Bereś jest z jedną z tych osób, które zwróciły uwagę na potencjalne możliwości przewrotnego wykorzystania haftu na obrusach i makatkach. Jako zajęcie uchodzące za naiwną rozrywkę kobiet - czasochłonną, a przy tym zabijającą czas wolny - haftowanie jest doskonałym tworzywem dla krytycznych manipulacji feminizmu. Obecność haftu w galerii sztuki odwraca tradycyjne porządki niskiego i wysokiego tworzenia, czyli uparcie pyta o to, co powinno być materiałem dla artystek i artystów. Tak robi choćby Monika Drożyńska w swoich nierzadko monumentalnych pracach, często zaangażowanych politycznie i społecznie, obecnych również w przestrzeni publicznej. Haft czasem przenicowywuje też tradycję sztuki - to przypadek obrazów "Akupiktury" Beaty Ewy Białeckiej, w których artystka odwołuje się do kosztownych i kunsztownych ubranek ikon, czy złotych, dumnych lanc na batalistycznych, ultramęskich płótnach Paolo Uccello.
Z kolei hafty Bettiny Bereś na makatkach nakłuwają nudę codzienności. Dezorientują, bo środkami "babcinymi", wraz z charakterystyczną sztuką kaligrafowania, nawołują do buntu przeciw seksistowskiemu ładowi polskiego domu (i kultury?). Głoszą pochwałę indywidualności środkami nijak nie pasującymi do zawartości, bo pochodzącymi z mowy potocznej. Zawierają odwołania do języka brzydkiego, niepoetyckiego. Często mają w sobie sprzeczność. Makatkę "Ala zostaw tyrana" zdobią serduszka, a "Rzuć kobiece zajęcia" są przekazane kobiecym językiem. "Nie musisz golić się Różyczko", choć atakuje standardy kobiecego piękna, uzupełnia zaiste śliczna różyczka. Z kolei "Bądź egoistką, stara" czy "Jutro będziesz stara" szydzą z tego, jak kobieta dojrzała jest pejoratywnie opisywana przez mężczyzn.
Z kolei serwetki Bereś można traktować jako zbiór bon-motów, tyle że w oderwaniu od haftów na materiale nie zrobią nam w głowie aż tak sporego, a przy tym pożądanego bałaganu. Materiał jest zawsze równie istotny, co treść. Co też ważne - hafty, odkryte na nowo i przewartościowane, nie muszą należeć tylko do kobiet. Dlatego Drożyńska organizowała szkołę haftu dla pań i panów Złote rączki (a panom nie szło wówczas najgorzej). Z kolei - jak zdradza Bettina Bereś - jej wujek robił piękne firanki na szydełku.
Na wystawę w Poznaniu artystka przygotowuje obrus, który w galerii będzie prezentowany na dużym stole. W tej pracy Bereś sięga do wspomnień rodzinnych. - Moja mama urodziła się w Poznaniu i mieszkała w nim do wojny. Bardzo lubiła opowiadać o swoim dzieciństwie - krótkim, bo trwało tylko dziewięć lat, ale bardzo szczęśliwym. Dla mnie Poznań to kraina szczęśliwości - wyjaśnia.
Poza obrusem będzie można zobaczyć także dwie słynne aranżacje artystki. "Dwie Moje Piękne Babki" (2009) wykorzystują przedmioty użytkowe: łóżko i poduszki, a także archiwalne fotografie babć wraz z haftem służącym w funkcji biograficznych didaskaliów. Z kolei w "Dwóch Moich Silnych Dziadkach" (2011) podobne funkcje pełni zestaw złożony ze stołu, krzeseł, obrusa i zdjęć. Te dwie prace po raz pierwszy będzie można zobaczyć w Poznaniu. Na ekspozycji będą też prezentowane jej makatki oraz obrazy, w tym najnowsze - "Dobre czasy" i "Tożsamość".
Gdy Bettina Bereś przyjedzie do Poznania na wernisaż wystawy, zostanie w nim na czas rezydencji artystycznej w Centrum Kultury Zamek. - Moja mama mało znała miasto, bo wychowywała się w zamknięciu. To była wysoko sytuowana rodzina, a jej rodzice uważali, że kontakty z dziećmi i ulicą nie są wskazane, także to była złota klatka - mówi artystka. Rezydencja będzie dla Bereś okazją, aby spenetrować Poznań, w którym dotychczas była zaledwie kilka razy. W imieniu mamy?
Marek Bochniarz
- wernisaż wystawy Bettiny Bereś Moja mama urodziła się w Poznaniu
- kuratorka: Bogna Błażewicz
- 9.02, g. 18
- wstęp wolny
- Galeria Miejska Arsenał
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018