Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

MY NAME IS POZNAŃ. Ludzkość zmierza donikąd

Jestem chyba daleki od życia w harmonii, od uporządkowania, ale po prostu taki styl wybrałem. Lubię niestałość, zmiany i przygody - to mi daje poczucie spełnienia i stymuluje do korzystania ze swojego żywota - mówi Swiernalis w rozmowie z Sebastianem Gabryelem.

. - grafika artykułu
Swiernalis, fot. Dawid Płaczek

Na nowy album kazałeś nam czekać dość długo. Skąd ta zwłoka? I co robiłeś od czasu Psychicznego fitnessu?

Czas pomiędzy wydaniem drugiej i trzeciej płyty był dla mnie dość wymagający: przeprowadzka w środku pandemii z Poznania do Warszawy, szukanie na nowo swojego miejsca, zawirowania emocjonalne i prywatne. Wszystko to sprawiło, że mimo zaangażowania sporej ilości czasu i energii w pracę nad albumem zajęło to w sumie trzy lata. Może się wydawać, że to długo, ale na dobre danie trzeba poczekać. Stoicki niepokój de facto był gotowy już prawie rok wcześniej, ale doszły jeszcze kwestie wydawnicze i organizacyjne. Miałem ciut inny pomysł na wizualną część albumu, natomiast wybuch wojny w Ukrainie zniweczył moją koncepcję, nad którą musiałem usiąść od nowa.

O czym przede wszystkim jest nowa płyta? I za co najbardziej ją lubisz?

Ten album opowiada o patrzeniu na świat z innej perspektywy, niż robiłem to wcześniej - o zmianie paradygmatów, gdzie smutek nie jest już paliwem, niezgoda i frustracja zostają raczej przekonwertowane w energię do działania. Zamiast siedzieć i martwić się, użalać, wolę robić swoje. Świat nas nie rozpieszcza, nie jest sprawiedliwy, trzeba nauczyć się funkcjonować w nim także emocjonalnie i chyba to jest główny wydźwięk tych utworów. Bardzo lubię ten album za jego piosenkowość i rytm. Spędziłem dużo czasu, siedząc przy bębnach, a także pracując nad refrenami, i cieszy mnie, że utwory są prostsze kompozycyjnie, mimo że wciąż dzieje się w nich bardzo dużo. Po czasie doceniam też teksty - znowu udało mi się w nich zawrzeć istotę w mocnej formie.

Ten Stoicki niepokój może opisywać doświadczenia każdego z nas - często czujemy się podzieleni wewnętrznie, szukamy życiowej równowagi... Tobie udaje się ją osiągnąć?

W trudnych czasach przyszło nam żyć, mamy wrażenie, że wszystkim wokół wszystko się udaje, osiągają nieprzerwany sukces. Social media atakują nas filmikami i zdjęciami spełnionych ludzi albo głupotami, które prostują zwoje mózgowe, zamiast nas rozwijać - można się w tym pogubić. Jestem chyba daleki od życia w harmonii, od uporządkowania, ale po prostu taki styl wybrałem. Lubię niestałość, zmiany i przygody - to mi daje poczucie spełnienia i stymuluje do korzystania ze swojego żywota. A jeśli chodzi o boje, których mogę się na chwilę uchwycić i zacumować gdzieś na tym niespokojnym oceanie zwanym życiem, to na pewno spokoju szukam w zmęczeniu fizycznym i tej garstce ludzi, która daje mi poczucie bezpieczeństwa. Mam kilka swoich rytuałów - piszę dziennik, żeby uporządkować myśli, biegam lub ćwiczę, kiedy potrzebuję odciążyć głowę, i unikam zbyt długich posiadówek na social mediach. Udaje mi się iść swoją drogą, niezależnie, chociaż cena za to bywa wysoka. Ale tak jest, kiedy idzie się nieodkrytymi ścieżkami - na końcu często czeka satysfakcja i odnajdywanie nowych rzeczy.

W jednym z utworów porównujesz uczucia do kryptowalut - zwracasz uwagę, że mogą nagle stracić na wartości, ale także gwałtownie zyskać na mocy. Żyjemy w dobie Tindera, komercjalizacji miłości i traktowania jej jak fast food. To droga donikąd?

Wydaje mi się, że ludzkość per se to droga donikąd - co już kilkukrotnie pokazała nam historia. Jesteśmy skazani na porażkę, jako gatunek zagrażający sam sobie, innym gatunkom i całej Ziemi, a także pewnie innym planetom. Niemniej żyjemy w cudownych czasach - idąc tropem starego chińskiego przysłowia - w czasach ciekawych. Na świecie trwają otwarte konflikty zbrojne, gospodarkami rządzi pieniądz, dzieciaki oglądają influencerów zamiast autorytety. Mądrość i moralność ustępują dążeniu do bycia sławnym i bogatym. A jednocześnie jesteśmy wolni, sami decydujemy, jak chcemy żyć, gdzie mieszkać i w jaki sposób spędzać swoje życie. Wszystko to kwestia wyborów. Miłość w tym wszystkim dalej ma swoją moc, nadając lub pozbawiając sensu w trakcie bardzo krótkiej chwili - to są niezmienne wartości w tym dziwnym świecie. Tindera używałem przez 40 minut i odrzucił mnie od siebie - z jednej strony wybieramy potencjalnych partnerów czy kochanków jak z katalogu jakiejś sieciówki, a z drugiej strony mamy dostęp do niezliczonej liczby osób, które możemy poznać. Pytanie, jak tego będziemy używać. Wszystko zależy od naszych decyzji.

