Totalnie lynchowska" historia Farah i Jo jest istotnie filmowa, choć raczej na miarę Naprawdę szklanej pułapki 134 lub sequelaŚmiertelnej biegunki, a i w teatrze opowieść o przyjaciółce zazdrosnej o chłopaka tej drugiej sprawdza się lepiej jako operetka niż czechowowski realizm. Kochanie zabiłam nasze koty to bowiem kiepski przekład amerykańskiej powieści, książka niby o Stanach, ale właściwie o Polsce, teoretycznie o niczym, lecz w rzeczywistości złośliwie komentująca współczesność.