Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Poznaniak, który długo nie słyszał słowika...

Z Ryszardem Daneckim, głównie o wierszach i Poznaniu odwróconym do artystów rozmawia Andrzej Sikorski.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Najnowszy tomik poetycki Ryszarda Daneckiego - "Wiersze okazjonalne" - ukazał się właśnie nakładem wydawnictwa RD "Gontyna".

Nie będę przypominał, że jest Pan poetą, prozaikiem, autorem utworów scenicznych, librett oper kameralnych, tłumaczem, współzałożycielem grupy literackiej Wierzbak i Tygodnika Zachodniego, pisma młodych literatów (1956-60); że był Pan dziennikarzem, recenzentem (Ekspressu Poznańskiego), pierwszym kierownikiem artystycznym Centralnego Klubu Studentów Od Nowa, śpiewakiem i dyrygentem chórów chłopięcych.

Można by coś jeszcze dorzucić...

Jest Pan jednym z nestorów poetów poznańskich?

Daty w dowodzie nie rozpieszczają!

Ale dziś, jeśli można, o Pana wierszach, czytanych i ocenianych przez innych.

Spróbujmy.

Zacznijmy od Piotra Kuncewicza, który napisał, że "R. Danecki zrośnięty jest z Poznaniem do tego stopnia, że dla przybysza z ubogiej, mazowieckiej Warszawy, jest on już niemal miasta symbolem".

To fakt. Jestem typowo miejskim poetą. Cóż, po raz pierwszy w życiu usłyszałem słowika, mając 13 lat. Wychowałem się w trójkącie: ul. Mostowa-Chwaliszewo-Wierzbowa. Typowy ze mnie mieszczuch.

A poezja, pisanie?

Stało się to dość przypadkowo. W młodości śpiewałem (m.in. u Jerzego Kurczewskiego) i prowadziłem chóry. Po maturze pojechałem na studia dyrygenckie do Konserwatorium Moskiewskiego (wcześniej prowadziłem chór harcerski 2. PDH na Śródce). Wtedy w ogóle nie myślałem o literaturze! Nie chciałem wracać do kraju, wiedząc, że nie będę mógł prowadzić na estradzie tych utworów, które były mi bliskie. Jerzy J. Pachlowski, pisarz, marynista ze Szczecina, wiedząc, że popisuję wiersze, namówił mnie, bym złożył teksty do Instytutu Literackiego im. Gorkiego. Ku mojemu zdziwieniu zostałem przyjęty (na 5-letnich studiach było 150 słuchaczy... 48 narodowości!). Zajęcia prowadzili wybitni pisarze, a wśród studentów byli, np. B. Nikolskij, R. Rożdżestwieński, J. Jewtuszenko. Zresztą z nimi, jako kapitan międzynarodowej instytuckiej drużyny, grywałem w drużynie piłki nożnej (miałem bowiem juniorskie doświadczenia z Warty, w 1947 r. zdobyliśmy Mistrzostwo Polski!). A w ogóle, jednym z moich ówczesnych sąsiadów był Borys Pasternak!

Ma Pan dobre papiery!

Co często podkreślali złośliwi recenzenci, pisząc, że w Polsce jest dwóch dyplomowanych literatów: Wiktor Woroszylski (2-letnia aspirantura) i ja (bite pięć lat).

Wracając do słów P. Kuncewicza i poznańskości...

Poznaniowi poświęciłem co najmniej sto kilkadziesiąt wierszy. Opublikowałem przecież wielkopolską trylogię poetycką: Poemat Piastowski (1978), Tobie, Poznaniu, ten srebrny liść (1980) i Wielkopolski Herbarz Poetycki (1996) z grafikami Andrzeja Jeziorkowskiego.

Teraz Jarosław Iwaszkiewicz... Nazwał Pana szelmą, ale i człowiekiem zabawnym!

Po kolei. Kiedy zabiegałem, by był jurorem w konkursie na najciekawszy książkowy debiut poetycki roku, organizowanym przez Wierzbak..., brutalnie go okłamałem! Powiedziałem, że będziemy kontynuować tradycje Skamandra, a przecież...

..."Wiersze Daneckiego są sprawdzalne, osadzone w konkretnej sytuacji, rzeczywistości", stwierdził...

Julian Przyboś! Tak, był nam, z Wierzbaka, bardzo bliski poetycko. Podstawą konstruktywizmu jest konkret, nazwanie. Należy posłużyć się obrazem. Podobało mu się moje nowatorskie myślenie.

