Tym bardziej, że płyta pod znakiem której się odbywał, jest muzycznym majstersztykiem, od którego - kiedy już raz zacznie się słuchanie - nie tak łatwo się uwolnić.
Wydany półtora roku temu krążek Dobry wieczór to 35. materiał w dorobku zespołu, przez wielu nazywany najbardziej "szamańskim" ze wszystkich. Rzeczywiście, coś w tym jest. Być może za sprawą gościnnie występujących na płycie Alima i Fargany Gasimov czy pochodzącego z Zalesia Górnego zespołu Bornus Consort, który na co dzień wykonuje utwory muzyki dawnej, na przykład pochodzące z XVI wieku kompozycje... Wacława z Szamotuł.
Jakiż sprawił to Bóg
Na scenie zespół pojawił się w swoim klasycznym składzie, z Wojciechem Waglewskim na gitarze, Mateuszem Pospieszalskim na flecie i saksofonie, Michałem Bryndalem na perkusji i Karimem Martusewiczem za kontrabasem.
Muzycy zagrali prawie wszystkie z dziesięciu najnowszych utworów, m.in. Na coś się zanosi (z porywającą - nie pierwszą i nie ostatnią zresztą - solówką Pospieszalskiego na saksofonie), Tli się (w którym dialogowały ze sobą ponownie saksofon i kontrabas Martusewicza), Kim bym był (gdzie z kolei to gitara Waglewskiego skupiała na sobie całą uwagę) czy najbardziej chyba uwielbianym przez fanów zespołu Gdybym, gdzie partie wokalne azerskiego duetu przejął i znakomicie wykonał Mateusz Pospieszalski. To zresztą on rozgrzewał publiczność szalonymi wariacjami na flecie i saksofonach, przeplatającymi większość wykonywanych w sobotę utworów, na zmianę z pozostałymi członkami zespołu. I to właśnie jego spontaniczne "przekomarzanie się" z basem i perkusją wniosło najwięcej świeżości do materiału, który większości poznańskiej publiczności jest już pewnie znany na wylot.
Poczułem jakbym jeszcze coś czuł
Jednymi z najciekawiej zaaranżowanych na potrzeby koncertu utworów były Pokój i Po godzinach, które w tak rozedrganej, pulsującej wersji słyszałam chyba po raz pierwszy. Warto wspomnieć też o piosence Dokąd idą - w oryginale naszpikowanej orientalnymi motywami, w sobotę wspaniale zastąpionymi partiami dośpiewywanymi przez Pospieszalskiego. Aplauz sali był nieunikniony.
Właśnie na tym w dużej mierze polega potęga koncertów granych na żywo, prowadzonych niejako w ciągłym kontakcie i porozumieniu z publicznością, która w czasie rzeczywistym reaguje na to, co wydarza się na scenie. W zasadzie to również najlepsza miara wielkości muzyków. Tylko najwięksi potrafią nawiązać wyczuwalny, organiczny wręcz kontakt z odbiorcą, jednocześnie przekształcając własną muzykę i bawiąc się nią. Tak właśnie było w Poznaniu, gdzie utwory z nowej płyty uzupełniały starsze kawałki, jak choćby kultowe już Nim stanie się tak w oryginale śpiewane przez Waglewskiego w duecie z Katarzyną Nosowską czy inny wielki przebój zespołu - Nabroiło się.
Wszystkie jednak dopasowane do niespiesznej i miarowej, momentami wręcz transowej stylistyki ostatniego krążka. To dzięki tej konsekwencji całość zyskała w pełni świadomy, przemyślany i spójny charakter.
Tym, co najbardziej lubię w tego rodzaju koncertach, jest wzajemne oddziaływanie na siebie miejsca, publiczności i wykonawców, od którego zależy powodzenie każdego muzycznego spotkania. Mam wrażenie, że kameralna, momentami intymna przestrzeń Blue Note jest wręcz stworzona do tego, by grać w niej właśnie w ten, najlepszy z możliwych sposobów.
Anna Solak
* śródtytuły są cytatami z utworów Gdybym i Po godzinach, pochodzących z najnowszej płyty zespołu Dobry wieczór
- Koncert Voo Voo
- 9.04
- Blue Note