Niektóre z utworów w "Fioletowej krowie" sięgają jeszcze czasów średniowiecza i renesansu. Uniwersalność swojego wyboru wybitny tłumacz wyjaśniał następująco: "Dopiero człowiek Renesansu zrozumiał tę prostą prawdę, że nie można żądać studiowania opasłych foliałów od kogoś, kto jedzie tramwajem do pracy albo, siedząc przed telewizorem, opuszcza wzrok na kartki książki na dokładnie 30 sekund, kiedy na ekranie pojawia się akurat jakaś szczególnie nieznośna reklama. Począwszy od roku mniej więcej 1500, na terenie Wysp Brytyjskich świta coraz to bardziej zdecydowane przekonanie, że kluczem poety-humorysty do powodzenia u czytelników jest zwięzłość".
- "Fioletową krowę" wybrali moi aktorzy. Proponowałem im różne rzeczy, ale przy czytaniu tego tekstu czułem, że to jest to - i oni też mi to potwierdzali. Zdarzały się też takie sytuacje, że ktoś mówił "Nie, ja tego nie rozumiem" - i uznając, że to nie jest sztuka dla niego, odchodził z grupy na czas pracy nad "Fioletową krową" - relacjonuje Janusz Stolarski. Decyzja o wyborze tego tekstu zapadła w czerwcu, a od połowy sierpnia Stolarski co tydzień na próbach czwartkowych pracował z grupą nad przedstawieniem.
Jego aktorzy uczestniczą w programie Domu "Pod Fontanną". To Środowiskowy Dom Samopomocy, który jest ośrodkiem wsparcia dla pięćdziesięciu osób dorosłych z rozpoznaniem choroby psychicznej, pochodzących z Poznania. - To osoby po załamaniach nerwowych i różnych przejściach. Tak jak bywa z "normalnymi" - jak jest gorsza pogoda, inne ciśnienie, to ktoś się może gorzej czuć. U moich aktorów jest jeszcze inaczej, bo biorą lekarstwa i próbują egzystować. Mają wolę, ale nie zawsze staje im siły i zdrowia. Czasami nie mogą pewnych rzeczy zrobić. Dlatego sytuacja jest bardzo otwarta. Tworzy ją też mój system pracy. Mam dwie-trzy obsady, dlatego pozwalam im na decydowanie, kiedy mają ochotę i możliwość przyjść - wyjaśnia Stolarski.
Reżyser nie postrzega jednak pracy nad spektaklami jako działania terapeutycznego. - Próbuję raczej patrzeć na drugiego człowieka i wraz z nim szukać teatru. Do końca nie wierzę też w jego funkcje terapeutyczne. Próbuję czytać książki o terapii teatrem, ale odechciewa mi się zwykle po dwóch stronach. Dla mnie najważniejsze w tej pracy jest widzenie tych ludzi i reagowanie na bieżąco na to, co się dzieje - tłumaczy.
W pracy nad "Fioletową krową" reżyser szukał pretekstów - tego, skąd dane teksty mogły się wziąć. - Spektakl jest sytuacją, gdy coś próbujemy, tworzymy, i koniecznością staje się powiedzenie bądź zaśpiewanie jakiegoś tekstu - objaśnia.
Jedną z ukochanych aktorek Stolarskiego jest seniorka Justyna Matuszewska, postać dla niego niezwykła. - Tak, jak nie da się opowiedzieć jej talentu aktorskiego, tak nie da się wyjaśnić, co właściwie znaczą te teksty. Dopiero w spektaklu może się objawić, po co mówi się dane wiersze - opowiada Stolarski i jako przykład podaje anonimowy wiersz ze średniowiecza:
Pod pagórkiem, w małej chatce
Babcia sobie żyła.
Jak się gdzieś nie zapodziała,
To jest tam, gdzie była.
Jakie jeszcze teksty z tomu Stanisława Barańczaka usłyszymy? Janusz Stolarski podaje dwa przykłady - jego zdaniem szczególnie ważne:
Langston Hughes, "Fatalny poranek":
Siedzi człowiek, na nogi
Dwa różne buty wzuwa.
Jezusie drogi!
Ale obsuwa!
Anonim, "Droga do Londynu":
Zyg-zag, zagara-bam,
Jak do Londynu trafić mam?
Nogę postaw, drugą wznieś,
W końcu Londyn znajdziesz gdzieś.
- Dlaczego to są istotne teksty? Najlepiej będzie jeśli ci, których zainteresuje ten temat, przyjdą na spektakl i zobaczą, jak grają moi artyści. To co oni wyprawiają jest dla mnie najcenniejsze i myślę, że dla widza też będzie to miało swoją wartość - mówi reżyser.
Marek S. Bochniarz
- spektakl "Fioletowa krowa" z cyklu Teatr Powszechny
- Sala Wielka, CK ZAMEK
- 10.10, g. 18.30
- bilety: 10-15 zł
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018