A teraz inna zagadka: "Myślę, że Danecki jest w pobliżu swej własnej, naprawdę egzotycznej poetyki (...) ma coś z gorących, namiętnych wierszy Gumilowa".

Wiem, tak Mieczysław Jastrun pisał o moich wierszach azjatyckich. Dużo podróżowałem po Azji. To zupełnie odrębna kultura, bez doraźności europejskiej. Samarkanda, Buchara... byłem, widziałem (oczywiście, dzięki znajomościom poetyckim). Zbiór wierszy azjatyckich Afrasiabe (1964), na międzynarodowym konkursie we Francji, zdobył prestiżową Nagrodę Księżnej Agha Khan.

Z kolei Zbigniew Bauer zachwycał się "zlogizowaniem wyobraźni, zagęszczeniem metafory, poszukiwaniem nowych perspektyw słownych i publicystycznością". Co to znaczy?

W jednym z artykułów twierdził, że było to prekursorskie w stosunku do poetów lat 60. ubiegłego wieku. Byłem teoretykiem Wierzbaka i konstruktywistą. Myśleliśmy obrazami - konkretami, nowofalowcy pociągnęli to dalej!

O śmiałych, dynamicznych zapisach przesyconych erotyką wspominał Jan Bolesław Ożóg.

Dużo było takich wierszy, ale ani jednego wulgaryzmu! Zbiór liryki miłosnej Dedykacje (1972) stanowi najlepszy przykład. Każdy wiersz to moje "natchnienie", w sumie 42 teksty połączone z imieniem. Książka miała trzy wydania! W wydaniu III pojawiło się kilka nowych, bardzo konkretnych utworów z mojej biografii.

Co na to żona?

Moja żona, a jesteśmy 57-letnim małżeństwem, rozumiała te moje "natchnienia" i powtarzała: - Słuchaj, to tylko taki katar erotyczny! Leczony, nieleczony przejdzie. Mądra kobieta.

Jubileusze, benefisy, jednak nie zawiesza Pan wierszy na kołku.

Piszę! Największym przeżyciem, który noszę jest "Czarny Czwartek". Przeżyłem to... Miałem akurat dyżur w drukarni, przy ul. Zwierzynieckiej. Odbitki z cenzury szły do redakcji, potem do drukarni. Redaktor dyżurny podpisywał ostatecznie gazetę do druku. W piątek, tj. 29 czerwca 1956 r. J. Siemek, red. naczelny Gazety Poznańskiej, zwołał ponad 60 dziennikarzy i oświadczył, że Wolna Europa kłamie, twierdząc, że zginęło dziecko. Wstałem i oświadczyłem, że w ostatniej chwili "skaleczono" (gazetę "odlewano w ołowiu") datę urodzin Romka Strzałkowskiego - naprawdę miał 13 lat! Dostałem zakaz pisania i zostałem karnie zesłany do pracy w drukarni. Oto wiersz Pamięci poległych w Poznańskim Czerwcu 1956: Zły to czas,/ kiedy synowie/ umierają wcześniej,/ niż ojcowie -// słońce/ może osuszyć/ rosę na nagrobnych różach/ czerwonych jak powstańcza krew-// ale nie osuszy/ łez/ na policzkach matek...

(...)

Ale piszę nie tylko wiersze! Pod koniec życia obalam mit, że poznaniacy to tylko kupczyki i nigdy nie było tutaj żadnego życia artystycznego. Przygotowałem trylogię: Od Smakosza do Fregaty. Na szlaku poznańskiej cyganerii artystycznej (2011). Dodam, że ten szlak zaczynał się w Empik-u, po przedstawieniach aktorzy szli do Smakosza, potem do Moulin Rouge i do Fregaty (pierwszy ruchomy neon z wioślarzami, zaprojektowany przez mojego przyjaciela M. Skrobackiego), przy ul. Gwarnej. Utrwaliłem wielkie postacie związane z miastem. I naprawdę jest się czym chwalić! Galeria znanych plastyków Wielkopolski (2013), to część druga (94 biogramy, anegdoty, wywiady z karykaturami S. Mrowińskiego), natomiast część trzecia Wczoraj premiera, dzisiaj recenzja, będzie obejmowała życie teatralne i ludzi teatru. Wszystko jest udokumentowane zdjęciami, recenzjami z "domowej kopalni-archiwum".

Będzie to Pana 52. tytuł autorski.

Tak, ukaże się w przyszłym roku. Powtarzam, Poznań żył - i to jak żył - artystycznie, lecz ciągle jest zakłamywany w Polsce. Trzeba coś z tym zrobić!

Rozmawiał Andrzej Sikorski