Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Jestem analogowym tatuatorem

- 27 lat temu działało tylko jedno studio tatuażu w Poznaniu. Trudno powiedzieć, ile jest ich dzisiaj, bo stale otwierają się nowe, a inne zamykają. Wiele przestało działać z powodu pandemii. Musi ich być co najmniej sto, bo na każdym osiedlu i co drugiej ulicy jest co najmniej jedno takie miejsce. Wiele osób tatuuje też amatorsko w domu - mówi artysta tatuator prowadzący w Poznaniu od 12 lat Fra Diavolo Tattoo Studio na os. Bolesława Śmiałego.

, - grafika artykułu
Fot. Fra Diavolo Tattoo Studio

Od czego zaczęło się Pana zainteresowanie tatuażem?

Od zawsze rysowałem. Tatuaż podobał mi się już od dziecka. Zawsze też chciałem mieć własny. Gdy zacząłem się tym interesować, to wyszło mi, że tak naprawdę o wiele łatwiej będzie kupić własną maszynkę i samemu się wytatuować, niż iść do studia. Wiedziałem przy tym, że jeśli uda mi się opanować maszynkę, to z projektami sobie poradzę.

Dlaczego łatwiej było kupić własny sprzęt?

W tamtym czasie - 27 lat temu -  ciężko było się dostać do studia. W Poznaniu działało tylko jedno, a w Polsce chyba raptem ze cztery. Nie było jednak łatwo znaleźć maszynkę, bo wtedy nie było dostępu do internetu. Musiałem więc kombinować - z pół roku mi to zajęło, ale w końcu znalazłem sklep, w którym mogłem kupić sprzęt. Nie udało mi się jednak nic zrobić, bo jak tylko znajomi dowiedzieli się, że mam sprzęt - to natychmiast ustawiła się do mnie kolejka. Każdy z nich był młody - i chciał mieć tatuaż. Wtedy aż tak bardzo nie było ważne, jak ma on dokładnie wyglądać - byle tylko był. Dzięki temu miałem na kim się uczyć. Każdy się cieszył, że będzie mieć tatuaż. Z dzisiejszej perspektywy muszę przyznać, że moje pierwsze prace nie były szczególnie wyrafinowane.

I co było dalej?

Przez rok tatuowałem w domu, a potem dostałem ofertę pracy w nowo otwierającym się studiu tatuażu w Poznaniu. Zacząłem w nim pracować, gdy miałem 17 lat. Dwa lata później, jako dziewiętnastolatek, trafiłem do studia Titty Twister, w którym najpierw pracowałem, a potem przez półtora roku je prowadziłem.

Kiedy tatuaż stał się w Polsce bardziej popularny?

Około 15 lat temu. W pewnym momencie wyjechałem z Poznania za granicę, a gdy wróciłem w 2007 roku, to zauważyłem, że tatuaż stał się bardziej popularny. Oczywiście na świecie był powszechny dużo wcześniej. U nas panowało jednak przeświadczenie, że tatuaże mają tylko kryminaliści, ewentualnie marynarze lub żołnierze. A że w Poznaniu morza nie ma - to nosili je tutaj żołnierze i kryminaliści. Takie wyobrażenie utrzymywało się bardzo długo.

A te 15 lat temu?

Sytuacja zaczęła się zmieniać. Coraz częściej można było zobaczyć sprzedawców w sklepie, którzy mieli małe tatuaże. Dziś tatuują się ludzie ze wszystkich grup społecznych i w każdym wieku.

Czy da się wskazać trendy obecnie panujące w tatuażu, na przykład w Poznaniu?

Trudno mówić o tym, co jest modne. Są raczej wzory, które stają się popularne na jeden sezon. Dużo ludzi chce mieć tatuaż, ale że nie bardzo wiedzą jaki, to szukają inspiracji w internecie. Mam wrażenie, że niektórzy są leniwi i wpisują w Google grafika "modny tatuaż" bądź podobne hasło - i decydują się na najładniejszy ich zdaniem wzór z pierwszej strony wyszukiwań. Zauważyłem to zjawisko również w swojej pracy. Jeśli w ciągu miesiąca dwie czy trzy osoby przychodziły do mnie z takim samym wzorem, prosząc, abym zrobił coś w podobnym stylu czy wykorzystując takie same motywy, to już wiedziałem, że w Google pojawił się właśnie taki obraz i jest teraz na topie. Obecnie bardzo często powtarzają się drzewa oplatające rękę, wilki i zegary. Jest tego mnóstwo! Dziś już zwyczajnie trudno jest tatuatorowi wpaść na pomysł, który nie będzie powielać dotychczasowych wzorów.

A Pan jak działa? Woli Pan proponować swoje projekty czy jest otwarty na to, że ktoś przyjdzie z gotowym wzorem?

Robię raczej projekty na zamówienie. Gdy zdarza się, że ktoś przychodzi z gotowymi rzeczami, to je przerabiam, aby uniknąć plagiatu. Wszystkie prace tworzę we własnym stylu. Najczęściej jest tak, że ktoś przychodzi z ogólnym pomysłem i mówi, co by chciał, aby znalazło się na danym tatuażu. Ja to potem projektuję, wysyłam taki szkic do akceptacji. Następnie wprowadzam poprawki - jeśli zostanę o nie poproszony - i spotykamy się na sesji.

Czy technologia tatuowania uległa znacznym zmianom? Jak to wygląda z Pana perspektywy?

Technologia zmieniła się, i to w bardzo dużym stopniu. Oczywiście idę jednak z biegiem czasu i się rozwijam. Teraz korzystam z maszynek rotacyjnych, które są szybsze, cichsze i kompatybilne z kardridżami. W kardridżach igła jest łatwiejsza i wygodniejsza w obsłudze.

Zauważyłem, że obecnie ludzie projektują wzory z wykorzystaniem programów graficznych. Odbitki są w takim przypadku drukowane na drukarkach. Cały wzór - od przygotowania projektu do jego wykonania - robi już komputer. Człowiek gotowy i podcieniowany wzór wypełnia tylko na skórze. Ja się śmieję, że jestem jeszcze analogowy i wszystko nadal robię ręcznie. Rysuję, tworzę ołówkiem na kartce. Odbitki przygotowuję sam, ręcznie. Nie bardzo "nadążam" za komputeryzacją tatuaży.

Czy po unormowaniu się sytuacji pandemicznej zmieniła się liczba Pana klientów?

Tak, jak przed pandemią - robię teraz tyle, ile jestem w stanie. Po prostu wykonuję tyle wzorów, ile mogę - i nie przyjmuję już ani osoby więcej. Obecnie cały tydzień mam zabukowany - dokładnie tak jak kiedyś. Miesięcznie realizuję 30-45 wzorów. Bardzo często zdarza się, że dana osoba w ciągu miesiąca przychodzi 2-3 razy.

Ta liczba wizyt zależy od wielkości tatuażu?

Trudno powiedzieć. Dużo zależy tak naprawdę od wytrzymałości "pacjenta". Ludzie standardowo dają radę około pięciu godzin, ale są i tacy, dla których limit to godzina. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Trafiają się klienci, którzy potrafią wytrzymać 10-12-godzinną sesję, a są tacy, co wymiękają po 15 minutach.

Rozmawiał Marek Bochniarz

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021