Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Pewne kryminalne tematy prześladują mnie od lat

Rozmowa z Gają Grzegorzewską, pisarką młodego pokolenia, autorką krwawych kryminałów, laureatką Nagrody Wielkiego Kalibru, gościem poznańskiej odsłony Festiwalu Apostrof.

. - grafika artykułu
fot. Andrzej Banaś

Agnieszka Kalus: Kilka lat temu była Pani właściwie jedyną kobietą piszącą kryminały w Polsce. W ostatnich latach przybyło pań, które odnoszą sukcesy w tym gatunku literackim. Czy jest Pani na bieżąco z tym, co wydają, czy może uważa je za konkurencję?

Gaja Grzegorzewska: Czytam Kasię Puzyńską, Kasię Bondę, Joannę Jodełkę i Martę Guzowską. To są moje koleżanki, nawzajem czytamy swoje książki, więc nie postrzegam ich w kategoriach konkurencji. Każda z nas pisze też zupełnie inaczej i zajmuje się innym typem kryminału, który jest gatunkiem bardzo pojemnym. W ogóle jeśli chodzi o podgatunki to polski kryminał jest bardzo zróżnicowany! Może gdybym tych dziewczyn nie znała, byłabym zazdrosna o różne sukcesy, ale mamy przyjacielskie kontakty, a nasze stosunki nazwałabym współpracą. Marta na przykład bardzo mi pomogła w wyjeździe na wykopaliska, za co jestem jej ogromnie wdzięczna.

W Pani najnowszej książce "Kamienna noc" akcja przenosi się do Grecji, na wykopaliska. Czy archeologia interesowała Panią już wcześniej?

Kiedyś chciałam zostać archeologiem. Potem dowiedziałam się od Marty (Guzowskiej), że każda osoba w pewnym wieku marzy o wykonywaniu tego zawodu. A ja myślałam, że byłam taka oryginalna! Jako dziecko bardzo wcześnie przeczytałam "Faraona", potem "Egipcjanina Sinuhe" i wreszcie wszystkie kryminały Agathy Christie, których akcja rozgrywa się na wykopaliskach. Byłam zafascynowana tym tematem, zwłaszcza starożytnym Egiptem. Moim marzeniem był wyjazd na wykopaliska do Egiptu, lecz pojechałam do Grecji, gdzie pracował przyjaciel Marty, Kostas. Na jego cześć nazwałam tym imieniem jednego z bohaterów "Kamiennej nocy".

Ten pobyt był jednocześnie researchem do książki.

Chodziłam pośród wykopów z notesikiem i zapisywałam różne rzeczy. Greccy robotnicy, których też sportretowałam w książce, przyglądali mi się ze zdziwieniem. Nikt inny tego nie robił, chociaż praca archeologa polega w dużym stopniu na chodzeniu wokół wykopu i patrzeniu na to, co robi robotnik. Ja też to robiłam, ale przy okazji notowałam to, co wydawało mi się istotne. Zrobiłam też masę zdjęć do dokumentacji, zapisywałam różne zdarzenia, zachowania ekipy, panujący nastrój, a nawet warunki atmosferyczne. Zadawałam też pytania archeologom, starałam się ich jednak nie zadręczać. Może dlatego odpowiadali całkiem chętnie.

Gdy w prasie i internecie pojawiają się recenzje Pani książek, czy ma Pani ochotę podjąć dyskusję z autorami odnośnie interpretacji treści? Czy może wychodzi Pani z założenia, że książka ma się sama bronić?

To jest trudne pytanie, bo autor najbardziej chciałby zostać zrozumiany w pełni, ale też nie ma jednej właściwej interpretacji, bo książka wychodząc do ludzi staje się też poniekąd ich własnością. Odbiorcy mogą zobaczyć w niej coś, czego sam autor nie widział. W jednej z recenzji "Żniwiarza", dawno temu, autor odnalazł ogromną ilość odniesień kulturowych, o których ja sama nie miałam pojęcia. Był Dostojewski, Biblia, Marquez, nie pamiętam co jeszcze. A ja wówczas jeszcze nie stosowałam takich postmodernistycznych zabiegów i gier, tak jak to robię teraz. "Żniwiarz" to klasyczny kryminał. To jest fajne w literaturze, że każdy może znaleźć wewnątrz tekstu coś swojego, co go pobudza, zmienia percepcję. Jeśli rozmawiam o swoich książkach, to nie po to, by narzucić interpretację, lecz by dowiedzieć się jak są odbierane. Przy najnowszej książce mam mały niedosyt takich rozmów, ponieważ jest ona na tyle trudna, że pewnych rzeczy nie widać przy pierwszym przeczytaniu.

