Kultura w Poznaniu

Sztuka

opublikowano:

Wielki kontrast

Jeden obnaża politykę społeczną Zachodu, drugi - Wschodu. Z jednej strony śmieci, lody i fast food, z drugiej - brud i alkohol spożywany na umór. Brytyjska przeciętność przeciwstawiona litewskim oryginałom. Tandem Parr-Vikšraitis do 10 grudnia w Poznaniu.

. - grafika artykułu
fot. Martin Parr

Obaj są mistrzami fotografii społecznej. Wielcy. Jeden z wielkiej agencji - Magnum Photos. To Martin Parr, w Arsenale ze zdjęciami z lat 70. i 80. XX w., w których jeszcze taką prawdziwie społeczną fotografię uprawiał, tropiąc codzienną groteskę konsumpcyjnego życia. Drugi mistrz jest "wielkim" zupełnie inaczej - wbrew nędzy miejsca, jakie stale fotografuje i wbrew własnej, fizycznej ułomności. Rimaldas Vikšraitis, mimo upośledzenia mowy i motoryki rąk, robi zdjęcia mocne niczym wystrzały armatnie, gdzieś na zapadłej prowincji litewskiej.

Odkrył go tam szef Litewskiego Związku Fotografów Aleksandras Macijauskas, zaś Antanas Sutkus, sędziwy a sławny członek tego Związku przedstawił go Parrowi. I to Parr postanowił pokazać Vikšraitisa w Arles. Doszło do tego w 2009 r., lecz samą prezentację przygotował Gintaras Česonis i, jak mi napisał, dostał prezent od losu. - "Towarzyszyłem mu w wejściu na scenę w Arles od samego początku". Od Arles się zaczęło, Vikšraitis dostał tam Discovery Award, posypały się propozycje wystaw. Koncepcję "The Real World", którą możemy oglądać w Arsenale, stworzył oczywiście Česonis, prowadzący w Kownie galerię i kapitalne wydawnictwo. Prezentował je na ubiegłorocznym, pierwszym Festiwalu Książek Fotograficznych XPRINT. Wśród generalnie wyróżniających się publikacji Česonis pokazał wtedy też zdumiewający... "The Real World", dwutomowy album ze zdjęciami Vikšraitisa i Parra (na XPRINT można go teraz nabyć). Polskim kuratorem poznańskiej wystawy jest Michał Sita z Pix.House, organizatora XPRINT.

Dawno już nie było w Arsenale wystawy, na której tak dobrze podzielono by przestrzeń jego wielkiej sali na piętrze, a sama wystawa działałaby od wejścia. Potężne kloce, wrzucone ukośnie na środek parkietu, zdynamizowały wnętrze. Stworzyły - rzecz jasna - kilka duktów i dodatkowe powierzchnie pod ekspozycję, ale też pozwoliły na prezentację pośrodku galerii dwóch potężnych powiększeń z prac każdego fotografa. A te działają jak bicie w dzwony. Młoda dziewczyna w trwałej, sfotografowana przez Martina Parra za ladą lodziarni w New Brighton, miażdży nas pustym spojrzeniem, wydobywającym się z mocnego makijażu. Czego ty chcesz, co ty w ogóle możesz? Czekam na takiego, co wyrwie mnie przynajmniej na okładkę Vogue'a, a nie na jakiegoś tam dokumentalistę!

Z kolorowym magazynem zdjęcia Parra tyle mają wspólnego, co ów kolor. Za sprawą barwy stoją jednak w jawnym kontraście do czarno-białych prac Rimaldasa Vikšraitisa. Gdy patrzy się na wielkoformatową, "wejściową" fotografię Litwina, to działa to podwójnie. Jej temat: picie i obściskiwanie pod zagrzybioną ścianą. Szeroka perspektywa, w której Vikšraitis ujął przaśną scenę z ciasnej kuchni, nie miażdży, ale czyni z nas uczestników procesu, jaki obrazuje: staczania się.

