Jesteś zafascynowany Strzeleckim?
Tak.
Dlaczego akurat nim? Przecież jest tyle ciekawych postaci w historii Poznania, którymi można się fascynować?
Bo to pierwszy Polak, który okrążył ziemię w celach naukowych, człowiek o bardzo szerokich horyzontach umysłowych, doktor honoris causa Uniwersytetu Oxfordzkiego. Jego wiedza i charyzma zjednywały mu przyjaciół wśród wielu wybitnych osobistości epoki, Karol Darwin określał go jako kapitalnego faceta (a capital fellow). Gdziekolwiek się pojawił nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów, a do tego był jeszcze filantropem. To człowiek, który odkrył złoto w Australii dziewięć lat przed wybuchem gorączki złota w Kalifornii i gdyby nie splot okoliczności mógł zmienić historię tego kontynentu - może ci, którzy wyruszyli na podbój Kalifornii, przyjechaliby do Australii? Dlatego jest postacią fascynującą i niesamowitą, o której niestety zapomnieliśmy.
Kiedy po raz pierwszy o nim usłyszałeś?
Pojawił się w moim życiu w szkole podstawowej, przy lekturze Tomka w krainie kangurów Szklarskiego. To była taka dziecięca fascynacja podróżami i podróżnikami, ale ta moja pasja nie mogła się rozwijać, ponieważ oprócz wzmianki w książce Szklarskiego nie było innych źródeł, szczególnie dla młodego czytelnika, które by mi tę postać przybliżyły. Teraz wiem, że wtedy istniała już biografia Strzeleckiego napisana przez Wacława Słabczyńskiego i wydana w 1957 roku, ale to jest biografia naukowa i nie jest to lektura popularna. Dopiero w 2000 roku spełniłem marzenie swojego życia i wyjechałem do Australii. Jednym z głównych celów tej podróży, prócz zwiedzania, było zdobycie Góry Kościuszki.
Zdobyłeś?
Oczywiście! Wyruszyliśmy z Thredbo. Podejście nie jest trudne, choć czasochłonne. Do pewnej wysokości można wjechać kolejką, ale my, ambitnie, wspinaliśmy się od podnóża. Wracając przejechaliśmy przez miejscowość Jindabyne, w której stoi pomnik Strzeleckiego. Jego autorem jest poznański rzeźbiarz Jerzy Sobociński. Jedenastometrowy monument jest usytuowany tak, że Strzelecki dłonią pokazuje w stronę Góry Kościuszki. I taka refleksja mnie wtedy naszła - jestem na drugiej półkuli, 16 tys. km od Polski, widzę okazały pomnik poznaniaka, a ani w Poznaniu, ani w całej Polsce nie było wtedy żadnego pomnika jemu poświęconego prócz niepozornego obelisku w Głuszynie, gdzie się urodził. Była jeszcze tablica na dziedzińcu PTPN i to praktycznie wszystko. I wtedy pomyślałem, że jest w tym coś niefajnego i niesprawiedliwego - za granicą Strzelecki jest znany i doceniany, natomiast w Polsce praktycznie zapomniany. I że trzeba by było coś zrobić, żeby tę pamięć o Strzeleckim przywrócić, bo to postać ważna w historii Poznania, Wielkopolski i Polski.
Podobno jego nazwisko nosi najwięcej obiektów geograficznych na świecie.
Encyklopedia Polskiej Emigracji i Polonii podaje, że imię Strzeleckiego nosi 16 obiektów geograficznych w Australii i jeden w Kanadzie. Jego imieniem został także nazwany jeden z gatunków eukaliptusa, a w okolicach Melbourne żyje Strzelecki Koala.
Strzelecki był nie tylko odkrywcą, był przede wszystkim naukowcem.
