Lwowianin napisał kryminał retro rozgrywający się w Poznaniu w 1905 roku? Jak do tego doszło?
Hotel Wielkie Prusy powstał dzięki festiwalowi Ukraińska Wiosna w Poznaniu. Parę lat temu zostałem zaproszony do udziału w nim jako pisarz z Ukrainy. Dyrektor artystyczny festiwalu - Ryszard Kupidura przeczytał prawie wszystkie moje książki i zaproponował umieszczenie akcji następnej powieści w Poznaniu. To było prawdziwe wyzwanie, ale się zgodziłem. Mój główny bohater "kryminalny", lwowski komisarz Adam Wistowicz, wędruje przecież sporo i chętnie. Bywa często w Wiedniu, w Krakowie, w Gdańsku... To czemu los nie rzuciłby go do Poznania?
Powiem, że ani razu nie pożałowałem swojej decyzji. Książka została dobrze przyjęta w Ukrainie (miałem co do tego pewne obawy), a teraz czeka na pierwsze recenzje już od polskich czytelników.
Jak wchodziłeś w atmosferę Poznania z początku XX wieku? Było to przecież specyficzne miasto, a już zwłaszcza dla autora pochodzącego ze stron tak odległych od naszego regionu.
Miałem prawdziwe autorskie szczęście (znowu dzięki Ukraińskiej Wiośnie) zamieszkać na jakiś czas w Poznaniu. Zawsze do napisania powieści potrzebuję czegoś więcej niż tylko zwykłych dokumentów, materiałów historycznych lub starych zdjęć. Niejeden raz przeszedłem więc od zamku do dawnego mostu Chwaliszewskiego i z powrotem. Niejedną kawę wypiłem w Barze Mlecznym, gdzie nie wpadają turyści. Wszystko po to, żeby poczuć tamtejsze klimaty. W końcu pisałem retrokryminał.
Masz oczywiście rację, że Poznań był bardzo specyficzny na początku XX wieku. Tak samo specyficzny, jak i mój Lwów. Przecież to były dwa multikulturowe miasta na pograniczach ówczesnych imperiów. Z tego punktu widzenia łączy je dużo rzeczy. Więcej, niż nawet dzieli.
Poznań z tego okresu to miejsce, w którym wyczuwalna jest rywalizacja Polaków i Niemców o duszę tego miasta. Znalazło to odbicie w Twojej książce?
Niestety, czy na szczęście, nie. Ten temat wydaje mi się zbyt delikatny dla pisarza ze Lwowa. Ciekawiła mnie natomiast ogólna sytuacja w Europie i na świecie w 1905 roku: przegrana przez Rosję wojna rosyjsko-japońska czy gry szpiegowskie oraz pierwsze skandale szpiegowskie w Europie Środkowej. Te wydarzenia bardzo silnie wpłynęły na historię prawie całego kontynentu. I zostały też wpisane w moją powieść.
Kryminał retro to Twoja specjalność w Ukrainie. Od razu wiedziałeś, że w Poznaniu umieścisz kolejny odcinek swojego cyklu o komisarzu Wistowiczu?
Nie powiedziałbym, że retrokryminał to moja główna specjalność literacka. Debiutowałem kiedyś powieścią historyczno-przygodową. Oprócz tego jestem autorem biograficznej książki o życiu "lwowskiego Mozarta", czyli Franciszka Xaviera, młodszego syna słynnego geniusza, który około 30 lat mieszkał we Lwowie. Choć rzeczywiście, przez kilka ostatnich lat pracuję przeważnie w tym gatunku literackim. Pisanie "seryjnych" kryminałów jest czymś podobnym do seryjnych morderstw, bo wciąga autora na całego. Tej pasji nie sposób się pozbyć. Na kolejną historię wciąż czekają czytelnicy, wydawca i... sam twórca.
Gdy przyjechałem do Poznania po raz pierwszy, byłem zafascynowany tym miastem. I chodzi tu nie tylko o architekturę. Bo przecież miasta to najpierw ludzie, którzy w nich mieszkają. A ja znalazłem tu wspaniałych przyjaciół. I właśnie tak, wiedziałem, że kiedyś napiszę o Poznaniu. Może niekoniecznie kryminał, ale napiszę.
Czy sugerowałeś się twórczością poznańskich autorów kryminałów retro?
Inspiruje mnie cała literatura polska, która bez wątpienia jest jedną z najpotężniejszych na świecie. Rok 2020 minął dla mnie pod znakiem twórczości Olgi Tokarczuk, Szczepana Twardocha, Zygmunta Miłoszewskiego i innych.
A jeśli chodzi o poznańskich autorów kryminałów retro, to sięgałem po książki Ryszarda Ćwirleja, czytałem Katarzynę Kwiatkowską, a teraz zaczynam znajomość z serią przygód komisarza Zbigniewa Kaczmarka... autorstwa Piotra Bojarskiego.
To miłe, dziękuję. Skąd czerpałeś źródła do swojej pracy? Wiem, że fascynuje Cię prasa sprzed wieku...
Stara prasa to dla mnie prawdziwy skarb. Dzięki starym gazetom da się zrozumieć, wyobrazić sobie, jak toczyło się życie w naszych miastach ponad sto lat temu. Uwielbiam na przykład reklamę dawnych, już nieistniejących sklepów, restauracji, salonów etc. Badam oczywiście kronikę kryminalną. Ciekawi mnie też, co wtedy czytano z literatury pięknej. Byłem przyjemnie zaskoczony, zobaczywszy publikowane w naszym "Kurierze Lwowskim" odcinki Przygód Sherlocka Holmesa sir Arthura Conan Doyle'a. To wszystko razem stanowi dla mnie "tkankę miasta". To, co najbardziej pragnę zrozumieć i odczuć.
W pełni też korzystam z dobrodziejstw czasów, w których żyjemy. Większość materiałów archiwalnych została już jest zdigitalizowana i jest przeważnie dostępna.
Chętnie spędzam czas na Facebooku, a dokładnie w różnych grupach poświęconych starym zdjęciom, dokumentom i książkom. Jak widać, czerpię ze wszelkich źródeł.
Czy to pierwsza Twoja powieść, w której pojawia się Polska? Czy planujesz kolejne?
Jak już wspomniałem, debiutowałem wcześniej powieścią historyczno-przygodową. Jej akcja toczy się między innymi we Lwowie, w XVI wieku. Byliśmy wtedy jednym państwem. A jednym z bohaterów tej książki był król Zygmunt August.
Obecnie zabieram się do pracy nad innym, moim zdaniem bardzo ważnym i niedocenionym tematem: nad naszą wspólną walką przeciw bolszewikom w latach 1919-1920.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że w Polsce masz wielu przyjaciół i nasz kraj jest dla Ciebie bardzo ważny. Dlaczego?
Bo dzięki moim polskim przyjaciołom czuję się tu jak w domu. To chyba najpiękniejszy powód. Dodam, że poszczęściło mi się tu również jako pisarzowi - pracuję ze wspaniałym wydawnictwem Anagram. To grono cudownych ludzi, fachowców, kochających swoją sprawę.
Rozmawiał Piotr Bojarski
*Bohdan Kołomijczuk - 36-letni pisarz ukraiński, autor powieści historyczno-przygodowych i kryminalnych z komisarzem Adamem Wistowiczem w roli głównej, m.in. Mozart z Lembergu, Król bólu i Wizyta doktora Freunda.
- Bohdan Kołomijczuk, Hotel Wielkie Prusy
- wyd. Anagram
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2021