W swojej dotychczasowej karierze miałeś okazję współpracować z takimi reżyserami jak Steven Spielberg, Christopher Nolan czy rodzeństwo Wachowskich. Od kogo nauczyłeś się najwięcej i jak odbierasz relacje reżyser - aktor na planie?
Ta relacja opiera się na uniwersalnym języku. Reżyser w swojej pracy przypomina architekta starającego się postawić budynek. Dużo łatwiej opisać mi mniej utalentowanych reżyserów niż mistrzów tego rzemiosła. Ludzie tacy jak Spielberg czy Nolan są na planie praktycznie niewidoczni. Ich zadaniem nie jest "wyciągnie" z aktorów ich ról, raczej oczekują, że kreacja zostanie przez nich stworzona samodzielnie. Natomiast wielu słabych reżyserów uważa za swój obowiązek uformować postać odgrywaną przez aktora.
Zadałem to pytanie gdyż wiem, że próbowałeś już swoich sił za kamerą, tworząc film dokumentalny "No kidding? Me too!", a także miałeś w planach projekt z Andym Garcią w roli głównej pt. "Life with Mona". Jak wspominasz to doświadczenie i czy chciałbyś jeszcze kiedyś stanąć po drugiej stronie kamery?
"Life with Mona" niestety nigdy nie doszedł do skutku, bo otrzymałem angaż w serialu "Rodzina Soprano". Z braku czasu musieliśmy odwołać produkcję. Natomiast kiedy tworzyłem swój dokument, przekonałem się, co oznacza praca z aktorami. Podpatrując warsztat reżyserski Spielberga, Nolana i Davisa, z którym pracowałem przy filmie "Ścigany", zauważyłem, że pozwalają odtwórcom ról na dużą swobodę i improwizację. Pracując przy swoim filmie zachęcałem ludzi do opowiadania historii, przygotowując im odpowiednie warunki, w których czuliby się swobodnie.
W swoim emploi masz naprawdę wiele odmiennych ról. Spectrum twoich umiejętności jest szerokie. Od wybuchowego Cifaretto w "Rodzinie Soprano", cynicznego Cyphera w "Matrixie" po zabawnego Cosmo w "Ściganym". Co jest dla ciebie kluczowe przy doborze ról?
Bez wątpienia jest to scenariusz. Jednak, jeśli mam być szczery, nie posiadam luksusu, aby móc wybierać swoje role. Uważam się za aktora do wynajęcia. Tworząc wielkie produkcje, zazwyczaj pyta się o Johnny'ego Deppa, Brada Pitta czy inną wielką gwiazdę, która jest akurat na topie. W moim przypadku producenci zadają pytanie "Co z Joe Pants?", a nie "Czy Joey jest dostępny?" (śmiech).
Wydaje mi się, że na pewno masz postacie, których odgrywanie przynosi ci więcej przyjemności.
To role, które są dla mnie wyzwaniem. Patrzę też przez pryzmat tego, co na tym zyskam i czy będzie mi to sprawiać przyjemność. Od lat 70. do 90. większość pieniędzy zarobiłem odtwarzając postacie, w które nie chciałem się wcielać. Po tych rolach zaczęto proponować mi jeszcze większe gaże. Odmawiałem, a oni przychodzili z jeszcze wyższą sumą na czeku. W pewnym momencie moja kariera polegała na robieniu gównianych filmów, za które zarabiałem krocie. Wreszcie przyszła oferta zagrania w niskobudżetowym "Memento" Christophera Nolana. Każdy marzy o takiej roli. Doszło wtedy do największego dylematu w życiu aktora - podjąć się wymagającej roli w naprawdę dobrym filmie, za którą nie zapłacę rachunków, czy grać w nic nieznaczących produkcjach, otrzymując za nie sowite wynagrodzenie.
Utożsamiasz się z granymi przez siebie postaciami? Ile jest w nich ciebie, a ile twojej kreacji?