Geologiem, geografem, hydrologiem, meteorologiem, mineralogiem, a nawet etnografem - interesował się ludnością indiańską w Kanadzie i Ameryce Południowej, badał ludność maoryską. Jest uznawany za prekursora wulkanologii, bo jako jeden z pierwszych opisywał wulkany na Hawajach. Spektrum jego zainteresowań było ogromne.
No i jawi się jako wielki humanista obdarzony empatią i poczuciem społecznej sprawiedliwości. Podobno bronił Aborygenów przed australijskimi kolonizatorami, którzy strzelali do nich, jak do kangurów.
Był świadkiem handlu niewolnikami w Brazylii i rzezi Indian w Argentynie, przeciwko czemu protestował. Jak na tamte czasy była to postawa wyjątkowa, bo komu wtedy leżał na sercu los mniejszości?! Ta empatia brała się też chyba stąd, że Strzelecki urodził się w 1797 roku, kiedy Polski na mapie Europy nie było i przez całe jego życie się nie pojawiła.
W czasie swojej wieloletniej podróży dookoła świata odkrył nie tylko złoto w Australii, ale także złoża srebra i węgla na tym kontynencie, a wcześniej złoża rudy miedzi w Kanadzie. Ale to z odkryciem złota wiąże się ciekawa historia.
Złoto odkrył w 1839 roku. Wtedy Nowa Południowa Walia była kolonią karną. I kiedy z tą radosną wiadomością przybył do gubernatora George"a Gibbsa, ten się przeraził i poprosił go, żeby tej informacji nie ujawniał, ponieważ bał się rozpadu kolonii. Gdyby ta wieść gruchnęła, a wtedy przebywało tam około 45 tys. skazańców i nie były to osoby o kryształowych charakterach, wszyscy by ruszyli kopać to złoto. Gibbs miał jeszcze inny argument - że nawet jeśliby to kopanie złota nie niosło ze sobą takich dramatycznych wydarzeń, w co za bardzo nie wierzył, to jednak pobyt w kolonii miał być karą, a nie nagrodą i gdyby ta wiadomości dotarła do Anglii, mogłaby wzrosnąć przestępczość, bo wszyscy chcieliby jechać do Nowej Południowej Walii i kopać sobie złoto.
Strzelecki położył też duże zasługi dla rozwoju rolnictwa w Australii.
Tak, odkrył najbardziej żyzny obszar tego kontynentu, który nazwał na cześć gubernatora Nowej Południowej Walii Gippslandem i wskazał, że są to wyjątkowo dobre tereny do hodowli owiec. Zwracał też uwagę na rabunkową wycinkę lasów eukaliptusowych i wypalanie traw, co jego zdaniem miało się w przyszłości przyczynić do stepowienia i wyjaławiania gleby. Wiele lat później okazało się, że miał rację. W Górach Śnieżnych, najwyższym paśmie Gór Wododziałowych, płyną rzeki, które niosą wody prosto do morza. Sugerował, że te rzeki można przekierować i spożytkować. Zrobiono to dopiero w latach 50. XX wieku, a on już sto lat wcześniej miał taką wizję. Na co spojrzał, czego się dotknął, miał na to plan.
Jaka była trasa podróży Strzeleckiego przez kontynenty?
Wyruszył z Liverpoolu do Stanów Zjednoczonych i Kanady, a potem przez Meksyk, Brazylię, Argentynę, Ekwador, Chile, Markizy, Hawaje, Tahiti i Nową Zelandię dotarł do Australii, gdzie przebywał prawie 4 lata, mniej więcej tyle, co w Ameryce Północnej.
W listach do Adyny Turno, swojej wielkiej, niespełnionej miłości, pisał, że Australię przeszedł pieszo.
To kolejna niesamowita rzecz. Znawcy tematu twierdzą, że Strzelecki przeszedł około 11 tys. km, rzeczywiście w przeważającej części pieszo, dodatkowo targając plecak z przyrządami, termometrami, barometrami i innymi instrumentami pomiarowymi. Wyprawa do Gippslandu miała trwać trzy miesiące, a trwała pięć.