Tak dobrze się ją czyta, że uwaga skupia się na akcji, a nie na poukrywanych w tekście zagadkach.

Z różnych recenzji wynika, że rzeczywiście nie da się zatrzymywać i smakować, co najwyżej można wrócić o parę stron, żeby coś sprawdzić.

W powieści nawiązuje Pani do sensacyjnych, prawdziwych historii, znanych z prasy i telewizji.

Pewne kryminalne tematy, jak na przykład historia dzieci w beczkach, utkwiły mi w pamięci i zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Prześladują mnie w jakiś sposób od lat. Szukałam o nich informacji, czytałam reportaże. W "Kamiennej nocy" dużo jest odniesień do artykułów czy spraw, które mnie w jakiś sposób dotknęły, choć nie zawsze piszę o nich wprost.

Jedną z bohaterek jest dziennikarka tabloidu, gazety szukającej taniej sensacji dla mało wybrednych czytelników.

Zawsze fascynowały mnie nagłówki takich gazet. W większości z nich występują słowa takie jak groza, seks, szok. Opisują czyjąś tragedię w sposób nieadekwatny do powagi sytuacji i efekt bywa komiczny i niesmaczny. Stąd pomysł na taką bohaterkę - typową hienę - bezwzględną, chciwą, bez sumienia i talentu. Dzięki niej mogłam się wyżyć i napisać fragmenty powieści w języku tabloidów. Nawet nie musiałam specjalnie przesadzać ze stylizacją. Gdy się je porówna z treścią i językiem występującymi w takich gazetach, okazuje się, że praktycznie nie różnią się stylem.

Na okładce "Kamiennej nocy" napisano, że mógłby ją zekranizować Tarantino. Gdyby miała powstać wersja filmowa, jakich aktorów widziałaby Pani w głównych rolach?

Dopiero niedawno zaczęłam poważniej myśleć o filmie w związku z tym, iż pojawiły się plany filmowej adaptacji "Betonowego pałacu". Będę współautorką scenariusza i mam już pewne swoje typy. Na przykład, w Teatrze Starym znalazłam aktora, który mógłby zagrać Pana Dobrą Nutkę, byłby idealny! Ale cały czas nie mam pojęcia, kogo powinno się obsadzić w roli Julii i Profesora.

Jednym z wątków książki jest związek kazirodczy, który prawdopodobnie będzie najczęściej omawiany w kontekście tej powieści. Czy podejmując taki temat nie obawiała się Pani, że wywoła skandal obyczajowy.

Mam nadzieję, że tak się stanie! A tak serio to nie pisałam tego cynicznie, z myślą, żeby wywołać jakiś skandal, ale z punktu widzenia autora szum wokół książki jest czymś pozytywnym. Zastanawiam się jednak, czy ludzie będący czytelnikami prasy brukowej sięgają również po książki. Jestem zaskoczona tym, że dotychczas nie zetknęłam się z żadną opinią osoby oburzonej lub zniesmaczonej. Oddając powieść do druku spodziewałam się, że może to być rzecz, która odrzuci czytelnika. Podobnie jak w przypadku innych związków odbiegających od obowiązującej normy, wszystko rozbija się o konkretne przypadki i doświadczenia, o poznanie konkretnych ludzi i ich historii. Romans moich bohaterów, Julii i Profesora, nie jest precedensem z Kodeksu Karnego, lecz ma ludzką twarz, przez co jest chyba łatwiejszy do zaakceptowania.

rozmawiała Agnieszka Kalus

*Gaja Grzegorzewska "Kamienna noc", Wydawnictwo Literackie, Kraków, 2016