Kontrast jest ostry pod każdym względem. Parr daje świetliste plany z plaż z serii "The Last Resort" i absurdy turystyki ("Small World"). Pokazuje ludzi, opalających się na betonowych nabrzeżach New Brighton, wystających po lody z kiosków, jedzących wśród opakowań porzuconych przez poprzedników, jakby estetyka wypoczynku, życia była im kompletnie obca. Przedstawia też rzesze zaliczających stadne lub inne "zorganizowane" formy zwiedzania, wyglądających na pozbawionych jakiejkolwiek własnej inicjatywy, własnych celów, indywidualnych potrzeb. To dokładnie te same sidła konsumpcji, w jakie Polacy wpadli dwadzieścia lat później. Może dlatego mniej chce się temu już przyglądać niż temu, co sfotografował Litwin?

Vikšraitis aranżuje wesołą rozpacz, absurd rozpadu jego świata. Gdy o nim mówi, pasuje to czasem do obrazów Parra: "Żyjemy w gównie, które jest wszędzie wokół nas, ale nie jesteśmy gotowi, nie chcemy tego przyznać". Litwin skazany jest jednak na bolesną obserwację rzeczywistości Wschodu a nie Zachodu. Widzi rodziny czy całe wiejskie społeczności, które giną w alkoholowym ciągu. "Chcę opowiedzieć ich historię i zależy mi, by odchodzili przy dźwiękach muzyki" - mówi. Sita dał Vikšraitisowi na poznańskiej wystawie głos. W aneksie przy ekspozycji, odtwarzany jest film, jaki nakręcił w galerii w Kownie. Postać tego fotografa, to, co mówi i jak mówi, razem z jego zdjęciami robią wrażenie wstrząsające. Nie tak, jak obrazy katastrof, zniszczenia, wojny, lecz ze względu na zdolność opowiadania w promienny sposób o upadku człowieka. Opowiadania fotografią. Vikšraitis pokazuje ludzi, którzy bez żenady ściągają przed nim portki, także kobiety w bieliźnie, z wysupłanymi ze staników biustami; ci ludzie stają czasem nadzy, okazując sobie tylko bliskość; ale częściej odgrywają sceny rubaszne i pijackie; piją w czym się da, śmieją się bądź uśmiechają, za nimi stół ma krzywą nogę, ściany obłażą z farby, zwierzęta wchodzą do kuchni lub oni sami je wnoszą... Wszystkie sceny są przez Vikšraitisa aranżowane. "To czasem prosta wymiana, zdarza się, że ludzie rano potrzebują klina, a ja potrzebuję dobrych fotografii" - stwierdza.

Pokazuje też zarzynanie świni, odgryzanie jej ucha, lecz równie łatwo przenosi się w nastrój niemal liryki - kobieta skulona pod piecem razem z kotem, melancholijna twarz chłopca za szybą okienną... Tylko, że przed tą szybą jest wnęka, a w niej leży świeżo odcięta głowa kozy. "Moim celem jest opowiedzieć prawdziwą historię o życiu tych ludzi. Bez oszustw" - wyjaśnia. Nie ocenia ich. "Mam szacunek dla każdego, kogo fotografowałem. Nie wyśmiewam ich, nie wyszydzam". To dokładnie widać na jego zdjęciach. Chyba umiejętność nie naruszania godności bohaterów, którym wyznacza role w groteskowych sytuacjach, wywiera tak wstrząsające wrażenie. Ten fotograf zawiera w swym dziele fundamentalne przesłanie - o szacunek dla każdego człowieka. Właśnie on, ułomny, rozumie to pewnie lepiej. Na wystawie jest jeszcze jedna jego praca w wielkim powiększeniu. Aranżacja surrealistyczna - nagus dźwiga balię, a z niej wystaje bocian. "Gdy mam pomysł, ale nie mam modela, używam siebie. Zostałem modelem swoich zdjęć nie dlatego, że życie albo świat są piękne. Chciałem opowiedzieć o swoim życiu, które jest bardzo inne".

Monika Piotrowska

  • Martin Parr i Rimaldas Vikšraitis "The Real World" w ramach Festiwalu Książek Fotograficznych XPRINT
  • Galeria Miejska Arsenał
  • 14.11 - 10.12
  • 25.11, g. 14.30 - spotkanie z Rimaldasem Vikšraitisem
  • 26.11, g. 14.30 - spotkanie z Martinem Parrem