Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Żalu bezkres

Podobno to "najsmutniejszy zespół świata". I choć kandydatów do tego miana znalazłoby się sporo, to nie ma wątpliwości, że i Antimatter - solowy projekt Micka Mossa, założony już niemal 25 lat temu - z wielu względów mógłby zasługiwać na to miano. Wystarczy włączyć takie płyty jak Leaving Eden (2007), Planetary Confinement (2005) czy Black Market Enlightenment (2018), by przekonać się, że albumy tego faceta to prawdziwe wyciskacze łez, choć warto podkreślić, że zawsze coś nimi w nas pozostawia. Podczas nachodzącego koncertu w Poznaniu artysta zaprezentuje najnowszy album A Profusion Of Thought.

, - grafika artykułu
Antimatter, fot. Ellen Van den Bussche

Moja przygoda z twórczością Antimatter rozpoczęła się wiosną 2007 roku, krótko po wydaniu czwartego albumu Mossa pt. Leaving Eden. Przez przypadek przeskipowałem pierwszy utwór i zacząłem go słuchać od piosenki Another Face In A Window, w przeświadczeniu, że to właśnie ona otwiera płytę. Ułożyłem się na łóżku, zamknąłem oczy i... to jeden z tych momentów, które każdy muzyczny wrażliwiec chce mieć jak najwięcej w swej kolekcji. "Oni wszyscy są tacy sami, przystosowani / A oto ja zrodzony z zagubionej przyczyny / przegrany, obcy w przebraniu, umierający / Więc kto teraz powie, że trzeba wstydzić się, będąc samotnym, kiedy psy są na zewnątrz / po dziesięć w sforze, ze zdjętymi kagańcami, gryzą?" (w tłumacz.) - zaśpiewał Moss na tle niepokojącej, transowej melodii elektrycznego pianina, a ja już wiedziałem, że to album, do którego na pewno będę wracać często. I to nie tylko przez ten kawałek.

Miałem rację - Leaving Eden okazał się emocjonalną ucztą przy akustycznym, progresywnym i jednocześnie bardzo art rockowym stole, na którym zasępiony Mick Moss położył dziewięć krzepiących serce, choć tak minimalistycznych potraw. Wyobraźcie sobie Eddiego Veddera zastępującego Stevena Wilsona w Porcupine Tree. Nie powinno działać? A jednak świetnie działa, od wielu lat, i to chyba na każdej płycie, z których warto wyróżnić również inne, często niemniej poruszające. Wielu fanów Antimatter ma ogromną słabość choćby do wydanego dwa lata wcześniej, wspomnianego już Planetary Confinement - cudownie melancholijnego slowcore'u, romantycznej depresji a la Anathema i My Dying Bride. A przecież są jeszcze takie pozycje jak Fear Of A Unique Identity (2012), czyli metal "klimatyczny", przypominający o Sin/Pecado Moonspella (1998) i Skeleton Skeletron Tiamat (1999) czy The Judas Table (2015), pełen melodyjnych, art-rockowych, zapadających w pamięć refrenów, po których jednak jakbyśmy znów zapadali się w sobie...

Jak wspomina Mick Moss w jednym z wywiadów, na co dzień jest całkowitym introwertykiem. "Zamykam się w swoim domu, nie lubię wychodzić na zewnątrz, nie lubię robić zakupów... Ale z drugiej strony nie mam oporów, by stanąć na scenie przed czasem wielotysięczną publicznością. Wtedy nie ma we mnie strachu" - mówi wokalista, który podobnie jak Vincent Cavanagh ze wspomnianej Anathemy czy Jonas Renkse z pobliskiej Katatonii, ma niezawodny sposób, by czasem za pomocą tylko kilku wersów wprawić nas w wyjątkową zadumę, po której paradoksalnie czujemy się silniejsi, bardziej gotowi do mierzenia się ze światem. Listopad to idealna pora na muzykę Antimatter - nie odmawiajcie sobie tej słodko-gorzkiej przyjemności.

Sebastian Gabryel

  • Antimatter
  • 19.11, g. 19
  • 2progi
  • bilety: 99 zł

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2022