Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Natychmiast wyjechać do Nowego Jorku

O samplowaniu, muzycznych inspiracjach i byciu all-koholikiem z Michałem Urbaniakiem rozmawia Aleksandra Bliźniuk.

. - grafika artykułu
Michał Urbaniak, fot. T. Nowak

Przed nami czwarta już płyta opatrzona hasłem Urbanator. Proszę powiedzieć, czy usłyszymy nowy styl, czy raczej rozwinięcie muzycznych pomysłów z poprzednich krążków?

Na pewno nie nowy styl - wymyślenie takiego byłoby bardzo trudne, a przede wszystkim zupełnie niepotrzebne. Pomysł na nową płytę jest prosty. Otóż przez większość kariery moja muzyka była samplowana przez hip-hopowców, a nawet zespoły rockowe. I tym razem postanowiłem, że to zespół Urbanator będzie mniej grał, a więcej samplował. Na płycie znajdzie się bardzo wiele sampli, kompozycji zupełnie na nowo przerobionych. Do współpracy zaprosiłem młodych producentów hip-hopowych i doświadczonych muzyków jazzowych.

Singiel promujący płytę, piosenka "Love don't grow on trees", sugeruje, że nadal bliska jest Panu estetyka łączenia różnych stylów. Planuje Pan jakieś zaskakujące eksperymenty w tym kierunku?

Na pewno nie eksperymenty, chociaż z każdą płytą idę do przodu. Ja po prostu lubię łączyć ze sobą gatunki, kocham "czarną" muzykę i ona zawsze będzie w mojej twórczości słyszalna.

Doskonale poznał Pan dwa światy: muzyki klasycznej i jazzowej. Nie żałował Pan wyboru tego drugiego?

Nie. Jedyne czego żałowałem, to tego, że nie potrafiłem obu tych światów pogodzić. Ale kiedy patrzę wstecz na swoją karierę, to wiem, że byłoby to niemożliwe do zrealizowania. Ze znanych muzyków, to jedynie Nigelowi Kennedy'emu udało się w jakiś sposób połączyć te dwa światy. Podziwiałem go, kiedy w brokatowej marynarce wykonywał "Koncert skrzypcowy" Edwarda Elgara, tupiąc przy tym nogami. Profesor Penderecki wyszedł wówczas z koncertu... 

Poznanie którego muzyka było dla Pana najbardziej inspirujące?

Trudno powiedzieć, tylu wspaniałych poznałem. Odpowiem jednak, że to Miles Davis najbardziej mnie zainspirował - jeszcze zanim poznałem go osobiście, bo w jego muzyce zakochałem się już jako 15-latek. Otóż zaczęło się od płyty z muzyką Louisa Armstronga, którego twórczość także kochałem. W ówczesnych latach była to naprawdę trudno dostępna rzecz. Była warta trzy miesięczne pensje! Pewnego dnia mój kolega pokazał mi płytę Milesa Davisa. Oddałem mu mojego Armstronga w zamian za ten krążek...

Nadal jest Pan pracoholikiem?

Powiem więcej, jestem all-koholikiem <śmiech> A tak poważnie, to tworzę także na wakacjach. Nawet teraz, podczas trasy koncertowej, w swoim kamperze mam mini-studio i piszę muzykę.

Proszę sobie wyobrazić, że nigdy nie wyjechał Pan za granicę. Nie poznał ikon jazzu, nie nagrał płyt w Stanach Zjednoczonych. Udałoby się Panu zaistnieć w naszych polskich warunkach?

Nie. I dzisiaj też się to mało komu udaje. Ja na pytanie, co doradziłbym młodemu zdolnemu polskiemu muzykowi, odpowiadam: natychmiast wyjechać do Nowego Jorku. Poczuć tę atmosferę, muzyków, nagrać płytę i wtedy, jeśli trzeba, to wrócić. Ja jednak nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek tu wrócił.

Czy widzi Pan aktualnie na scenie jazzowej jakieś obiecujące gwiazdy?

Gwiazdy świecą powoli, natomiast talentów jest bardzo dużo. Najwięcej nadziei mam w młodzieży, która dorastała w środowisku muzyki hip-hop. To jest gatunek, który wprowadził nową, świeżą jakość do jazzu światowego.

Czy oprócz promocji najnowszej płyty, ma Pan już kolejne plany muzyczne?

Marzy mi się zwykły, akustyczny projekt jazzowy. Żeby sobie po prostu pograć, nie aranżować, nie myśleć za bardzo, tylko medytować z tą muzyką. Takie rozluźnienie mi się marzy. Wszystkich moich marzeń jednak Pani nie zdradzę <śmiech>.

To chociaż jedno.

Już nie mogę doczekać się powrotu do Nowego Jorku.

To Pana dom?

Wszędzie jestem w podróży. Ale nigdzie nie czułem się tak dobrze i tak swobodnie jak w Nowym Jorku.

Rozmawiała Aleksandra Bliźniuk

*Michał Urbaniak - muzyk jazzowy grający głównie na skrzypcach i saksofonie, kompozytor, aranżer. Od wielu lat mieszka w Stanach Zjednoczonych, gdzie współpracował z takimi gwiazdami jak Miles Davis, Chick Corea czy Herbie Hancock.