Wydaje mi się, że to świetne pytanie. W swojej grze odkrywam całego siebie. Poprzez aktorstwo mogę pozwolić sobie na ukazywanie cech, które są dla mnie niekomfortowe w życiu codziennym. Kiedy wcielałem się w postać Ralpha Cifaretto przywoływałem traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa. Byłem gnębiony, upokarzany, drażniony. Czułem się jak tchórz. Nigdy nie miałem odwagi postawić się w takich sytuacjach. Kiedy odgrywałem wybuchowe i agresywne postacie, mogłem wyrównać porachunki ze swoimi dawnymi oprawcami za pomocą emocji na ekranie.
Czy jest jakiś film, który uważasz za przełomowy w swojej karierze?
Wydaje mi się, że miałem kilka momentów zmieniających moje podejście do życia. Mam 64 lata i wciąż czekam na rolę zwieńczającą moją pracę. Najbardziej złości mnie fakt, że ludzie obsadzający mnie w filmach starają się mnie zaszufladkować. Udział w projektach takich jak "Rodzina Soprano" i "Matrix" był najgorszą rzeczą, jaką zrobiłem swojej karierze - zostałem "tym złym". Myślałem, że zagranie w tych filmach mi pomoże, że ludzie pomyślą, że jestem w stanie wcielić się w różne postacie. W dzisiejszych czasach publiczność jest przyzwyczajona do oglądania aktorów cały czas w tym samym repertuarze, inaczej nie przyjdzie na film.
Poza światem filmowym jesteś założycielem organizacji No kidding? Me too, pomagającej osobom zmagającym się z problemami psychicznymi. Na Transatlantyku pokazano nakręcony przez ciebie dokument o tym samym tytule. Czy mógłbyś opowiedzieć więcej o samym projekcie? Z jakim odzewem spotkałeś się ze strony poznańskiej publiczności?
Też byłem ciekaw, jak odbiorą mój film. Po seansie długo rozmawiałem z widzami o celu, jaki przyświecał założeniu tej organizacji. Kilka lat temu wystąpiłem w filmie "Canvas", w którym główna bohaterka cierpi na schizofrenię. Produkcja porusza temat związany ze strachem i bezsilnością, jaką przeżywa rodzina w obliczu choroby kogoś bliskiego. Sam zmagam się z depresją. Podczas promocji "Canvas" w całych Stanach po projekcjach ludzie zaczęli podchodzić i dzielić się ze mną swoimi historiami. Opowiadali o schizofrenii, depresji maniakalnej, uzależnieniach. Na poznańskiej premierze mojego dokumentu zapytałem "Ilu z was zmagało się z zaburzeniami psychiki?". Nie widziałem zbyt wielu rąk w górze, co oznacza, że większość z nas wciąż wstydzi się swoich problemów. Moim głównym celem jest pomoc w wyzbyciu się poczucia winy. Bohaterowie w moim dokumencie opowiadają o symptomach, jakie towarzyszą ich chorobie tj. okaleczaniu się, bulimii, alkoholizmie, narkomanii, uzależnieniu od seksu. Sam przeszedłem szereg uzależnień. Mój powrót do normalności w dużej mierze zawdzięczam mojej rodzinie. Ich wsparcie napędzało mnie do zmian.
Zdążyłeś się już zapoznać ze specyfiką festiwalu Transatlantyk? Co utkwiło ci w pamięci?
Różnorodność, a także pochwała dla sztuki i muzyki. To festiwal nastawiony na naukę i poszerzanie swoich horyzontów. Razem z córką, która ze mną przyjechała, mamy zamiar wziąć udział w wielu warsztatach. Oprócz oglądania filmów i poznawania kraju mam okazję wysłuchać specjalistów w swoich dziedzinach. Oddziałuje to na moją kreatywność i skłania do tworzenia nowych projektów.
Rozmawiał Dawid Wódzki
Joe Pantoliano - amerykański aktor i reżyser. Grał m.in. w "Imperium słońca", "Ściganym", "Memento", "Bad Boys 2". Za rolę gangstera Ralphiego Cifaretto w "Rodzinie Soprano" zdobył nagrodę Emmy. W 2009 roku nakręcił film dokumentalny pt. "No kidding? Me too" o zmaganiach z chorobami psychicznymi.