Co było pierwsze - fotografia czy aktorstwo?
Pierwsze były zdjęcia, zabrałem tacie starego zenita.
A najpierw gra aktorska czy fotografowanie aktorów?
Jedno z drugim. Gdy zainteresowałem się teatrem, podchodziłem do niego z każdej strony - i od strony widza i od strony fotograficznej. Pierwsze moje próby były wtedy, gdy pracowałem jako pracownik techniczny w Instytucie Grotowskiego we Wrocławiu. Na duże wydarzenia był zatrudniany fotograf profesjonalista. A na te pomniejsze to ja szedłem popstrykać. Z czasem moja fotografia zdobywała uznanie. Kiedy wróciłem do Poznania uznałem, że skoro we Wrocławiu się udało to spróbuję i tutaj.
Zapukałeś do teatrów i...
Byłem wcześniej związany z poznańskim środowiskiem teatru alternatywnego. Kiedy wróciłem okazało się, że na tej poznańskiej scenie offowo-alternatywnej przydałby się fotograf.
Jesteś też praktykiem teatralnym - na ile to pomaga, a na ile przeszkadza w pracy fotograficznej?
Oczywiście, że pomaga. Daje mi zrozumienie sytuacji, wyczucie. Ale może taki zdystansowany, zimny fotograf widzi coś, czego ja nie dostrzegam będąc w środku?
Wojciech Plewiński opowiadał, że gdy fotografował teatr, to miał poczucie, że nie jest jedynie biernym rejestratorem, a kreuje swoimi zdjęciami nowe znaczenia.
Jest w fotografii drobna manipulacja, bo wycinamy sobie fragment świata czy wybieramy perspektywę z której chcemy ten świat ukazać. A on jest przygotowany dla widza z konkretnej strony. Gdy faktycznie to znaczenie tworzę, to staram się, by nie było ono sprzeczne ze spektaklem, by nie było przekłamaniem. To jest niebezpieczeństwo, bo wycinając te fragmenty świata mogę zbudować inną narrację, która będzie całkowicie oddzielona od spektaklu.
Za Plewińskiego to były inne czasy. Wtedy - głównie ze względu na ograniczenia techniczne - fotografom pozwalano na aranżację sytuacji w celu sfotografowania, stworzenia swoich własnych kadrów. Ja muszę bazować na tym, co się dzieje na scenie.
Na ile jest możliwa praca fotografa z reżyserem? Ile masz swobody?
Reżyserzy mają to do siebie, że to często jednostki totalitarne. Są reżyserami, bo mają swoje wizje, swój pomysł, swój plan na to jak coś ma wyglądać.
Ale reżyser nie stoi za Tobą i aparatem?
Zdarzyła mi się taka sytuacja, że reżyser stał za mną i trzymał rękę - dosłownie! - na moim ramieniu i w odpowiednich momentach mówił: "Teraz!", Teraz nie!". Wtedy to rzeczywiście on wybierał momenty najbardziej z jego punktu widzenia interesujące. I to jest to rozminięcie - oka fotografa i wizji reżysera. Dla mnie jako fotografa jeden obraz będzie bardziej wymowny, dla reżysera inny. Czasem możemy się dogadać, a czasem nie. Fotograf bywa trochę niechcianym, acz koniecznym intruzem. Wtedy słyszę: "Idź sobie tam z boku rób".
"Tylko nie przeszkadzaj."
"Nie przeszkadzaj" to najważniejsza zasada. Ale są i tacy, którzy rozumieją, że fotografia to część tworzenia spektaklu. Tak jak powstają kostiumy i scenografie, tak powinien powstać materiał fotograficzny. I wtedy fotografia jest równoprawną częścią przedsięwzięcia jakim jest stworzenie spektaklu, a nie tylko tą smutną niechcianą koniecznością na wymogi mediów.
Na ile masz swobodę poruszania się?
Bardzo lubię, jeżeli mogę wchodzić w obręb sceny. Niestety jest to niezbyt częste. To bardzo indywidualna kwestia, spektakl musi być już gotowy na 100%. Wtedy reżyser pozwala mi wejść na plan, ale wiadomo, że nie mogę wchodzić w interakcję z aktorami czy stać im na drodze. I wtedy przydaje się doświadczenie aktorskie, bo staję się wówczas częścią spektaklu.
Starasz się być niewidoczny?
Jestem widoczny będąc na scenie.
Ciężko udawać, że Cię tam nie ma.
Tak, bo już tam jestem. Nie schowam się za rekwizytem. Nie mogę hamować tej energii która się wytwarza. To kwestia aktorów czy aktor potrafi Ciebie wymazać - jesteśmy w odległości rozmowy jak my teraz, a on Ciebie wymazuje z tej obecności i gra dalej. A jeśli aktor postanowi pójść w lewo, to moje zadanie jest takie, żeby mnie już tam nie było. To jest ta czujność, która musi mi towarzyszyć i której na pewno nauczyłem się praktykując.
Na czym się skupiasz fotografując: gesty, interakcje?
Na tym, co się dzieje pomiędzy aktorami. To nie ma być śliczny portret czy krajobraz całej scenografii. Mamy dwójkę lub więcej ludzi i coś się między nimi wydarza. Czasem wiemy co, czasem nie wiemy. To pewien rodzaj relacji, interakcji.
Twoje zdjęcia są bardzo dynamiczne - i to zarówno te z teatru tańca jak i te klasycznie teatralne.
