Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Język, który zmienia rzeczywistość

Wystawa Liliany Piskorskiej w Galerii Miejskiej Arsenał musi być dla tradycjonalistów i osób o prawicowych poglądach zbiorem obrazów z sennych koszmarów. Oto feministyczno-queerowa artystka i aktywistka pokazuje, do czego prowadzi wykluczająca mowa władzy i organizacji konserwatywnych, posługujących się "sformułowaniami-pałkami". Podsuwa im groteskowe rozwiązania, o których być może już w skrytości śnią, lecz wciąż jeszcze boją się wprowadzić je w życie.

. - grafika artykułu
Liliana Piskorska "Public Displays of Affection"

W galerii natychmiast odkryłem, że po pierwszej rozmowie z Lilianą Piskorską i obejrzeniu kilku jej prac nie byłem jeszcze zupełnie przygotowany na jej wystawę. Początkowo myślałem, że zobaczę sztukę będącą w dużej mierze efektem jej działalności aktywistycznej, a więc (w moim naiwnym założeniu) perswazyjną, opartą na wyraźnych, ostrych przekazach, a zatem dość jednoznacznie oddziałującą na odbiorcę. Taka sztuka nie zostałaby chyba długo w moich myślach, bo nie miałbym kłopotu z jej zrozumieniem, przeżyciem (przetrawieniem?).

A jednak "Skutki uboczne" - jak sama nazwa zapowiada - robią w głowie trwały nieporządek, wywołują silny niepokój, uruchamiają trudną do opanowania lawinę myśli, z których część wiąże się z zakwestionowaniem tego, czemu dotąd ufaliśmy na zasadzie "jakoś to będzie". Niestety, być może wcale nie będzie, bo przyszłość zdaje się być już tu-i-teraz. "Jutro przyjdą po mnie i po ciebie" - zdają się cicho nam szeptać postacie z prac artystki. A więc: witajcie w domu Wielkiego Brata!

Napisz mi to dobrze

Ciarki i olbrzymi niepokój wywołuje lektura wielowarstwowej pracy "Dobrze napisana ustawa", choć to niby zaledwie logiczna realizacja wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy ("Nasz Dziennik",10-12.11.2018, nr 261), który na pytanie dziennikarza "Podpisałby Pan Prezydent ustawę zakazującą propagandy homoseksualnej i gender w szkołach albo w harcerstwie?" odpowiedział: "Uważam, że absolutnie taka propaganda nie powinna mieć miejsca w szkołach. Trzeba się temu cały czas spokojnie i konsekwentnie przeciwstawiać. Jeśli taka ustawa by powstała i byłaby dobrze napisana, nie wykluczam, że podszedłbym do niej poważnie".

Artystka przygotowała zatem polską wersję obowiązującej w Rosji ustawy "O ochronie dzieci przed informacjami szkodliwymi dla ich zdrowia i rozwoju". Skierowała też do prezydenta dwa listy, zapraszające go na wernisaże "Skutków ubocznych" i "Spojrzenia 2019 - Nagroda Deutsche Bank" (ta druga odbędzie się dziś w Zachęcie), aby mógł się zapoznać z tą pracą artystyczną - i być może zadecydować, czy może nadszedł już czas, aby "dobrze napisaną ustawę" wprowadzić w życie. Szczególnie ważne są w tym kontekście głosy rozmówców Piskorskiej, którzy opowiadają o poczuciu wykluczenia, a także o sile języka prezydenta, którego słowa zapowiadają przecież możliwość podjęcia konkretnych działań prawnych. Nie da się dziś stwierdzić, co tak naprawdę oznacza osobliwe określenie "propaganda homoseksualna" i jak drastyczne środki skierowane przeciwko osobom LGBT+ mogą się za nią kryć. Ale sama potencjalność jest już dostatecznie makabryczna i obrzydliwa.

W Kościele Katolickim walka z "ideologią gender" to wyraz lęków związanych z zaburzeniem porządku naturalnego opartego na prawie naturalnym. A emancypacja osób LGBT to wielka zmiana, która dla ludzi o głębokiej orientacji konserwatywnej jest zburzeniem ich świata. Ciekawy jest przy tym paradoks: realizacja niepokojącego życzenia prezydenta Polski o stworzeniu ustawy skierowanej przeciwko osobom nieheteronormatywnym zbliżyłoby Polskę do Rosji Putina, w której homoseksualizm jest postrzegany jako choroba zagrażająca państwu. A przecież polscy konserwatyści tej Rosji się bardzo boją. Czemuż więc pragną zbliżać się do jej homofobicznych, podyktowanych lękiem i nienawiścią absurdalnych ustaw?

Manifestacje polskości ad absurdum

Wiele Polek i Polaków musi czuć olbrzymi niesmak do tego, w jaki sposób barwy i symbole narodowe zostały zawłaszczone i skompromitowane przez prawicowe indywidua, wykorzystujące je w ramach generowanej przez siebie mowy nienawiści czy obnoszenia się z patriotycznymi artefaktami o dość kiczowatym (i uwłaczającym przeszłości naszej ojczyzny) charakterze. Kombatanci, którzy walczyli w czasie II wojny światowej wyrażają zdecydowany sprzeciw wobec odrażającego zachowania, motywowanego uprzedzeniami. Konfrontacja postawy ludzi w zaawansowanym wieku, niegdyś "walczących o wolność", z "terrorem pseudopatriotyzmu" uprawianym przez fanatycznych narodowców, bezpodstawnie przejmujących symbole tej walki, wywołuje we mnie zawsze zażenowanie. I zapewne wiele osób stawia pytania "jak im [narodowcom] nie wstyd?"