Członkom wyprawy zabrakło jedzenia i byli blisko śmierci.
W ostatnich dniach byli tak wycieńczeni, że dziennie szli dwa, trzy kilometry, a do tego trafili na bardzo ciężkie warunki terenowe, musieli przedzierać się przez chaszcze i to trwało koszmarnie długo.
Strzelecki pisał do Adyny, że kiedy dotarł do celu, czuł się wspaniale, mimo że przypominał szkielet, i nie chorował, co często zdarzało mu się w Europie.
Klimat Australii wyraźnie mu służył.
Z Australii wrócił do Europy?
Nie od razu. Do Europy wracał przez Bali, Jawę i Borneo, na dłużej zatrzymał się w Chinach, skąd przez Indie, Egipt i Algierię dotarł do Francji, a następnie do Londynu. Z tego okresu nie zachowały się żadne dokumenty, jedynie wzmianka w liście do Adyny, że przebywał w Aleksandrii. Wtedy nie było jeszcze kanału Sueskiego, więc prawdopodobnie wyruszył tam z Suezu karawaną.
Strzelecki jest uznawany za bohatera narodowego Irlandii. Szacuje się, że jego działalność uratowała przed śmiercią 200 tys. dzieci w czasie tzw. Wielkiego Głodu. Co spowodowało Wielki Głód i jak trafił tam Strzelecki?
Wielki głód w Irlandii panował w latach 1845-49 i był wywołany zarazą ziemniaczaną, która praktycznie zniszczyła całe plony. Ziemniaki gniły na polach zanim dojrzały, a były podstawą wyżywienia Irlandczyków. Strzelecki zgłosił się jako wolontariusz do pomocy Irlandczykom, ale wkrótce został przedstawicielem komitetu, który zawiązał się z ramienia rządu angielskiego. Sytuacja którą tam zastał, była wstrząsająca. Pisał w listach, że czegoś takiego nigdy nie widział, że ludzie umierają na ulicach. Zorganizował pomoc i ją koordynował. Miał dwa pomysły: żeby dzieci były dokarmiane w szkołach i żeby przed każdym posiłkiem myły twarz i ręce, bo wraz z zarazą pojawiła się epidemia tyfusu. Pomysły proste, ale na tamte czasy rewolucyjne. Dzięki tym działaniom epidemia się tak szybko nie rozprzestrzeniała, chociaż on sam zaraził się tyfusem. Wyzdrowiał, ale skutki tej choroby odczuwał do końca życia.
W życiu tego niesamowitego człowieka jest jeszcze romantyczny wątek niespełnionej miłości do wspomnianej już Adyny Turno. Ich korespondencja trwała kilkadziesiąt lat.
Po zdobyciu Góry Kościuszki Strzelecki wysłał list do Adyny, w którym przysłał jej kwiatek z tejże góry, czyli jeszcze w Australii to uczucie między nimi było. Jednak prawdopodobnie z czasem wygasało. Nie widzieli się prawie 30 lat. W tym czasie Adyna jeździła po wielkopolskich dworkach, a Strzelecki odbył podróż dookoła świata, został członkiem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, obracał się w wyższych sferach i zaczęły na niego spływać wszelkie splendory - został odznaczony Orderem Łaźni za działalność w Irlandii i otrzymał tytuł szlachecki. Żyli w dwóch różnych światach i kiedy w 1866 roku spotkali się w Genewie, mieli niewiele wspólnych tematów. Tak potoczyło się ich życie.
Czy Strzelecki kiedykolwiek wrócił do Głuszyny?
Nie. Zmarł w Londynie i tam został pochowany. Do Poznania wróciły jego prochy.
Rok 2023 sejm uchwalił rokiem Strzeleckiego. To Twoja zasługa.
Nieprawda.
Nieprawda? A kto zwrócił się do posła Grupińskiego z tą propozycją?
