Jakie to uczucie być najsłynniejszym dyrygentem świata?
Nie jestem szczególnie zainteresowany tym, aby być sławnym. Bardziej odpowiada mi bycie "jednym z najlepszych".
Stosunkowo wcześnie zamienił Pan smyczek na batutę. Nigdy Pan tej decyzji nie żałował?
Batutę łatwiej się trzyma i łatwiej przenosi niż skrzypce. I nie ma ona tak wielkich technicznych wymagań jak stradivarius.
Uchodzi Pan za dyrygenta, który nagrał najwięcej płyt. W jednych opracowaniach pisze się o ponad 300 tytułach, w innych nawet o 450. Ile ich jest? Czy miał Pan czas i ochotę wysłuchać wszystkich swych nagrań?
Nie mam ani czasu, ani inklinacji do odsłuchiwania 400 czy 500 płyt, które nagrałem. Ale kiedy zdarza się, że przysłuchuję się którejś z nich, jestem wystarczająco krytyczny, aby być zadowolonym lub... przygnębionym tym, co słyszę.
Skoro jesteśmy przy płytach - wielu dojrzałych melomanów z rozrzewnieniem wspomina dawne nagrania, twierdząc, że na przykład Berlińscy Filharmonicy pod kierownictwem Karajana to była zupełnie inna orkiestra niż obecna. Podobnie mówi się o Panu i Pańskiej Academy of St Martin in the Fields. Czy takie poglądy są Panu bliskie?
Nagrywanie płyt rozpoczynałem od starych płyt gramofonowych. A potem przyszedł czas na longplaye i płyty kompaktowe. Bezdyskusyjnie rozwój techniki nagraniowej ma wpływ na jakość dźwięku, jednak muzyczne intencje orkiestry i dyrygenta pozostają w zasadzie niezmienne.
Legendarną Academy of St Martin in the Fields tworzył Pan od podstaw. Szybko stała się ona najlepszą orkiestrą kameralną świata. Jaka jest recepta na taki sukces?
Swoje początki Academy of St Martin in the Fields zawdzięcza młodym muzykom, którzy nie ulegli presji czasu i pieniędzy. To, co ich wyróżniało - to entuzjazm.
Ze swoją orkiestrą kameralną pracował Pan przez wiele lat. Podobnie jak Christopher Hogwood, twórca Academy of Ancient Music, obecnie główny dyrygent gościnny orkiestry Filharmonii Poznańskiej. Co powoduje, że po wielu latach zostawiacie Panowie "swoje dzieci", by pokierować innymi zespołami? Wzajemne - dyrygenta i zespołu - zmęczenie? A może kuszą nowe wyzwania?
Christopher Hogwood pracował z Academy of St Martin in the Fields przez wiele lat, po czym uprzejmie i elegancko zapytał, czy mielibyśmy coś przeciwko temu, aby i on stworzył własny zespół. Sądzę, że po latach pracy z naszymi autorskimi orkiestrami obaj w końcu potrzebowaliśmy nowego, świeżego repertuaru i doświadczeń.
Którego ze współczesnych mistrzów batuty ceni Pan najwyżej?
Zazwyczaj mówię, że najwięksi dyrygenci już nie żyją...
Iloma koncertami w roku musiałby Pan dyrygować, gdyby zechciał Pan przyjmować wszystkie zaproszenia?
Nie wiem. Jeśli jesteś głównym dyrygentem jednej z wiodących orkiestr na świecie, to możesz grać trzy koncerty tygodniowo przez 20 tygodni. A przez pozostałe 30 tygodni w roku możesz zaplanować 20 koncertów w ramach letnich festiwali, koncertów galowych lub sezonowych.
Bardzo cieszymy się, że przyjął Pan zaproszenie Filharmonii Poznańskiej. Przed kilkoma laty, w jednym z wywiadów, powiedział Pan, że wraz z żoną podejmujecie Państwo decyzję o przyjęciu zaproszenia, jeśli przychodzi ono z pięknego miejsca... Żona ma czas na zwiedzanie, gdy Pana pochłaniają próby. Czy lady Molly Marriner ma już plany na Poznań?
Moja żona zawsze miała duży wpływ na wybór miejsc moich koncertów. Jej rozeznanie co do poziomu orkiestry, jakości zespołu zarządzającego orkiestrą, hotelu, a także atrakcyjności architektonicznej danego miasta oraz galerii sztuki dominowało w moim terminarzu latami. Teraz kolej, by odwiedziła Poznań.
Czy poza muzyką ma Pan czas na realizację innych pasji? A może wspiera Pan ogrodnicze hobby żony?
Na szczęście mamy dom na wsi, z dala od cywilizacji. Jest tam rozległy ogród, mała rzeczka, kort tenisowy i... nie działają tam telefony komórkowe. A ja jestem tylko asystentem ogrodnika. A na korcie - kiepskim, czwartym graczem do debla. Czegoż można chcieć więcej?
Rozmawiała Anna Plenzler
- Sir Neville Marriner zadyryguje orkiestrą Filharmonii Poznańskiej
- 15.11 o g. 19, Aula UAM
- bilety: 100, 95, 80, 75, 60, 55, 40 zł (wejściówki)