Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

To my nie potrafimy patrzeć

Rozmowa z Pawłem Gogołkiem, producentem projektu "5 zmysłów. Ekspresja" dedykowanego osobom niepełnosprawnym.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

W jakich okolicznościach narodził się pomysł?

Siedziałem z siostrą przy herbacie u mnie w kuchni i nagle nas olśniło. Po prostu. Pierwszy projekt, 5 zmysłów. Autodeskrypcja był wystawą sztuk wizualnych dla osób niewidomych. W Muzeum Narodowym pojawiło się wtedy kilkanaście tysięcy osób, a my dostaliśmy nagrodę ministra kultury za najważniejsze wydarzenie edukacyjne w Polsce.

Co było dalej?

Zapadła decyzja, że trzeba to kontynuować. Następna była 5 zmysłów. Pauza dla osób niesłyszących. Wszyscy twierdzili, że to coś niemożliwego, a projekt zakończył się spektakularnym wydarzeniem - koncertem symfonicznym orkiestry z udziałem osób niesłyszących. Z kolei zeszłoroczne 5 zmysłów. eMOTION realizowane z Polskim Teatrem Tańca było adresowane do wszystkich niepełnosprawnych i dotyczyło ruchu. Zakończyło się spektaklem Desert pod kierunkiem Pauliny Wycichowskiej.

A jak było tym razem?

Pamiętam przełomowy moment, w którym animatorki ze szkoły w Pile brały udział w zajęciach, aż skończyły im się pieniądze na dojazdy. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem, że ten projekt nie musi się odbywać tylko w Poznaniu. Musi wyjechać i walczyć z kolejnym elementem marginalizacji - miejscem zamieszkania. 5 zmysłów. Ekspresja odbywał się już w całej Wielkopolsce. Ba, podjęliśmy nawet decyzję, żeby finał nie odbywał się w Poznaniu, a w Gnieźnie.

Skoro jesteśmy już przy Gnieźnie - jak wyglądały przygotowania do premierowego spektaklu Niech nigdy w tym dniu słońce nie świeci?

Artyści i uczestnicy wyłonieni w castingu spotykali się codziennie przez kilka tygodni. Pamiętajmy, że to spektakl, który powstał praktycznie od zera. Jest luźno oparty na gnieźnieńskiej legendzie o żebrakach wygnanych z miasta w dniu św. Wojciecha. Cała reszta, i tu ogromna zasługa Rafała Urbackiego i Artura Pałygi, została dopisana przez uczestników spektaklu. To ich trudne historie i emocje, ich słowa. Poza tym niesamowite kostiumy Martyny Wyszomirskiej, m.in. najpiękniejszy św. Wojciech, który rozpoczyna muzyczną część spektaklu. Kończy ją piosenka wykonywana razem z publicznością. Podczas premiery zaśpiewana aż trzykrotnie na bis.

Publiczność reagowała aż tak żywiołowo?

Były niesamowite owacje na stojąco. Każda scena ma nawet swój zapach, coś wyczuwalnego. To jeśli mowa o pięciu zmysłach (śmiech). Ten spektakl jest bardzo mocny. Łamie dzisiejsze postrzeganie innego. Widz nie będzie o nich myślał jako o osobach niepełnosprawnych. Będzie ich podziwiał.

Skąd ta pewność?

Widziałem spektakl trzy razy. Jest taka scena, w której Bogdan Ferenc mówi do Sebastiana Pawlika: "Słuchaj, aktorem możesz być tylko tutaj, ale teraz wracasz do rozdawania ulotek, do swojego życia". Ta sytuacja została sobie opowiedziana w trakcie prób i w ten sposób weszła do spektaklu. Sam jestem bardzo krytyczny wobec tego, co robię, ale osoby, które wzięły w nim udział, są tak autentyczne, że wywierają ogromne wrażenie.

Widać to gołym okiem?

Tak. Na przykład na widowni, gdy nawet dorośli mężczyźni płaczą. Albo wtedy, gdy cała sala się śmieje. Oczywiście mam subiektywny stosunek do tego, co powstało, ale nie martwmy się, spektakl zostanie oceniony jeszcze wielokrotnie.

Osoby niepełnosprawne mają mniejszy kłopot z pokazaniem się na scenie niż my z ich odbiorem?

Od tego właśnie zaczyna się spektakl. To duży monolog Michaliny Rodak, która przekonuje nas, że to my nie możemy patrzeć na osoby niepełnosprawne, to my mamy z tym problem.

Rozmawiała Anna Solak

Paweł Gogołek - kulturoznawca, menedżer projektów kulturalnych w kraju i za granicą. Od 2010 r. wykłada w Wyższej Szkole Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu. Dyrektor organizacyjny Poznańskiej Wiosny Muzycznej oraz producent projektu 5 zmysłów, który od 2011 r. upowszechnia kulturę i sztukę wśród osób niepełnosprawnych