Spotkanie, prowadzone przez Adriana Wykrotę z Fundacji Pix.House, dotyczyło procesu współpracy między fotografką a designerem i edytorem Krzyśkiem Orłowskim, w efekcie którego powstał plaintext, będący zarazem pierwszą publikacją Marty Bogdańskiej. - To ważny dla mnie projekt. Z jednej strony jest bardzo osobisty, bo opowiada o różnych przemyśleniach, przeżyciach i pewnym sposobie patrzenia na Liban, w którym mieszkałam ponad osiem lat między 2008 a 2017 rokiem - wyjaśniła.
plaintext nie dotyczy konkretnego momentu ani zdarzenia, lecz zawiera wybór z wielu zdjęć, które Bogdańska robiła przez cały ten pobyt. Zin składa się jednak nie tylko z obrazów, lecz i czternastu tekstów pochodzących z olbrzymiego zbioru zawierającego wiadomości, które otrzymywała przez aplikację Whatsapp. Po sześciu latach pobytu w Libanie zaczęła pracować dla dużej organizacji pozarządowej. Pracodawca wymagał od niej zarejestrowania się na grupie whatsappowej ds bezpieczeństwa.
- Przez następne dziesięć miesięcy na mój telefon przychodziły ogromne ilości wiadomości, które były pisane trochę jakby kodem, ale teoretycznie były bardzo informacyjne. Mówiły o tym, co się wydarzyło albo wydarzy w Libanie. Sytuacja otrzymywania tych wiadomości była dla mnie bardzo dziwna, frustrująca i denerwująca, bo znałam już dosyć dobrze ten kraj. Ma on oczywiście swoje problemy i nie chcę tego unikać. Z drugiej strony budowanie takich narracji, co się działo przez bombardowanie SMS-ową propagandą, tworzenie dyskursu zagrożenia i niebezpieczeństwa, było dla mnie bardzo ciekawym doświadczeniem. Wiem, że wiele osób, które pracuje w takich organizacjach ma tylko takie doświadczenie pewnych krajów. Funkcjonują według wytycznych tego typu wiadomości, co było dla mnie bardzo dziwne - przyznała.
Okazało się przy tym, że większość wiadomości, które otrzymywała, dotyczyło protestów, demonstracji, zderzenia samochodów, korków na ulicy, przemówień polityków. Tylko ich znikoma część odnosiła się tak naprawdę ataków terrorystycznych czy innych bardzo niebezpiecznych zdarzeń. Sam tytuł plaintext, który oznacza zwykły tekst, pochodzi z języka szpiegowskiego. To tekst odkodowany, który powinniśmy łatwo przeczytać. - Taki plaintext mógłby w pewnym sensie być wysłany wszędzie, gdybyśmy uznali, że ten region lub ten kraj jest w jakiś sposób niebezpieczny - przenikliwie zauważyła fotografka.
W plaintext nie stykamy się z bardzo dramatycznymi zdjęciami. Przedstawiają osobisty, czasem nostalgiczny, a czasem i absurdalny punkt widzenia na Liban. - Staram się odsunąć od sensacyjnego wizerunku regionu Bliskiego Wschodu, żeby zniuansować nasze podejście, narrację na ten temat i zastanowić się też nad naszą rolą w tej narracji. Ten projekt łączy więc moje bardzo osobiste, fotograficzne patrzeniem na Liban z odniesieniem się do geopolitycznych problemów i narracje, które pojawiają się na temat tego regionu - wytłumaczyła.
Bogdańska o stworzeniu książki zaczęła myśleć jeszcze w 2017 roku gdy opuściła Liban (od tego czasu zresztą do niego nie wróciła). W czasie spotkania przyznała, że od tego czasu kilkukrotnie prezentowała ten projekt w różnych kontekstach. Pokazywała go na przykład na festiwalu fotografii w Malezji, gdzie na wystawie przez pięć godzin był odtwarzany głos generowany komputerowo, który czytał zebrane przez nią wiadomości z Whatsappa na wspomnianej grupie ds bezpieczeństwa.
Zabranie się do przygotowania publikacji we współpracy z Krzyśkiem Orłowskim dopiero w roku 2020 miało dla fotografki wiele nieoczekiwanych zalet. Najważniejszą z nich było to, że zdążyła nabrać do swojej pracy o Libanie dystansu koniecznego do tego, by móc dobrze porozumieć się z edytorem, który miał inny punkt widzenia na ten projekt. Poza tym musiał zaproponować jej różne praktyczne rozwiązania zaprezentowania plaintext w tak skrótowej wersji, jaką oferuje z powodu swych formalnych ograniczeń zin. Praca nad jego formą zajęła im około trzy miesiące. W tym czasie Bogdańska przebywała na rezydencji artystycznej w Szwecji.
- Publikacja jest przykryta obwolutą żółtego koloru. Za okładką jest podany kod kolorystyczny, który wymyśliliśmy. Wiadomości, które przychodziły na telefon Marty dotyczyły wielu różnych rzeczy. Dokonaliśmy ich selekcji i przypisaliśmy do nich cztery kolory. Druga kwestia to narracja fotograficzna. Nie ma początku ani końca - od razu wchodzimy w jej rytm, na głęboką wodę. Takie też było moje założenie - wyjaśnił Krzysiek Orłowski. Nie jest łatwo rozłożyć obwolutę/okładkę/plakat i trafić do wnętrza, bo twórcy zina nie podali na ten temat żadnej instrukcji. Ta "legenda" jest częściowo ukryta, niewidoczna.
- Liban i Bejrut słynął z historii szpiegowskich, prawdziwych i zmyślonych. Był też mekką szpiegowską. Ten element jest też cały czas obecny w tle mojego projektu. Jeśli jesteś obcokrajowcem w Bejrucie i długo tam mieszkasz, to naprawdę wiele osób niby półżartem pyta cię, czy jesteś szpiegiem. Poznałam w Libanie niesamowitych ludzi, których chyba nigdzie indziej bym nie spotkała. Przez to, że jest to mały kraj, ludzi poznaje się łatwo. Są dosyć otwarci. W pubie można poznać bardzo znanego artystę albo popularnego dziennikarza przez to, że wypijesz z nim drinka. Jest tam taki klimat - specyficzna energia, którą można lubić albo nie, a która jest też tak intensywna, że jest przy tym bardzo męcząca - przyznała fotografka na zakończenie spotkania.
Marek S. Bochniarz
- premiera online zinu Marty Bogdańskiej plaintext w ramach festiwalu książek fotograficznych XPRINT 2020
- Fundacja Pix.House
- 4.12
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020