Liliana Piskorska - miast się oburzać - zdecydowała sprawdzić, jaki obraz może powstać po dokonaniu kumulacji "produktów patriotycznych" na małej, prywatnej przestrzeni. W pracy "Autoportret z pożyczonym mężczyzną" wybrała "patriotyczną" pościel, pod którą pozuje z tytułowym modelem. " (...) jako mieszkająca w Polsce lesbijka, zastanawiam się nad tym, jak kamuflować się we współczesnym polskim społeczeństwie", tłumaczy tę grę. Udało się aż nazbyt dobrze, bo fotografię znają chyba wszyscy - i w internecie rozpoznali ją jako zdjęcie stworzone tak szczerze, z dobrą wolą, w afekcie, pod wpływem, w myśl idei faszystowsko-narodowych. Dlatego w Arsenale oglądamy ją w kontekście komentarzy, które zdjęcie wywołało na Facebooku. W efekcie przeglądamy się w społeczeństwie, które zszokowane tą osobliwą fotografią "komciuje", co sobie na jej temat myśli. Piskorska pokazuje w ten sposób, jak bardzo tak naprawdę negatywnie są odbierane szachrajstwa ideologiczne z odzieżą patriotyczną. Mógłbym przykłady z rzeczywistości mnożyć - ale wystarczy wymieniać sytuację, gdy w fabryce na Słowacji ta okropna odzież stała się robocza, bo była najtańsza.

Policja w twym domu już jest, więc zapraszamy!

Wstrząsające wrażenie zrobiła na mnie multimedialna praca "Public Displays of Affection", zrealizowana przez artystkę w kilku formach: fotografii, wideo, rysunku i reprodukcji tekstów z Dziennika Urzędowego Komedy Głównej Policji. I trzeba przyznać, że Piskorska jak mało kto potrafi tekst urzędowy napiąć i naostrzyć, aby na nowo zaniepokoić nas jego formą i wzbudzić tak przecież konieczny niepokój względem instytucji władzy i kontroli, którym nie powinniśmy pozwolić się panoszyć.

Wideo, na którym policyjny szyk porządkowy w postaci kordonu i dwukordonu maszeruje przez ograniczone przestrzenie skromnego gospodarstwa domowego, czyniąc w nim spustoszenie, to najbardziej przejmujący, potencjalny obraz nieodległej przyszłości Polski, który jestem w stanie w ogóle wskazać w polu sztuk wizualnych. Piskorska jest naszym rodzimym Georgem Orwellem - przenikliwą humanistką, przestrzegającą przed światem, w którym prawa człowieka zostaną zawieszone, a Polska przekształci się w państwo policji, terroru i koszmarów rodem z "451 stopni Fahrenheita" - temperatury, w której tli się papier i nasze samostanowienie.

Jesteśmy trzynastym krokiem

Pod względem artystycznym najwięcej podziwu budzi we mnie mistrzowski film eksperymentalny "Silne siostry powiedziały braciom", w którym artystka skompilowała teksty trzech lesbijskich manifestów. Tę pracę Piskorskiej przenika niewysłowiony smutek, melancholia, ból i złość. Cytaty przyszpilają nas jak muchy na tablicy kolekcjonera owadów. Po prostu musimy przeczytać wszystko, choć słowa są tak bardzo przytłaczające. Tekstom towarzyszy obraz dzikiej roślinności, przez którą przesuwa się kamera. W tym momencie czujemy, że ta wystawa jest bardzo duża, także w jej niewidocznym aspekcie, i łatwo jest stracić na niej oddech. Po pierwszym podejściu muszę przyznać, że czeka mnie jeszcze drugie i trzecie, by wszystko sobie uporządkować w myślach.

Nie chcę popełniać błędu zawłaszczenia. Nie potrafię sobie wyobrazić, co musi przeżywać Liliana Piskorska jako kobieta i lesbijka mieszkająca w Polsce A.D. 2019 - kraju, którego prezydent mówi o przeciwstawianiu się "propagandzie homoseksualnej", a kobiety pokojowo protestujące w czasie Marszu Niepodległości są bite i kopane przez jego uczestników, bez żadnych konsekwencji prawnych dla sprawców przemocy. W Polsce rządzą politycy partii Prawo i Sprawiedliwość, co za zbiorowego wroga wybrała społeczność LGBT. Zapraszam zatem tych polityków, a także osoby o poglądach prawicowych i konserwatywnych na wystawie Liliany Piskorskiej i proszę ich o to, aby spróbowały z empatią postawić się po stronie osób, którym odmawiają prawa do istnienia, do posiadania miejsca w polskiej, opresyjnej rzeczywistości. Nie toczmy tej strasznej wojny kulturowej!

Marek S. Bochniarz

  • Liliana Piskorska "Skutki uboczne"
  • Galeria Miejska Arsenał
  • wystawa czynna do 16.06

 © Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019