Nie szukam nieruchomych portretów. Niby fotografia to nieruchomy obraz, a jednak ma w sobie dużą dynamikę. To coś, co najbardziej mnie interesuje. Taniec, to czasami inna historia. Przy klasycznym mamy wymogi, że wszystko musi się zgadzać od strony technicznej. Zdjęcie może być świetne, może iskrzyć między ludźmi, może być świetne światło, ale jak dłoń, czy noga jest nie pod tym kątem co trzeba, to zdjęcie jest momentalnie dyskwalifikowane. W przypadku tańca współczesnego jest dużo bardziej swobodnie. I dopuszczalne są wszystkie formy, które powstają z naszego ciała.
Właśnie, ciało. W recenzji albumu "Nienasycenie spojrzenia" (wyd. Centrum Sztuki w Mościcach przy współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca - przyp. red.) na Culture.pl jest zdanie, że fotografia tańca, to fotografia ciała. Ciało w tańcu jest najbardziej obnażone, uwidocznione.
Ciało jest głównym narzędziem pracy tancerza i aktora. W tańcu niezmiernie ważna jest sprawność, elastyczność, formowalność, ekspresja ciała. Moja fotografia tańca wynika właśnie z tej fascynacji ciałem tancerza. To sprawna, emocjonująca maszyna. Człowiek ze swoją organicznością i zwierzęcością to niesamowity mechanizm.
Ale taniec to nie tylko ciało, nie możemy wymazać oświetleniowców, scenografów, projektantów kostiumów. Jeśli scenografia jest ważna, to staram się ją uwzględniać. Jeśli coś jest na scenie, to chcę by stało się częścią obrazka, nawiązywało relację. Lubię też pracować z tancerzami w sytuacjach studyjnych - poza teatrem.
Jesteś wówczas reżyserem? Chcesz by przed Tobą grali?
Lubię dawać swobodę, ustawiam wtedy tło, światła. Najbardziej lubię wtedy włączyć przyjemną dla danego tancerza muzykę i sprawić by poczuł się dobrze. Każdy tancerz ma swoją własną ekspresję. Każdy z ruchów jest inny, nie narzucam formy, żadnej roli, żadnej historii.
Żadnych ograniczeń.
Żadnych uwarunkowań. Czyste studio, czyste światło. Twoje ciało, Twój taniec. Staram się pokazać tancerza nie jako postać ze spektaklu, ale konkretną osobę.
Większość Twoich zdjęć jest skadrowana ciasno.
To trochę zależy od tego, jak zbudowana jest scenografia. Wynika też z tego, że często pracuję z teatrami offowymi, a ich projekt są niskobudżetowe i w efekcie scenografia i przestrzeń jest minimalistyczna. Te biedne teatry offowe nie mają pięknych przestrzeni, kurtyn, odremontowanych miejsc.
Czasem nie mają nawet przestrzeni.
I wtedy spektakle się dzieją w jakichś tam salkach, które po prostu nie są ładne. Wtedy staram się zawęzić kadr, by tej bylejakości w tle nie było widać. Obskurna sala, kiepskie oświetlenie. To zawężanie kadru jest po to, by uniknąć tych brudów.
Twoje fotografie ze spektakli to mini-serie. Nie da się pokazać clou spektaklu w jednym kadrze?
Lubię pracować serią 10-15, maksymalnie 20 obrazów. Mogę pokazać wtedy pewną transformację, zmianę. Są sytuacje, gdy musimy na plakat zrobić jedną fotografię. Tylko że ona wtedy nie opowiada, a jest wizytówką spektaklu.
Na ile masz prawo wyboru zdjęć?
Nie forsuję i nie narzucam moich wyborów, Mogę mieć jakieś sugestię, ale to reżyser, choreograf albo dział promocji ma najważniejszy głos i to im pozostawiam decyzję. Selekcjonowanie zdjęć to trudne zadanie. Musi to robić ktoś, kto jest kompetentny i zna się na selekcji i fotografii, wie jak powinno wyglądać dobre zdjęcie.
Przykładowo: Grupa Needcompany dla których miałem przyjemność ostatnio pracować podczas festiwalu Malta, dość surowo podchodziła do selekcji, ostatecznie do publikacji wybrali zdjęcia nie najlepsze i czasem wręcz nieładne, ale to był ich świadomy wybór. Zgodny z treścią spektaklu i jego przekazem, nie mogłem więc protestować.
Ta świadomość bierze się stąd, że to grupa zagraniczna?
W Polsce często nie szanujemy fotografii. Za granicą częściej stawia się ją na równi z pracą muzyka czy scenografa. To integralna część całego spektaklu. W Polsce o fotografii teatralnej dopiero zaczynamy mówić, przyczynia się do tego m.in Instytut Teatralny ze swoim konkursem fotografii teatralnej. Jeżeli damy jej miejsce i czas to będzie działała na korzyść teatru.
Chodzisz jeszcze do teatru bez aparatu, bywasz widzem?
Bardzo rzadko niestety, dziwnie się tam czuję bez aparatu. Odruchowo szukam kadrów. Rzadko także dlatego, że w pracy spędzam tyle czasu przy wydarzeniach kulturalnych, że potem w czasie wolnym raczej tego unikam.
rozmawiał Adam Jastrzębowski
*Maciej Zakrzewski - fotograf, aktor, muzyk, absolwent Etnologii i Antropologii Kulturowej. Najchętniej fotografuje teatr, taniec oraz szeroko rozumiane działania performatywne. Trzykrotny finalista Konkursu Fotografii Teatralnej w Polsce, członek międzynarodowego jury konkursu fotografii teatralnej w Iranie.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018