"Proxy" nie jest zwykłą składanką pojedynczych piosenek - to album koncepcyjny. Również piątkowy koncert tworzył niezwykle spójną całość i był przemyślany w każdym aspekcie - począwszy od scenografii po ubiór artystki. Wśród kolorowych balonów oraz papierowego Pałacu Nauki i Kultury wokalistka wbiła prawdziwy kij w mrowisko popkultury. W ostatnich latach na polskim rynku muzycznym były widoczne podobne tendencje, wystarczy wspomnieć Dorotę Masłowską czy Marię Peszek. Marcell bije wszystkich na głowę i po głowie!
Zabawa konwencją
Na koncercie Marcell wykonała nie tylko utwory z nowej płyty. Zestawienie starszych piosenek z najnowszymi wypadło zdecydowanie na plus dla "Proxy". Muzycznie album ten jest łatwiejszy w odbiorze od poprzednich. Jest tu wiele utworów, które mogą śmiało przebić się na najwyższe miejsca list przebojów ("Tarantino", "Tesko", "Tetris"). Słyszymy muzyczno-tekstowe odwołania do polskiej muzyki lat 80., ładne melodie wysunięte na pierwszy plan, mocny bit perkusji, a czasem subtelne, delikatne ballady. Słowem jest to płyta, w której może zakochać się szeroka publiczność. Dla tych, dla których to za mało, są jeszcze teksty piosenek. Uważam, że to główny walor najnowszej płyty artystki. I chyba nie tylko ja. Na koncercie publiczność żywiej reagowała na utwory najnowsze niż na przeboje z wcześniejszych albumów. To właśnie warstwa tekstowa może kusić słuchaczy złaknionych nie tylko zmysłowej, ale też intelektualnej rozrywki. Marcell żongluje utartymi schematami i popkulturowymi kliszami bez cienia moralizatorstwa, przedstawiając przenikliwe studium człowieka uwikłanego we współczesność. Szczególnie interesujący pod tym względem jest utwór "Więcej niż Google", którego niektóre frazy wbijają w fotel.
Marcell w piosenkach stworzyła szereg przerysowanych postaci: szukających szczęścia na portalach randkowych; tracących swoją osobowość w imię miłości; wciągniętych w świat, w którym wszystko, a szczególnie kobiece ciało, jest na sprzedaż. Te trudne tematy opakowane są w świetną i dość prostą w odbiorze muzykę. Na koncercie doskonale widoczne były dwa rodzaje odbiorców jej twórczości. Jedni skakali radośnie i nucili chwytliwe melodie, drudzy siedzieli w skupieniu i chłonęli słodko-gorzki przekaz utworów. Wszyscy jednak byli bardzo zadowoleni.
To nie muzyka na Juwenalia
Nowa Marcell pokazała się jako artystka, która stale poszukuje, rozwija się i idzie do przodu. Jest dokładnie taka jak jej muzyka - nawet jeśli odwołuje się do jakiegoś schematu, natychmiast po tym z zawadiackim uśmiechem burzy go. Podczas koncertu bardzo podobała mi się współpraca całego zespołu. Słychać było, że muzycy mają wspólną wizję swojej twórczości. Szczególnie świetnie wypadła Mandy Ping-Pong (Anna Prokopczuk), której głos doskonale współbrzmi z wokalem Marcell. Zwróciło to szczególnie moją uwagę, ponieważ "drugi głos" w zespołach muzyki popularnej często spychany jest na dalszy plan, nie wnosząc żadnej nowej jakości do brzmienia. Dobrym posunięciem było odejście w piosenkach z "Proxy" od brzmień klawiszy na rzecz mocnej perkusji (Thomas Fietz) i basu (Thomsen Slowy Merkel).
Jednakże wyraźnie dominująca była rola Marcell. Wokalistka ma bardzo dużą skalę głosu i zadziwiającą swobodę techniczną. Z dużą przyjemnością wsłuchiwałam się w powierzone jej bardzo oryginalne melodie. Pokazała, że nie ma przed nią żadnych ograniczeń. Znakomicie poradziła sobie zarówno w lirycznych utworach ("Marek", "Andrew"), jak i w tych mocniejszych. Na koniec publiczność doczekała się bijącej rekordy popularności piosenki "Tarantino". Marcell śpiewała "Dmuchawce, latawce, wiatr/pode mną z Ikei świat/Szyby niebieskie od telewizorów/Cellulit i celuloid". Kolorowe balony fruwały między fanami, a Pałac Kultury i Nauki wydał się śmiesznie mały.
Aleksandra Bliźniuk
- Julia Marcell - koncert promujący płytę "Proxy"
- Centrum Kultury Zamek
- 8.04