Nohavica jest artystą w Polsce wręcz uwielbianym. I jest to uwielbienie mierzone nieco innymi wskaźnikami niż popularność Karela Gotta czy Heleny Vondráčkovej przed laty... W Poznaniu też ma swoją wierną publiczność, która w sobotni wieczór wypełniła Salę Ziemi. Minęły właśnie dwa lata od ostatniego koncertu Nohavicy w Poznaniu. Dość długo kazał tu na siebie czekać. Zdecydowanie za długo.
Ponoć występuje tylko wtedy kiedy chce i dla ludzi, którzy bardzo tego chcą. Jest właściwie nieobecny w mediach, nie produkuje płyty za płytą i trasy koncertowej za trasą. Podczas występów na żywo wykonuje to, co mu akurat w duszy zagra, nie reżyserując ich wcześniej. Pozostawia sporo miejsca na improwizację, spontaniczność. Jest przy tym całkowicie oddany publiczności, wsłuchuje się w nią, samemu czerpiąc ogromną radość z bycia na scenie.
Poznański koncert różnił się nieco od tych, które grał tutaj w ubiegłych latach: już samo hasło "koncert galowy", które nadali mu organizatorzy festiwalu, zobowiązywało, nadawało mu pewnej oficjalności. Oprawiony został adekwatnie: nastrój budowała gra świateł i subtelne wizualizacje. Nohavica wydawał się w tej scenografii nieco zagubiony. Dość nerwowo zareagował na fotografów, którzy pod sceną próbowali zrobić mu jeszcze jedno zdjęcie: - Ja nie jestem tutaj po to, by mi zdjęcia robić, ale dla ludzi, którzy chcę mnie słuchać - obsztorcował fotografów. Po polsku, rzecz jasna, bo w Polsce śpiewa po czesku, ale rozmawia po polsku. Fotografowie najwyraźniej zakłócili mu dialog z publicznością, swobodny przepływ myśli i emocji. A to właśnie wydaje się być warunkiem sine qua non jego koncertów. Nieustający dialog, swobodna rozmowa, mimo dystansu, który stwarza scena.
Atutem pieśni, które śpiewa Nohavica jest różnorodność nastrojów i tematów, jakie poruszają. Są opowieści smutne i prześmieszne, nostalgiczne i romantyczne, ballady, muzyczne przypowiastki z morałem, kabaretowe skecze, a nawet zabawy logopedyczne. Obok poważnych, lirycznych, czasem filozoficznych "rozpraw", pojawiają się zabawne kupleciki. Refleksja goni żart i na odwrót. Nieustająca huśtawka nastrojów i emocji.
Nohavica akompaniuje sobie na gitarze i heligonce, sięga też po flet i gitarę elektryczną. Instrumenty zmienia z utworu na utwór, w mgnieniu oka przenosząc słuchaczy z koncertu "kapeli podwórkowej" w sam środek mocnego rockowego grania.
Od jakiegoś czasu na scenie towarzyszy mu dwójka przyjaciół: Robert Kuśmierski - wirtuoz akordeonu, któremu zdarzy się zaśpiewać z Nohavicą, i znakomity perkusista Pavel Planka, również nie do końca pozostający tylko w swojej roli na scenie. Wspólnie proponują publiczności podróż przez niezliczone (i być może nie do końca zdefiniowane) muzyczne style.
Na bis Nohavica wyciąga z kieszeni złożoną w kostkę kartkę. I śpiewa wiersz Bolesława Leśmiana. Przypadek? Czy może dowód na to, że polska publiczność naprawdę leży mu na sercu...
Sylwia Klimek
- Festiwal słowa w piosence "Frazy": koncert Jaromira Nohavicy
- Sala Ziemi MTP
- 5.11