Moja rola ograniczyła się do wystosowani prośby do posła Rafała Grupińskiego, aby wystąpił z inicjatywą uchwalenia roku 2023 rokiem Strzeleckiego do marszałek Sejmu. Jego szybka reakcja i zdecydowanie spowodowały, że Sejm tę uchwałę przyjął. Regulamin Sejmu mówi, że pod taką inicjatywą uchwałodawczą musi się podpisać co najmniej 15 posłów, pod wnioskiem posła Grupińskiego było ponad 70 podpisów. Wniosek przyjęto przez aklamację, co się rzadko zdarza w polskim Sejmie.
Szymon, nie odbieraj sobie tych zasług, bo gdybyś z tym pomysłem nie wystąpił, to kto by to zrobił? Chyba nie ma zbyt wielu osób, które mają taką wiedzę o Strzeleckim i tak są zafascynowane jego postacią.
Zgódźmy się zatem, że pierwszy spojrzałem w kalendarz. Zbliża się 150-rocznica śmierci Pawła Edmunda Strzeleckiego i jest to rocznica, która może być asumptem do szerszego zainteresowania tą postacią. Bo że jest fascynująca, nie mam najmniejszych wątpliwości. Co ciekawe, kiedy pojawia się nazwisko Strzeleckiego, ludzie, z którymi rozmawiam, nie widzą żadnych problemów. Strzelecki? Ok, robimy. W Sejmie w imieniu członków koła parlamentarnego Polska 2050 wystąpił Tomasz Zimoch, którego kojarzyłem do tej pory z relacjami sportowym. Zrobił to rewelacyjnie. Potem uruchomiłem stronę Paweł Edmund Strzelecki reaktywacja pamięci, dzięki której udało mi się nawiązać kontakt z Marzeną Moryson-Patalas z Rady Osiedla Głuszyna w sprawie przeniesienia miniatury pomnika Strzeleckiego z Jindabyne sprzed nieistniejącego Gimnazjum im. P.E. Strzeleckiego na Łazarzu do parku w Głuszynie. Następnym etapem było spotkanie z tobą i zawiązanie się nieformalnej grupy inicjatywnej z prezesem Fundacji Rozwoju Miasta Poznania Przemysławem Trawą oraz biznesmenami Januszem Tomaszkiewiczem i Waldemarem Górką. To kolejni entuzjaści tej postaci. Pan Tomaszkiewicz ufundował tablicę, która zostanie wmurowana na Wzgórzu św. Wojciecha, gdzie w 1997 roku w Krypcie Zasłużonych Wielkopolan kościoła św. Wojciecha złożono przeniesione z Wielkiej Brytanii prochy Strzeleckiego. Ufundował także statuetki, które będą przyznawane podróżnikom i osobom, które są zaangażowane w popularyzację postaci Strzeleckiego, a jedna statuetka zostanie zlicytowana w czasie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Nawiązałeś też kontakt ze stowarzyszeniem Kosciuszko Heritage z Sydney.
Tak. Stowarzyszenie zaoferowało nam daleko idącą pomoc merytoryczną oraz wsparcie w realizacji wspólnych przedsięwzięć. Zaproponowało współpracę w ramach międzynarodowego konkursu poświęconego Strzeleckiemu, nad organizacją którego już intensywnie pracuje, oraz udostępniło scenariusz spektaklu. Skontaktowały się też ze mną osoby, które chciałyby wykonać w Poznaniu mural poświęcony Strzeleckiemu. Propozycji i pomysłów jest dużo więcej.
Brakuje tylko filmu. Barwne życie Strzeleckiego jest gotowym scenariuszem - są egzotyczne plenery, złoto, kangury i miłość.
Rozmawiała Danuta Książkiewicz-Bartkowiak
*Szymon Wieczorek - poznaniak. Turysta z wykształcenia i zamiłowania. Od ponad 15 lat pracownik Wydawnictwa Miejskiego Posnania.
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023