsze koty za płoty... Niedługo pojawią się kolejne utwory, najpewniej dwa. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, jeszcze tego lata!
"Kilka chwil na pełen oddech, czas ucieka / W którą stronę mnie porwie?" - śpiewasz w Butach. Teraz już wiesz?
(śmiech) W dobrą stronę! Czyli tam, gdzie czuję się sobą. Bo co jest pisane, to będzie ci dane, czy jak to tam się mówi...
Rozmawiał Sebastian Gabryel
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023