Śledczy przyjęli wersję, że obraz został skradziony przez niezwykle sprytnego i profesjonalnego złodzieja. Na szczęście dziewięć lat później sprawcę kradzieży złapano, a obraz odzyskano. Odnalezienie Plaży było jeszcze większym zaskoczeniem niż jej kradzież. Plaża w Pourville jest najcenniejszym obrazem w kolekcji Muzeum Narodowego w Poznaniu i jednym z najcenniejszych w polskich zbiorach.
Ten olej na płótnie o wymiarach 60 x 73 cm powstał w 1882 roku. Jest częścią cyklu "Z Pourville", do którego należą jeszcze: Sieci rybackie w Pourville oraz Spacer po klifie w Pourville. W kwietniu 1906 roku w Kaiser Friedrich Museum w niemieckim wówczas Poznaniu otwarto "obwoźną" wystawę dzieł impresjonistów. Prezentowano na niej obrazy nie tylko Moneta, ale także Pissarra, Sisleya, Cezanne'a, Renoira i Degasa. Jak zwykle przy takich okazjach zainteresowane muzea lub kolekcjonerzy mogli kupić wybrane dzieła. Niemieckie Towarzystwo Artystyczne kupiło Plażę w Pourville za 7 tys. marek i przekazało w depozyt muzeum.
W 1918 roku, po zwycięskim Powstaniu Wielkopolskim, obraz został w Poznaniu. W 1919 roku depozyty muzealne przejęło nowo utworzone Muzeum Wielkopolskie. Obraz był prezentowany w okresie dwudziestolecia międzywojennego, ale niestety w czasie II wojny światowej ponownie wpadł w ręce niemieckie. Okupanci już w 1943 roku cenniejsze dzieła wywieźli z Poznania, by chronić je na wypadek bombardowania. Początkowo ukryto je w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego, a potem przewieziono do Niemiec. Obraz Moneta, wraz z innymi eksponatami z Poznania, został odnaleziony w maju 1945 roku przez żołnierzy Armii Czerwonej w Saksonii. Został wywieziony do ZSRR i trafił do muzeum Ermitażu w Leningradzie, a później do Moskwy.
Strona polska, w miarę możliwości, prowadziła akcję rewindykacji dzieł sztuki, które po wojnie trafiły w ręce Sowietów. W wyniku tych działań część zbiorów wróciła do Polski i do Poznania w 1946 roku. Ale najcenniejszego obrazu - Plaży w Pourville - w tych transportach nie było. Dopiero w 1956 roku, w drugiej fazie rewindykacji, ZSRR zwrócił zdobyty obraz. Do dzisiaj w rosyjskich muzeach jest jeszcze wiele dzieł z polskich kolekcji, ale rozmowy o ich zwrocie kilka lat temu utknęły w martwym punkcie.
Wracając jednak do Plaży w Pourville, wspomnijmy tylko, że od lat 70. do początku lat 90. obraz był prezentowany w Pałacu-Muzeum w Rogalinie, a później dyrekcja Muzeum Narodowego uznała, że to cenne dzieło powinno być jednak pokazywane w Poznaniu. Od 2001 roku "poznański Monet" wisiał w galerii malarstwa europejskiego. Trzeba przyznać, że o istnieniu dzieła wiedzieli wówczas tylko koneserzy sztuki, a większość zwiedzających muzeum mijała dzieło Claude'a Moneta obojętnie. Tak naprawdę poznaniacy dowiedzieli się o istnieniu obrazu dopiero we wtorek 19 września 2000 roku, gdy okazało się, że... został skradziony. Jedna z pracownic muzeum zauważyła, że Plaża odstaje od ramy i ma wyblakłe kolory. Gdy przyjrzała się bliżej, jej twarz także wyblakła. Okazało się, że w ramę wstawiona jest kopia, a oryginał zniknął.
Ustalono, że do kradzieży doszło dwa dni wcześniej, w niedzielę 17 września. Złodziejowi sprzyjał fakt, że w poniedziałek muzeum było zamknięte, miał więc czas na "rozpłynięcie się". Fakt kradzieży powiązano ze "studentem malarstwa", który w niedzielę przez kilka godzin "szkicował" w sali, w której wisiał obraz Moneta. Jak się okazało, ów "student" nic nie szkicował, ale przez kilka godzin wycinał obraz Moneta z ramy. Pracę ułatwiał mu fakt, że pracownica muzeum opiekująca się tą częścią ekspozycji miała buty na obcasach. Ich stukot ostrzegał złodzieja, że kobieta się zbliża. Wtedy przerywał cięcie płótna. "Student", przedstawiający się jako Jacek Walewski, otrzymał wcześniej zgodę na wykonanie szkicu od dyrektora muzeum.
Kradzież obrazu okrzyknięto "skokiem stulecia". Donosiły o niej media na całym świecie. Szacunkową wartość dzieła określono na 7 mln dolarów. Obraz nie był ubezpieczony ani zabezpieczony. Złodziej nie zostawił prawie żadnych śladów oprócz pojedynczych odcisków palców. Opracowano portret pamięciowy, badano różne wątki i tropy, wreszcie za najbardziej prawdopodobną uznano kradzież na zamówienie przeprowadzoną przez gang złodziei dzieł sztuki. Eksperci byli pesymistami, mówiąc, że nie ma szans na odnalezienie obrazu. Śledztwo utknęło i zostało umorzone rok po kradzieży.
Nie pomogło też wyznaczenie nagrody finansowej (100 tys. zł). Jednak ze względu na wartość dzieła policjanci mieli obowiązek wracać do sprawy. Pytali więc o Plażę złodziei dzieł sztuki, kolekcjonerów i handlarzy, obserwowali giełdy i aukcje, sprawdzali sygnały od informatorów, prowadzili też inne "czynności operacyjne". W końcu z pomocą przyszła najnowsza technika połączona z tradycyjnymi metodami śledczymi.
W 2000 roku w polskiej policji wprowadzono komputerową nowość - system AFIS (automatyczny system identyfikacji daktyloskopijnej). Pozwala on na przeszukiwanie tysięcy zapisanych w pamięci odcisków palców i porównywanie ich z tymi, które pozostawili przestępcy. Sęk w tym, że w 2000 roku w systemie AFIS nie było jeszcze odcisków "studenta malarstwa", który ukradł Plażę w Pourville. Pojawiły się w bazie dopiero w 2006 roku, przy zupełnie innej sprawie - zaległości w płatności alimentów. Trzy lata później cierpliwy śledczy, podinspektor Marek Pawlicki z Laboratorium Kryminalistycznego KWP w Poznaniu, wykrył zbieżność i ustalił nazwisko podejrzanego.
12 stycznia 2010 roku policjanci odwiedzili Roberta Z., bezrobotnego murarza z Olkusza, mieszkającego z rodzicami. Po przeszukaniu znaleźli Plażę w Pourville ukrytą za ścianką szafy. Na szczęście dzieło było w dobrym stanie. Odnaleziony obraz natychmiast przewieziono do Poznania, gdzie pracownicy Muzeum Narodowego zbadali go drżącymi rękami i drżącymi głosami potwierdzili: "autentyczny".
W lipcu 2010 roku, po jednodniowym procesie, Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał Roberta Z. na trzy lata więzienia (bez zawieszenia) i 28 tysięcy złotych grzywny (koszty naprawy i konserwacji dzieła). Okolicznością łagodzącą był fakt, że skazany nie ukradł obrazu, żeby go sprzedać, ale... żeby go podziwiać. Robert Z. zakochał się bowiem... w obrazie Plaża w Pourville.
Szymon Mazur
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2020