Jak wspomniałeś, Stoicki niepokój to płyta elegancka i emocjonalna, podobnie jak poprzednie, ale także bardziej brutalna. Jakie jest tego źródło? Pytam, bo w końcu dla wielu artystów nagrywanie płyty to swego rodzaju rytuał oczyszczenia. Ty chciałeś nią coś z siebie zrzucić?

Pracę nad płytą zdecydowanie traktuję jako proces oczyszczenia, terapię czy próbę poradzenia sobie z jakimiś emocjami. W tym przypadku udało mi się przekuć agresję i niepokój w paliwo, które zasiliło ogromną maszynę produkującą piosenki i zbierającą przeżycia, często te trudne, wypluwając je przeżute, jako gotowe utwory. To proces długi oraz żmudny i niesie za sobą duże zmiany. Dopiero po czasie, grając takie utwory jak Lalka czy Pył, zdałem sobie sprawę, jaką to miało wagę, jaki ładunek emocjonalny w nich zostawiłem. Tak, robienie piosenek to dla mnie bardzo ważny element rozprawienia się z własnymi strachami i demonami.

"Czuję się swój, czując niepokój. Przywykłem do tego, że jak coś jest za dobrze, to zaraz się to... zmieni" - wiesz, że dla wielu to potwornie smutne słowa? Bo ani spokoju, ani nadziei...

Pewnie tak jak dla mnie smutne może być to, że ktoś od dziesięciu lat jeździ do tej samej pracy i spędza w niej jedną trzecią życia po to, żeby móc opłacić ratę za kredyt, samochód i kupić sobie bezprzewodowy odkurzacz. Ilu ludzi, tyle dróg życia. Na tę chwilę bardzo lubię niestałość. Rytm dobowy wyznacza mi spontaniczność i gdzieś z tyłu głowy cały czas myślę o tym, że to, co piękne, w każdej chwili może się skończyć. Zawsze doceniamy coś w obliczu straty. Ja bardzo kocham swoje życie, ludzi, których mam wokół i tryb, w jakim żyję, o jaki każdego dnia walczę. Więc ten niepokój jest tym, czym dla zakonników było hasło memento mori. Być może kiedyś mi się to zmieni i polubię inne warunki, ale na razie radość i nadzieja zbyt często nie opuszczają mnie w tym dziwnym koktajlu, jaki serwuje mi życie.

Art-pop, pop-rock, rap-core... Na płycie znajdziemy różne style. Ten eklektyzm wynika właśnie z osobistego niepokoju czy może raczej ambicji i ciekawości - potrzeby eksplorowania obszarów artystycznych, które dotąd pozostały niezbadane?

Od dziecka jestem ciekawy świata, wszystkiego, co mi nowe i nieznane. I to przekłada się też na muzykę - zawsze potrafiłem pogodzić techno, black metal, disco polo i eksperymentalny jazz. Nie lubię rzeczy schematycznych i przewidywalnych, dlatego chyba też cały czas szukam. A to owocuje tym, że siadając do piosenek, zawsze staram się znaleźć coś nowego, podejść do tematu inaczej niż zazwyczaj. Szybko mnie nudzą utarte drogi. Z jednej strony to piękne, z drugiej wymaga od słuchacza otwartej głowy i inteligencji. Życie jest krótkie, więc nie można go marnować na robienie wciąż tych samych rzeczy. Dużo czasu spędzam w studiu, szukając melodii, progresji, walcząc z tekstami - próbując robić piosenki skoncentrowane na brzmieniu różnych instrumentów. Przy tej płycie mocno wychodziłem od rytmu oraz pianina - i chyba to wpłynęło na ogólny klimat albumu.

W jednej z recenzji autorka pisze, że nie wie, jak to robisz, ale "ewidentnie (...) każda kolejna płyta jest lepsza od poprzedniej". Trudno się z tym nie zgodzić. Czy zastanawiałeś się, jaki będzie Swiernalis za pięć, dziesięć, piętnaście lat? Lubisz tak daleko sięgać w przyszłość?

Lubię stawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej, staram się też cały czas rozwijać, poszerzając horyzonty, więc zakładam, że ta tendencja jest do utrzymania, ale trudno mi sobie wyobrazić, jakim będę artystą za dziesięć czy dwadzieścia lat. Obserwując tych, którzy mi imponują, wiem, że da się utrzymać wysoki poziom i wciąż serwować ciekawe propozycje. Niemniej daleki jestem od wyrachowania, więc zakładam, że to wszystko będzie się działo w naturalnym tempie i zdecydowanie bliżej mi do bycia tu i teraz, koncentrowania się na codzienności. Być może jeszcze przyjdzie parę razy w życiu się potknąć, ale nie myli się tylko ten, kto nie próbuje.

Rozmawiał Sebastian Gabryel

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2023